Klasyczna szekspirowska sytuacja: duch poległego na drodze cienia złego ninja, opętuje ciało ponętnej pracownicy telekomunikacji. Dalej napięcie już tylko rośnie: "Zemsta Ninja" spotyka "Egzorcystę" i wspólnie idą w balet z "Flashdance".
Film Firstenberga powstać mógł tylko w rozbestwionych latach 80., i to tylko pod egidą Cannon Group. Mieszanka jest na tyle przebojowa, że wzrok nie jest w stanie oderwać się od ekranu, każdej kolejnej konfrontacji wypatrujemy z zapartym tchem.
Trzecią instalację serii z poprzednimi dwoma nie łączą żaden konotacje fabularne, oglądać można więc bez wcześniejszego "przygotowania", choć przyznam, że po drugiej części zwiększa się znacznie odporność na absurd, więc i szczękę rzadziej zbierałem z podłogi. Tak mogłaby wyglądać "Laleczka Chucky", gdyby tylko jej twórcy mieli ninja-jaja.