Poczytalem te wasze komentarze na temat NM i masakra-czy wy musicie sie klocic o takie jeb... pierdoly(chodzi mi o posty ponizej rzecz jasna)-zrytych kaskow patrze nie brakuje.
Co do samego filmu-warto zobaczyc i zgodze sie chcac nie chcac z panem Latajacym Psem.Ten film jest bardzo nietypowy jak na kino amerykanskie tamtych lat,pod wieloma wzgledami wyprzedzal eksperymentalne amerykanskie kino konca lat 60,i nie dziwi mnie wcale ze tak jest cytowany przez wielu rezyserow w swoich dzielach.
Rola Mitchuma dobra i oryginalna Lilian Gish tez trzymala fason.Film ma tez klimat. Jest sporo niedociagniec to widac-slabiutki montaz,wiele scen jest zle zmontowanych,sporo tu tez dziur i fabularnej niekonsekwencji,ale luzik da sie wybaczyc.Sam film oprocz dosc sarkastycznej wymowy to przypowiesc a nie zaden film noir chociaz do kina noir nawiazuje.Rozumiem ze nektorzy moga go uwazac za arcydzielo-ma w sobie cos niepowtarzalnego-jest i mroczny i zabawny i przepelniony jakims cynizmem.Mialem czasami wrazenie ze rezyser pragnalby aby Harry pozazynal wszystkich z premedytacja i pocwiartowal te bachory:) Krytykanci powinni tez wziasc poprawke na to,ze gdyby "Noc...." powstala ze 20 lat pozniej moglaby sie stac filmem naprawde kontrowersyjnym po dzis dzien,bo chec wlasnie aby pokazac o wiele wiecej jak dla mnie az uderza po galach.Niestety tak sie nie stalo i to rzecz jasna widac.Mnie jednak Laughton przekonuje i kupuje jego NC nawet tylko za checi i nawet pomimo tego ze czasem ten film to istna ramota.Solidnie dobra ocena,ni mniej ni wiecej i ten spiewajacy Mitchum-Oscar;)