NIE POLECAM - nic śmiesznego, nic oryginalnego...
sprany do granic możliwości schemat (z nudnymi wstawkami przyjaciela głównego bohatera), z amerykańskim happy endem tzn. "ckliwym przemówieniem" (taka publiczna spowiedź na środku ulicy jest bardzo romantyczna!) mało ciekawego faceta, który zachował się jak ostatni drań i egoista, po którym [przemówieniu] oczywiście kochająca, miłosierna (i głupia!) kobieta daje mu "drugą szansę"...
no i doszliśmy do uroczego morału - "zdradzaj ile wlezie i taki Ci wybaczy"...
jak na moje to napisy końcowe powinny się zacząć w momencie, gdy gościu usiadł na chodniku, wtedy tak by mnie ten film nie rozczarował...
ja się uśmiałem nieźle może mi się wydawać ale ten film z punktu widzenia kobiet może rzeczywiście być kiepski ale sama napisałaś że nie lubisz komedi romantycznych to po co je oglądasz
może nie masz poczucia humoru bo ja mam
nie wiedziałam co to będzie, trafiłam przez przypadek no i tak zostało, a potem po prostu byłam ciekawa czy może wysilą się na jakieś ciekawe, nieschematyczne zakończenie, ale niestety nic z tego...
z takimi komedyjkami (i ich "pseudo morałami") jest tak samo jak z zapałkami, podchodzenie do nich zbyt poważnie byłoby głupotą, ale ich zignorowanie też... bo chcąc czy nie filmy (w większy lub mniejszy sposób) wpływają na nasze myślenie o różnych sprawach, determinują postrzeganie rzeczywistości...
dlatego nie podoba mi się, że w wielu filmach tego typu (w podobnym stylu ostatnio widziałam "A właśnie, że tak!" - też rozczarowanie) nie istnieje coś takiego jak KONSEKWENCJE, albo są one nikłe w porównaniu z przewinieniem...
wracając do poczucia humoru, jakieś każdy ma, moje po prostu nie toleruje takich naiwności...
ja będe przekonywał ludzi żeby go oglądnęli ty na odwrót
może to i dobrze
ale zastanawia mnie jedno jeżeli napisałaś że nie lubisz kom.rom
a zaczynasz je oglądać to chyba zaczynasz je lubieć