PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=8182}

Nocny kowboj

Midnight Cowboy
7,6 22 317
ocen
7,6 10 1 22317
8,0 24
oceny krytyków
Nocny kowboj
powrót do forum filmu Nocny kowboj

Ogolnie wszyscy interpretuja film jako opowiesc o przyjazni dwoch mężczyzn, probujacych przezyc w bezlitosnym Nowym Jorku. Ale spojrzmy z innej strony: co jesli Rico jest tylko wyimaginowanym przyjacielem Joe'a? Na pierwszy rzut oka wydaje sie to byc nieprawdopodobne, poniewaz kilka scen nie pasuje do tego zalozenia, np, gdy obaj szli ulica i Hoffman mowi: I'm walking here, albo gdy Joe wszedl do hotelu, a Rico zaczal wyobrazac sobie ze jest na Florydzie. Ale pewna zaleznosc sklonila mnie do myslenia ze Rico jest wytworem wyobrazni. Gdy Joe poznaje Rico, jest kompletnie zagubiony, natomiast Rico wyglada na zdrowego i eleganckiego. Przy nastepnym spotkaniu, Joe poznal sie juz na ludziach w Nowym Jorku i zaczal byc troszke ostrozniejszy, a w rezultacie Rico nie jest juz tak dobrze ubrany i nie w pelni zdrowy. I tak im dalej, tym Joe lepiej sobie radzi w Metropolii, natomiast Rico jest coraz bardziej chory, a gdy Joe calkiem wychodzi na prosta, przyjezdza do Miami, odrzuca ubior kowboja, Rico umiera. Moze to byl tylko wytwor jego podswiadomosci, ktorym usprawiedliwial swoje zycie w Nowym Jorku, myslal ze sa inni ktorzy maja gorzej od niego. Joe przezyl nie mala traume w przeszlosci, raz z powodu babci, a dwa z powodu gwaltu na nim i na dziewczynie. W filmie bylo pokazane ze probowal zapomniec o tym, stlumic te wspomnienia, co moglo doprowadzic do stworzenia sobie przyjaciela, o ktorego dbal jak o wlasna rodzine. Jest tez kilka malych detali, np to ze babcia Joe'a i ojciec Rico tak samo zmarli nagle i w raczej podeszlym wieku. Albo to ze ich marzeniem bylo wyrwanie sie ze swoich srodowisk. Mamy tu podobna sytuacje jak w Fight Clubie - z tym ze tam otwarcie zostalo powiedziane ze Tyler jest wymyslem Narratora. Z nim tez ludzie niby rozmawiali i widywali ich w tym samym miejscu. Tu jest to tak jakby subtelnie zaznaczone. Moze to jest tylko moja nadinterpretacja, ale film sklonil mnie do naprawde glebokich przemyslen ;D To co o tym sadzicie? Czekam na komentarze. Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 8
TheDarkKnightRises

Nie wpadłabym na coś takiego i przy pierwszych Twoich zdaniach pomyślałam "no chyba nie bardzo", natomiast im dalej czytałam Twoją wypowiedź tym wydawała mi się coraz ciekawsza. Nawet jeśli zamiarem autora nie było wykreowanie Rico jako postaci wyimaginowanej, to taka perspektywa jaką przedstawiłeś sprawia, że film wydaje mi się nawet bardziej wartościowy. Pozdrawiam,

TheDarkKnightRises

Odstaw ten tramal dziecko.

ocenił(a) film na 9
Snackbar

Wow. Zalozyles konto tylko po to, zeby to napisac? Bravo sir, bravo. Aha, i tak na przyszlosc - naucz sie uzasadniac swoja wypowiedz, dziecko.

TheDarkKnightRises

W jaki sposób Rico może sobie wyobrażać, że jest na Florydzie, skoro ponoć nie istnieje?
(Rico, nie Floryda) ;)

ocenił(a) film na 9
zweistein

Napisałem, że właśnie kilka scen nie pasuje do tego założenia ;D Ale można też na to spojrzeć z innej strony - to tez może być metafora na to jak idą Joemu poszukiwania kochanki w hotelu. Wiem ze to juz jest doszukiwanie się czwartego dna, ale po prostu lubię tak "rozkminiac" filmy ;)

TheDarkKnightRises

OK, to jest chyba ta"nadinterpretacja", o której pisałeś wyżej.
W filmie jest jednak chyba za mało tropów, żeby pójść śladem Fight Club.
Rico to pełnokrwisty bohater i taki też dramat.

ocenił(a) film na 9
zweistein

W Fight Clubie mimo że otwarcie jest powiedziane ze Tyler nie istnieje, to kilka scen również nie pasuje do tego założenia ;P Nie mówię że nie masz racji (prawdopodobnie masz całkowitą ;D), ale w sumie moja interpelacja ma jakieś podstawy żeby być prawda ^^

TheDarkKnightRises

Które sceny - w Fight Club - nie pasują?
Nie, twoja interpretacja wynika z przełożenia formuły FC na NK a to dwa, dość różne stylistycznie i znaczeniowo obrazy. ll

ocenił(a) film na 9
zweistein

Sceny niepasujace to np: Tyler daje Nortonowi wizytówkę, z której później korzysta; mimo że Tyler kradnie samochód spod lotniska, to widzimy jak Norton jedzie do domu taksówką; Tyler bije się z jakimś kolesiem i dostaje mocno "po ryju", ale Norton na drugi dzień nie ma żadnych siniakow. Zgadzam się ze wydźwięk tych filmow jest całkiem inny, ale nie znaczy to ze nie mogą mieć wspólnych elementów ;P

TheDarkKnightRises

No to nie jest takie niepasujące jednak bo jeden dla drugiego był na swój sposób obcy tak jak przy rozszczepieniu osobowości czy jak przy schizofrenii - wtedy takie sytuacje, że jeden coś wie, drugi nie albo jeden drugiemu coś opowiada, tłumaczy itp. itd. są ok. I tak też z tą wizytówką to postrzegam, że jeden myśli, że dostał ją od drugiego. Nie widzę zgrzytu. Co do taksówki bądź kradzionego samochodu to znowuż jest to kwestia tego przez kogo jest postrzegana dana scena - "w czyjej głowie się dzieje". A siniaki niekoniecznie w danym momencie musiały faktycznie być naprawdę - mogły być urojeniem.
Generalnie nie mam na świeżo "Fight Club" ale zdaje mi się, że było tam parę rzeczy dużo trudniejszych do wyjaśnienia w sensie potencjalnie nie pasujących. Choćby sama końcówka jest oczywiście zupełnie odrealniona. Myślę, że kwestię prawdopodobieństwa czy dokładności i realności zdarzeń w "Fight Club" należy traktować z pewnym przymrużeniem oka, bo film jest sam w sobie dość specyficzny - w sporym stopniu symboliczny.

Ale nie zgadzam się z tym, co pisze zweisten, że Twoja interpretacja jest przełożeniem formuły z FC na NK, bo ja bym nawet właśnie spróbowała pójść trochę bardziej w tym kierunku, natomiast Ty masz ciekawy pomysł tego wymyślonego przyjaciela pasującego do naiwno dziecinnego podejścia, który to przyjaciel robi się coraz słabszy i umiera, gdy bohater dorasta/dojrzewa/dorośleje. Są w tym bardzo ciekawe idee. Nie do całości filmu mi to pasuje, ale samo w sobie takie podejście bardzo mi się podoba.

TheDarkKnightRises

Myślę, że w wielu filmach można na siłę doszukiwać się takiej interpretacji, tzn., że jakaś postać jest tylko wytworem wyobraźni głównego bohatera.
Zgodzę się jednak co do kontrastu przemian, jednak w mojej opinii wynikają one z zamysłu, by pokazać, że nawet jeśli coś zyskujemy, możemy też stracić. Joe zyskał wewnętrzny spokój, odnalazł siebie, chciał się ustatkować, traci natomiast przyjaciela i zarazem mentora.

ocenił(a) film na 9
TheDarkKnightRises

lol. to jak bardzo chcesz, żeby to co napisałeś było prawdą nie zmienia faktu że tak nie jest. w filmie są wyraźne dowody na to, że Rico jest prawdziwy, a już w szczególności nie ma powodów żeby myśleć że mógłby on być wyimaginowany. stan Rica pogarszał sie z każdym dniem nie dlatego, że miało to odwzorowywać stan psychiki Joe'a tylko dlatego, że wywracał sie, palił, nie mył sie i nic z tym nie robił. a takich interpretacji można sie doszukiwać w wielu filmach, jak dla mnie bezużyteczny wątek.

ocenił(a) film na 9
Smaczewski

Zeby daleko nie szukac - w Fight Clubie gdyby nie bylo doslownie powiedziane jaki jest twist (nie mowie na wszelki wypadek, jesli nie widziales(as)), to tez nie mozna by bylo wyciagnac jednoznacznych wnioskow odnosnie Narratora. Z tym ze w Fight Clubie wskazowki sa bardziej dosadne - tutaj doszukac sie mozna kilku subtelniejszych ;D Gdzies tam o gory pisalem - jestem swiadomy ze ten poglad ma wiele dziur logicznych, ale po prostu lubie sobie wyobrazic ze tak jest, gdy ogladam film ;D "a takich interpretacji można sie doszukiwać w wielu filmach" - czekam na propozycje bo az jestem ciekaw ;P

ocenił(a) film na 9
TheDarkKnightRises

stary ten pomysł to jest brak logiki, wyraźnie jest pokazana interakcja Rico z innymi ludźmi a poza tym jak go spotkał to nie miał żadnych powodów z psychiką i do końca filmu nie ma, więc czemu zdrowy na umyśle człowiek miałby sobie przyjaciela robić. i skoro to miałby być wytwór jego wyobraźni to Rico nie powinien wiedzieć rzeczy które wie Joe czyli np. droga do tego mieszkania. myśle też że gdyby on miałby być wyimaginowany to reżyser dałby na końcu dowód na to, tak jak to było w Fight Clubie.

""a takich interpretacji można sie doszukiwać w wielu filmach" - czekam na propozycje bo az jestem ciekaw ;P" Schultz z Django jest gejem - to moja propozycja, na którą mam tyle dowodów co ty na swoją :)

ocenił(a) film na 9
Smaczewski

A czy ktos twierdzi ze nie jest? Chodzilo mi o przyklady filmow w ktorych jeden z dwoch glownych bohaterow moze byc wyimaginowany. I ciekawi mnie dlaczego za wszelka cene probujesz uswiadomic mi ze nie mam racji. Ja nie twierdze, ze moja interpretacja jest jedna jedyna prawidlowa, wrecz przeciwnie - sam widze w niej duzo dziur logicznych. Nie przeszkadza mi to natomiast w zaden sposob w odbiorze filmu. Bo niby rozum mowi ze taka sytuacja jest raczej niemozliwa, to serce wciaz ma nadzieje ze tak jednak moze byc ;D

ocenił(a) film na 9
TheDarkKnightRises

Bardzo fajnie uzasadniłeś swoje stanowisko. Ciekawa teoria. Przychylam się jednak do zdania poprzedników, że Rico jest realnym, pełnokrwistym bohaterem. Wydaje mi się, że film jest w takim odbiorze znacznie ciekawszy. Ewentualne uznanie, iż Rico jest wyimaginowany spłyca, w moim odczuciu, treść filmu i sprawia, że całość jest nielogiczna.

TheDarkKnightRises

Świetna teoria i całkiem inne spojrzenie. Takiego wyimaginowanego przyjaciela tworzą sobie z reguły dzieci, Joe jest trzeba przyznać odrobinę naiwny i dziecinny w początkowych minutach filmu, z czasem zaczął dostrzegać okrucieństwo NY, pojawiły się drobne rysy w jego wyobrażeniu wielkiego miasta i kariery żigolaka, może dlatego też Rico zaczyna coraz bardziej chorować. Wraz z dojrzewaniem głównego bohatera, Rico czuje się coraz gorzej, a w momencie dorosłych decyzji - umiera. Jak do tej pory wiele szczegółów pasuje, z tym, że właśnie: te wyobrażenia Rico (jak inni powyżej), no i jeszcze to morderstwo, którego dokonuje Joe (dla przyjaciela) nie pasuje mi do tej teorii... Ale pomysł ciekawy i wg mnie nie jest niemożliwy. :)

ocenił(a) film na 8
TheDarkKnightRises

To jest w sumie bardziej fan-fic niż interpretacja, ale mi się podoba.

Tak bardziej trzymając się ram fabularnych (bez odjechanych tripów na temat) dla mnie ten film to gorzkie studium "american dreamu" i całej naiwności wokół kilku konceptów bliskich "duchowi epoki" czy trendów tamtych czasów (tych już obecnych i dopiero zawiązujących się). Obydwaj i Rico i Joe żyją przekonaniem, że "wszędzie dobrze gdzie ich nie ma". Joe "żył" konceptem NYC, który miał mu dostarczyć chętnych do płatnego seksu kobiet i w związku z tym kupy szmalu i "high life'u". Choć przeciętny pod mentalnym/intelektualnym względem, wierzył, że "must be an easier way of making a living than that" (to także fraza którą wypowiada na końcu filmu) i że sam jest stworzony do lepszych rzeczy niż pomywanie w podrzędnych barach czy innych smętnych robót za parę centów (znamienne, że nawet w najgorszym momencie swojej egzystencji w nowym mieście, całkowicie spłukany, bez dachu nad głową Joe, pomimo wahań, nie chce powrotu do pracy pomywacza/przeszłości, po krótkiej obserwacji odchodzi od budki w której poszukiwany był człowiek do pracy).
Rico gardził profesją swojego ojca-pucybuta przekonany, że parszywy fach, brak myślenia i żyłki do zdobywania pieniędzy zaprowadziły ojca do nędzy i grobu - sam wierzył, a w końcu marzył, że uniknie tego losu, jego punktem przeznaczenia była Floryda, paradoksalnie zaś moment w którym "osiąga" swój wymarzony cel staje się momentem jego śmierci. Jest to też koniec pewnej epoki dla Joego, zgaduję że i koniec naiwności - Joe który zaczyna życie w Miami to inny człowiek niż ten, który przybył do Nowego Jorku - pozbawiony złudzeń, z innym podejściem do życia i pracy.
To oczywiście tylko wycinek interpretacji w ramach egzystencjalnego wątku poruszonego w filmie, pozostaje jeszcze podkreślany przez reżysera filmu wątek samotności, przyjaźni i odrębny, ale również silnie zaznaczony wątek seksualnego niepokoju/kwestionowania i przeżywania własnej seksualności. W książce na podstawie której powstał scenariusz, ten wątek jest jednym z głównych i szerzej opisane są tam traumatyczne przejścia Joego z czasów teksańskich.

ocenił(a) film na 8
TheDarkKnightRises

Bardzo ciekawe spojrzenie. Osobiście nigdy bym o tym zapewne nie pomyślał. Jakby się tak głębiej zastanowić to rzeczywiście, mogłoby tak być. Mimo wszystko uważam, że to nadinterpretacja. W moim mniemaniu film opowiada o przeciwnościach losu, o drodze do swojego miejsca marzeń (jak niektórzy piszą - Ziemi Obiecanej) oraz o ludzkich słabościach. Ale wiadomo - to tylko moja interpretacja, Ty wyraziłeś swoją, do której masz absolutne prawo. Pozdrawiam.

TheDarkKnightRises

Generalnie lubię takie nietypowe spojrzenia na filmy i to nawet wtedy kiedy wiadomo, że twórcy mieli co innego na myśli tworząc dany obraz, jednak Twoja wizja nie do końca pasuje mi na interpretację (ale _mi_, co podkreślam; jak najbardziej może być kwestią mojego spojrzenia, że coś mi nie pasuje, bo nie umiem w danym momencie przestawić się z dotychczasowego spojrzenia. Jest jak najbardziej prawdopodobne, że według spojrzenia cudzego może się wszystko zgadzać - pasować na interpretację). Ustosunkuję się dokładnie do tego spojrzenia, w którym Joe jest normalną postacią, a Ricco wymyślonym przyjacielem, czyli uznaję, że to, co dzieje się z Joe jest odzwierciedleniem rzeczywistości. Joe przyjeżdżając do Nowego Jorku trafia do świata, o którym nie ma pojęcia. Wyjechał tam sądząc, że jest to miejsce, w którym bez problemu utrzyma się z bycia żigolakiem, co jednak od pierwszego dnia okazuje się porażką. Po tym jak Ricco wyłudza od niego pieniądze Joe przez pewien czas jest po prostu bezdomny. Ricco natomiast od samego początku jest we wszystkim zorientowany. Można więc zastanowić się z czego wynikałaby wiedza Ricco gdyby miał być wytworem wyobraźni Joe'go. Niby Joe mógłby coś zaobserwować, czegoś się domyślić. Joe jednak wyraźnie nie grzeszy inteligencją, więc trochę trudno mi wyobrazić sobie sytuację, by w jakiś sposób wpadł np. na to czym są "x-owe" mieszkania. Bo przy Twojej interpretacji musiałby, i to po dość niedługim czasie od przyjazdu do miasta, samodzielnie to wykombinować. "Fight Club" może nie jest do końca dopracowany, jednak przynajmniej obie postaci (obie osobowości) prezentują mniej więcej ten sam poziom inteligencji i dość prawdopodobny poziom wiedzy. Zresztą "Fight Club" jest filmem dosyć specyficznym, bo na swój sposób dość filozoficznym, więc szereg rzeczy ma tam prawo być raczej symbolicznymi i nie musi być tak mocno realistyczna. No i w "Fight Club" mamy te dwie osoby jako współistniejące na równych prawach, a nie w ten sposób, że jedna jest wytworem wyobraźni drugiej, jak tutaj proponujesz (choć być może niefortunnie to napisałeś, a chodziło Ci jednak o sytuację bardziej podobną do "FC"). Chodzi mi o to, że jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, że osoba typu Joe wymyśla sobie przyjaciela, który na wszystkim się zna i jest bardzo mądry, ale taki wymyślony, dużo inteligentniejszy od wymyślającego, przyjaciel nie byłby w stanie posiadać wiedzy, której nie posiada (i nie ma skąd posiadać) osoba go wymyślająca. Może się mylę, ale nie pasuje mi ta wizja nie tylko do końcówki filmu oraz paru scen pośrodku, ale też i do samego początku. Ricco posiada wiedzę, której nie ma Joe i nie ma jej nie tylko z powodu swojego ograniczenia, ale i też z powodu bycia zupełnie nowym w mieście. I nie wiem jak by się miało tłumaczyć całą tą sytuację z O'Danielem. Jako jakąś też zupełnie wymyśloną? Jeśli tak to co oznaczającą? (Nie mówię, że nie da się czegoś zaproponować - całkiem prawdopodobne, że tak.)

Następnie te marzenia o Florydzie. Joe marzył o Nowym Jorku. Ricco o Florydzie. hmm No chyba, że uznamy, że Joe jest w Nowym Jorku już dość długo (choć to z kolei nie pasuje do tego, że przed zatrzymaniem się u Ricco nie ma gdzie mieszkać) i przez ten czas wyleczył się już z marzeń o Nowym Jorku, a nabawił się marzeń na temat Florydy. Że najpierw wyobrażał sobie jako raj Nowy Jork, a po pewnym czasie (ale to musiałby być dłuższy czas) życia w Nowym Jorku już do niego zupełnie przywykł i zaczął wierzyć, że rajem byłaby Floryda. To by było ok, tylko to nie pasuje do twierdzenia, że Joe co dopiero przyjechał do Nowego Jorku. Chyba, że założymy, że mu się tylko tak wydaje, ale wtedy Joe musiałby być do pewnego stopnia wymyślony i chyba by wtedy trzeba przyjąć, że był sobie Rico, który był inteligentny i radził sobie w Nowym Jorku, ale miał też kompleks związany z wyglądem i na bazie tego - jego powiedzmy niedostatków w sensie tego, czego jemu w nim samym brakowało - "wyłoniła" się z niego druga osobowość w postaci przystojniaka Joe. Może można by w ten sposób? Z tymże wtedy nie mówimy o tym, że jeden wymyślony, a drugi wymyślający, a że po prostu obaj stanowią dwie części jednej osoby, z których to części najpierw bardziej dominującą jest Ricco, a na końcu Joe (część będąca w nim Ricco obumiera, że tak to ujmę). Tak by było ciekawie tyle że wtedy chyba by trzeba uznać, że kalectwo Ricco w dużej mierze było urojone bądź wyolbrzymione, po trosze mogłaby być też symboliczne, ponieważ inaczej trudno wyjaśnić to, że na końcu przeistacza się we e pełni sprawnego młodego mężczyznę.

Natomiast jeśli trzymamy się tego, że Joe co dopiero przyjechał do miasta i jest osobą wymyślającą przyjaciela, to jego wyimaginowany przyjaciel nie mógłby mieć tej całej wiedzy na temat tego jak przeżyć w Nowym Jorku - czym są 'x-owe' mieszkania, jak załatwić to i tamto. Dalej są też te różne sceny właśnie tego typu jak to, że Ricco ma swoje marzenia, które są pokazywane z jego perspektywy, a taki sposób pokazywania nie bardzo pasuje do osoby, która miałaby być wymyślona. No i potem końcówka filmu kiedy Joe atakuje klienta żeby zdobyć pieniądze na ratowanie Ricco. Nie wiem czy da się to wszystko odpowiednio ponaciągać/dopasować, żeby ta wizja pasowała jako interpretacja. Z tymże szczerze mówiąc, to uważam, że takie spojrzenie - to, które tu opisałeś - samo w sobie jest ciekawe i gdyby je dopracować, to mogłoby być pomysłem na ciekawą historię. Ciekawszą niż ten film. Gdyby wyjść z takiego pomysłu, ale nie kopiować ani "Nocnego Kowboja", ani "Fight Club", mógłby z tego wyjść całkiem ciekawy scenariusz.


A wracając do "Nocnego kowboja", to jest to dość wierna ekranizacja książki. Książka jest naprawdę świetna i wciągająca i jak to zwykle bywa film będąc filmem musi zawierać historię mocno okrojoną. Zdarzają się jednak ekranizacje, których twórcy dodają coś twórczego/oryginalnego od siebie, coś względem książki zmieniają, tworzą coś mocno autorskiego. "Nocny kowboj" stara się jednak być ekranizacją wierną. Zmiany są maleńkie - przykładowo ojciec Ricco w filmie był pucybutem, w książce murarzem. W obydwu przypadkach zacharowywał się przez całe życie. Kolor butów Joego się nie zgadza :) Jego wygląd też trochę nie do końca, bo jednak według książki miał być wyjątkowo przystojny, wysoki i ciemnowłosy. Klientka z pieskiem, której dał 20 dolarów po tym jak zaczęła płakać w książce jest grubsza i młodsza, bo ma tam 31 lat, jednak poza tym film bardzo szczegółowo odtwarza wybrane sceny łącznie z takimi detalami jak zaplamienie kurtki keczupem albo skarcenie Joego za to, że kupił skarpety, a przecież można było je ukraść kiedy kupował inne sprawunki. Ogólnie film stworzono w ten sposób, że wybrano szereg fragmentów z książki i w miarę możliwie jak najdokładniej je przedstawiono. Chłopak, który obciąga Joemu w kinie w książce obciąga mu na dachu. Suma, którą obiecał, a jej nie ma jest ta sama, Joe chce mu zabrać zegarek, a potem rezygnuje, chłopak chce mu dać książki itd. itd. to wszystko jest tak samo w książce. Co do dziewczyny, która powtarza, że Joe jest jedyny, to może wyjaśnię o co chodziło, bo może to być ciekawe dla osób nie znających książki.

UWAGA SPOILER KSIĄŻKI - JEŚLI KTOŚ NIE CHCE ZNAĆ TREŚCI KSIĄŻKI, TO PROPONUJĘ NIE CZYTAĆ DALEJ


To była nastolatka, która chętnie dawała każdemu w miasteczku (stąd tekst wypowiadany do Joego przez innego chłopaka, że jeśli ją całował to powinien łyknąć całą aptekę - w książce jest dokładnie ta sama wypowiedź), a robiła to m.in. w pomieszczeniu na tyłach kina (stąd te przebitki kina) i m.in. z grupką wyrostków, których obsługiwała po kolei na stercie skrawków wykładziny - stąd ich pojawienie się w filmie we wspomnieniach Joego. Joemu mówiła, że jest jedynym, którego czuje czy z którym coś czuje - coś w tym stylu. Chodziło o to, że kiedy posuwają ją inni to nic nie czuje, a Joe jako jedyny sprawia jej przyjemność i tylko on daje jej orgazm. Po jakimś czasie wyszło na jaw, że dziewczyna jest puszczalska i jej rodzice zamknęli ją w wariatkowie (stąd motyw ludzi goniących dziewczynę). Natomiast kwestia tego, co zrozumiałeś jako gwałt na Joeju. W filmie faktycznie jest to mętnie pokazane, ale jest to sen, więc może być pomieszane. Joe został zgwałcony przez syna burdelmamy. Trochę zagmatwana sytuacja. Joe się wściekł, że podglądali go jak był z prostytutką i zaczął bić faceta, który przyprowadził go do tego przybytku, więc zaczęli go odciągać i w końcu jemu się dostało i przy okazji został "zaliczony". W sumie co innego było większą traumą, a mianowicie to, że facet, którego miał za nowego (w sumie jedynego i pierwszego) kumpla wystawił go. I można odnotować też fakt, że właśnie owa burdelamama napomknęła, że w Nowym Jorku taki chłopak jak Joe zdobyłby majątek jako żigolak i z tegoż też powodu Joe zdecydował się na ten wyjazd. Tak więc to, że śni mu się mieszanka tych wszystkich wydarzeń jest logiczne, natomiast dla widza nie znającego książki jest to zupełnie nieczytelne, aczkolwiek zgadzam się, że to nie musi być minus, bo można na tej podstawie stworzyć jakąś ciekawą interpretację jeśli się uda. Co do babki Joego to kochał ją bardzo i w sumie nieźle go traktowała. Kiedy umarła Joe był w wojsku, a na wieść o jej śmierci dostał histerii, załamał się i rozchorował. W konsekwencji nie był na pogrzebie i kiedy skończył służbę i wrócił do domu nie było już śladu babki, ani niczego po niej, bo jej siostra, która przyjechała na pogrzeb zlikwidowała majątek i nie wiedząc o istnieniu Joego z powrotem wróciła do siebie (już nie pamiętam gdzie mieszkała, ale gdzieś daleko). Joe został więc sam, bez domu i bez pieniędzy (potem zatrudnił się jako pomywacz i stąd też scena z pomywaczem w filmie). Stąd przebitka, że po powrocie z wojska siedzi taki opuszczony na schodach i że stwierdza, że nawet nie wie kiedy ta babka umarła. Opisuję to wszystko żeby objaśnić jak dokładnie film przedstawia treść książki również w tych momentach, kiedy robi to tak skrótowo, że bez znajomości treści książki te migawki są nieczytelne. Osobiście wolę gdy twórcy ekranizacji pozwalają sobie na pewną swobodę i nie usiłują tak ściśle trzymać się książki.


Książka "Nocny kowboj" traktuje o samotności. Motto książki brzmi: "Nie ma błogosławieństwa dla samotnych. Pismo święte nie mówi, że są błogosławieni. / pan O'Daniel". Przez całą powieść Joe usiłuje znaleźć kogoś, dzięki komu nie będzie samotny. Kiedy spotyka Ricca jest bardzo szczęśliwy. Na samym wstępie Ricco go oszukuje, więc Joe jest na niego wściekły, jednak kiedy ponownie na niego trafia cieszy się jak głupi nie dlatego, że wreszcie może się zemścić, ale dlatego, że to nareszcie ktoś kogo zna. Jedyna znajoma osoba w całym tym nieprzyjaznym mieście. Później włóczy się z nim, kradnie, trochę puszcza się z gejami, ale cały czas jest szczęśliwy, bo przez całe życie nie miał nikogo bliskiego, a teraz nareszcie ma. Z kolei Ricco, choć niewątpliwie jest inteligentny i może być dla niego męczącą znajomość z głupawym Joe, to jednak niestety jest też kaleką i to bezdomnym kaleką. Jest więc zadowolony mając przy sobie kogoś sprawnego i silnego. Pan O'Daniel jest kaznodzieją mającym obsesję na punkcie "grzechu samotności". Tajemnicze przyjęcie organizowane przez Jasia i Małgosię (po naszemu, a w oryginale przez Hansel i Gretel) także dotyczy samotnych ludzi i zdaje się być projektem policzonym na wymuszanie zabijania samotności. W filmie Joe dostaje zaproszenie będąc z Ricco, więc jest to nieczytelne. W książce Joe jest sam, kiedy rodzeństwo go wybiera i można się domyślać, że wybierają go w dużej mierze ze względu na tę jego samotność. Wybierają samotnych, ale ładnych ludzi, zapraszają ich w jedno miejsce, rozdają im narkotyki i oglądają efekty, czyli te chemicznie sprowokowane interakcje łamiące samotność. I w końcu ten ostatni klient, który kończy ze słuchawką w ustach także jest samotny, i co znowuż w filmie jest nieczytelne, zanudza Joego przez cały wieczór rozmową nie mówiąc czego tak naprawdę chce, odprawia go i dopiero kiedy Joe późno ponownie do niego zachodzi, praktycznie przypadkowo wychodzi na jaw, że tym czego pragnie Towny jest bycie sponiewieranym i kiedy broni szuflady z pieniędzmi, na których mu nie zależy, osiąga orgazm. Tak więc ogólnie wszyscy w tej książce cierpią z powodu samotności, choć jedni radzą sobie z nią dużo lepiej niż inni. Także np. babka Joego cały czas wiązała się z różnymi mężczyznami aż w końcu trafiła na młodszego i chcąc się do niego dostosować usiłowała jeździć na koniu, spadła z niego i właśnie w ten sposób umarła. Streściłam sporą część książki, ale i tak nadal ją polecam, bo jeszcze wiele zostało. Film ma swoje zalety jednak nie ma tej głębi co książka i nawet się do niej nie zbliża.


Opisałam to wszystko po prostu jako ciekawostkę dla osób lubiących zestawiać treść ekranizacji z treścią książki, a niekoniecznie chcących czytać daną pozycję, czyli chcących poznać jej treść na szybko. Absolutnie nie twierdzę, że treść filmu powinna być zgodna z treścią książki ani, że powinno się znać treść książki, by rozumieć, oceniać czy interpretować film. Film jest oddzielnym dziełem. Często ciekawie jest poznać jedno i drugie i zestawić przemyślenia i odczucia, ale oczywiście popieram pogląd, że film powinien się bronić (sprawdzać) jako dzieło samo w sobie - bez żadnych wspomagań czy nawiązań do książki. Jak najbardziej też popieram twórcze interpretacje. Ten pomysł na interpretację zaproponowany tutaj jest bardzo dobry i całkiem prawdopodobne, że lepiej dałabym mu się ponieść (sprawniej dopasować do treści filmu, doszlifować, wyobrazić, ogarnąć go), gdyby nie to, że pierwszy raz film oglądałam tak dawno, że już w ogóle go nie pamiętałam, natomiast ostatni raz oglądałam go świeżo po lekturze książki, więc siłą rzeczy przez to mocne podobieństwo treści filmu z treścią książki trudno mi było przestawić się na inną - nieksiążkową - interpretację. Ale pomysł na to inne spojrzenie mi się podoba z tymże ja bym raczej wolała pójść w kierunku takim, że jest to nie w ten sposób, że Ricco jest wymyślonym przyjacielem, a Joe prawdziwą postacią, tylko że obaj są przejawami jednej osoby tak bardziej na zasadzie rozszczepienia osobowości czy schizofrenii, czyli w sumie podobnie jak w "Fight Club", bo tam też żaden nie był tym prawdziwym, a drugi tym wymyślonym - obaj byli w pewnym stopniu prawdziwi i wymyśleni w sensie wymyśleni dla tej drugiej osobowości (innymi słowy nieznani i nawet niewiarygodni jeden dla drugiego w równym stopniu). Czyli tak jak pisałam wyżej - patrzeć na Ricco i Joego jako na części jednej osoby, z których raz dominuje jedna, raz druga. Spróbowałabym pójść raczej w tym kierunku.

Eleonora

Dzięki za tak wyczerpującą wypowiedź, te różne przebitki z przeszłości Joe'go stały się jaśniejsze i dużo bardziej logiczne, uzasadniając jego działania.
Myślę, że to film, który nie trafi do osób ze skromnym bagażem doświadczeń życiowych. Doświadczeń które kształtują nasze odpowiedzi na pytanie kim jestem i dokąd zmierzam, tudzież jaką cenę trzeba zapłacić za marzenia.

ocenił(a) film na 8
TheDarkKnightRises

Bardzo ciekawe spojrzenie na film. Do pewnego stopnia postac Hoffmana ma taka funkcje jak opisujesz.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones