Poza świetną obsadą i rewelacyjnymi numerami tanecznymi niczego dobrego w tym filmie nie ma (no, jest jeszcze kwestia Judi Dench o pracy reżysera ;) i pierwsza scena gdy Guido opowiada o tworzeniu filmów ;) ). Reszta to nuda i dłużyzna i... reminiscencje z Chicago - cały czas miałam wrażenie że już to gdzieś widziałam: taniec dziewczyn w "oknach" (czy co to tam było na tym planie tanecznym) jak więźniarek w celach; numer Judi Dench jak Queen Latifah, Lewis z dziennikarzami i Geere z dziennikarzami;
cd (edycja nie działa)
zwroty akcji w zakończeniu ... takie przerabianie swoich starych pomysłów...
Dodatkowo mam reminiscencje z Felliniego - i filmograficznie i biograficznie. Ponieważ kiedyś się bardzo interesowałam i dużo czytałam i oglądałam, to miałam bardzo dziwne odczucia przy "Nine" - to jakiś zakamuflowany film o Fellinim, czy co?