Gdyby zginął ON i Afroamerykanka(ona w połowie filmu, on na końcu) i gdyby
wszyscy nie mieli amerykańskiego akcentu, gdyby nie było końcowej sceny
apokalipsy w siedzibie klanu z udziałem żołnierzy armii narodów; to
oglądałbym ten film z pełnym uwielbienia wzrokiem. Powyższe detale są dla
mnie jednymi z kluczowych, świadczą o tym, czy to kolejny głupi film
hollywoodu, czy ambitny film nie wiadomo skąd, bo przecież jedynym znanym
miejscem, gdzie się kręci filmy to hollywood, czyż nie?