To jest moje trzecie (po "Wałkoniach" i "La Stradzie") zetknięcie z kinem Felliniego i po raz trzeci jestem pod ogromnym wrażeniem, bo "Noce Cabirii" to film ocierający się o geniusz. Niby opowiadana w nim historia jest prosta, ale dzięki kunsztowi reżyserskiemu Felliniego i przede wszystkim dzięki wybitnemu aktorstwu Masiny niesie duży ładunek emocjonalny, sprawia, że nie można pozostać wobec niej obojętnym. W charakterystyczny dla Felliniego sposób łączą się tutaj wątki chrześcijańskie z pogańskimi, nad losami głównej bohaterki ciąży fatalizm, duchowość walczy z cielesnością, a wszystko to składa się na wielką przypowieść o ludzkiej samotności. Nastrój filmu współtworzy znakomita muzyka Nino Roty, a genialna końcowa scena i uśmiech Cabirii wprowadzają do tego przesiąkniętego fatalizmem dzieła pewien pierwiastek optymistyczny. Polecam wszystkim kinomanom.
Właśnie chyba "Osiem i pół" obejrzę w następnej kolejności, bo tylko ten film Felliniego mam w swojej kolekcji (spośród nieobejrzanych oczywiście). Pozdrawiam.