kiedy oglądało się stary musical, człowiek wiedział, że to faktycznie aktor śpiewa daną piosenkę, a w dodatku było to zgrabnie i zabawnie wplecione w fabułę filmu. Filmy typu Chicago i Nine robią z widza idiotę, teraz aktor nie musi umiec śpiewać, wystarczy poprawić jego głos na komputerze. Nigdy nie byłem fanem tego gatunku, ale współczesne musicale to filmy na poziomie "Jak Oni śpiewają", które przyciągają widzów tylko znanymi nazwiskami, bo racej nie znajdzie się w nich niczego ciekawego. Czasami myślę, że współczesne musicale powstają tylko po to żeby później wydać DVD i płyte z muzyką, dla większego zarobku :/
POlecam ci
Deszczowa piosenka 1952
West side story 1961
My fair lady 1964
dzwieki muzyki 1965
Cabaret 1972
"człowiek wiedział, że to faktycznie aktor śpiewa daną piosenkę"
"POlecam ci
My fair lady 1964"
To trochę się nie zgrywa biorąc pod uwagę fakt, że to nie Audrey śpiewała w filmie.