Film oczywiście znakomity. Dzisiaj obejrzałem go chyba z 10 raz w życiu i ciągle odkrywam coś nowego. Tym razem skupiłem się na głównym bohaterze, bo dotąd zawsze Dustin Hoffman przykuwał moją uwagę. Nasunęły mi się takie pytania:
1. Czy Joe był molestowany przez babcię ? Są 2 niepokojące sceny w jego wspomnieniach - jedna, gdzie zupełnie nagi leży w łóżku z babcią i jej facetem, druga kiedy znowu zupełnie nagi dostaje po pupie. Do tego dochodzą te dziwne spojrzenia babci... Ja rozumiem, że dziecko w tamtych czasach mogło mieć lanie, ale on był zupełnie nagi kiedy go biła
2. Czy ci faceci co zgwałcili jego dziewczynę, zgwałcili również jego ? Jest scena we wspomnieniach jak rozchylają mu pośladki, zresztą ta scena łączy się z babcią, która szykuje chyba lewatywę. No i jego dziewczyna, która mówi "tylko on" i go aresztują coś jak by specjalnie wkręciła...
Teraz zaprzeczenia tych tez:
Ad1. Joe wraca z wojska i jest wkurzony, że nikt nie zawiadomił go o śmierci babci, czyli jak by ją jednak kochał ?
Ad2. - Dziewczyna Joe zostaje zabrana jako psychicznie chora, a on biegnie za karetką - czyli jak by go uniewinnili
Retrospekcje Joe mają ogromne znaczenie w kontekście jego "zawodu" jak i preferencji seksualnych w Nowym Jorku...
Może ktoś ma jakieś pomysły ?
Moim zdaniem dobrze kombinujesz - ta naiwność Joe nie wynika z głupoty, lecz z chronicznego deficytu miłości i bliskości. Jego relacje z kobietami są przefiltrowane przez traumę, a wspomnienia z dzieciństwa — szczególnie z babcią, której zachowanie jest niepokojąco dwuznaczne — rzucają cień na jego rozwój emocjonalny. Seks jawi mu się jako waluta, a nie forma bliskości. Miłość to dla niego coś, co można zdobyć, zaimponować, wywalczyć, a nie coś, co można po prostu dostać.
Widz nie dostrzega w nim ani głębokiej samotności, ani rozdzierającej tęsknoty — uczuć, które w naturalny sposób pojawiają się u kogoś wykorzenionego, porzuconego, oszukanego przez życie. Zamiast tego mamy cień człowieka, który zna gesty, zna słowa, ale nie zna znaczeń.
Ta emocjonalna nieprzejrzystość jest szczególnie widoczna, gdy wracamy do wspomnień o kobiecie z jego przeszłości — domyślnie tej jednej jedynej, która powinna coś znaczyła, ale… nie wiemy co. Joe wraca do niej nie z bólem, nie z miłością, nie ze złością — lecz jak do rozdziału z książki, której nie potrafił przeczytać do końca. Trudno uchwycić, czym była ta relacja: fascynacją? obsesją? ucieczką? Jedno jest jasne — nie była zdrowa.
Jedną z bardziej niedocenianych, a zarazem kluczowych scen „Nocnego kowboja” jest moment po narkotykowej imprezie, gdy Joe trafia do łóżka z kobietą, która — w przeciwieństwie do wszystkich dotychczasowych epizodycznych „klientek” czy przypadkowych partnerek — dostrzega w nim coś więcej niż tylko fizyczność. I choć nie jest ślepa: widzi jego braki, tę dziecięcą naiwność, powierzchowność, niedojrzałość emocjonalną, może i niedobór intelektualny — to jednak w jej spojrzeniu nie ma pogardy. Jest coś rzadkiego: ciekawość i ciepło.
To mogłoby być początkiem relacji, nie transakcji. Ale Joe — zupełnie nieprzygotowany do bycia traktowanym z łagodnością — nie rozpoznaje tej możliwości. On zna tylko jeden schemat: zdobyć, „zrobić wrażenie”, odegrać rolę „samca alfa w obcym łóżku”. Zamiast odpowiedzieć emocjonalnie, odgrywa mechanicznie rolę, którą sam sobie wmówił — żigolo, obiekt, nie człowiek.
O rzeczywiście masz rację z tą kobietą po imprezie. Nie zwróciłem na to uwagi. Jeden z lepszych filmów w historii kina, a dzisiaj wartość dodana w postaci obrazu ulic i społeczeństwa z lat 70tych w NY
Pierwszy raz oglądałem go bardzo temu, już niewiele z tego filmu zapamiętałem - początkowo „Nocny kowboj” może sprawiać wrażenie banalnego filmu, zwłaszcza przez zakończenie, w którym Joe Buck, pozornie bez zastanowienia, zabiera chorego Rico do Miami. Taki gest wydaje się nieracjonalny, wręcz nieludzki.
Dopiero przy ponownym seansie, z dystansem i dojrzalszym spojrzeniem, odsłania się głębia tej opowieści. Retrospekcje – urwane, niemal halucynacyjne – stają się kluczem do zrozumienia traum, które bohaterowie noszą pod skórą. Joe nie działa rozsądnie, bo nigdy nie był osadzony w okrutnej rzeczywistości – żyje w mitach, które od dawna go zdradziły.
To jeden z pierwszych filmów amerykańskich (uwielbiam w podobnym czasie Taksówkarz, Rozmowę, Pieskie Popołudnie, Uwolnienie, Teksańska masakra...) , który tak brutalnie i szczerze obnażył tematy tabu. Surowy, smutny, ale do dziś zaskakująco świeży — również dzięki swojej formie, która przypomina o tym, że odpowiedni montaż może nadać scenariuszowi dodatkową głębię.
To nie jest tak bez zastanowienia bo Rico kompletnie nie chce iść do lekarza. Joe Buck sam nie jest lekarzem więc chcą to ogarnąć w Miami. Dla mnie to jest całkowicie uzasadnione logicznie, a jednocześnie piękna metafora. Bardzo nie lubię filmów "symbolicznych" gdzie wybory bohaterów są irracjonalne po to tylko żeby przemycić jakiś symbol znany tylko reżyserowi. tu zdecydowanie tak nie jest.