PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=8182}

Nocny kowboj

Midnight Cowboy
1969
7,6 26 tys. ocen
7,6 10 1 25510
7,9 40 krytyków
Nocny kowboj
powrót do forum filmu Nocny kowboj

Hoffman rewelacyjny. Film taki sobie.

ocenił(a) film na 10
ptrsqlap

Może się nie załapałeś na książkę w odpowiednim czasie. Ja oglądałem z zapartym tchem.
Co nie znaczy, że jesteś jakiś dziwny. Może to ja jestem kopnięty :)

ocenił(a) film na 6
wiesiek_madrala

Książki nie czytałem, film oglądałem w szpitalu - może nie było klimatu. Pewnie jak na tamte czasy film był świetny, ale kino od tego czasu zrobiło taki postęp, że film mnie nie zachwycił. Z kinem jest trochę jak z literaturą - arcydzieła z XIX wieku nigdy nie zrobią na nas takiego wrażenia jak książki napisane współcześnie, poezja, np. romantyków, choć wspaniała nie uderza tak, jak współczesna. Na studiach oglądałem "Psa andaluzyjskiego" - niewiele z niego pojąłem, potem interpretowaliśmy go z babką od filozofii (bo filozofia mało nas zajmowała na moich studiach :))) ) i ona po wytłumaczeniu co i jak rzuciła stwierdzenie "ale przyznają Państwo, że film się nieco już przeżył". Co innego po prostu nas szokuje, bawi, wzrusza niż naszych rodziców lub dziadków. I to jest dobre. Pozdrawiam:)

ocenił(a) film na 9
ptrsqlap

Moim zdaniem kino zbyt wielkiego postępu nie zrobiło, a pewnych dziedzinach mamy wręcz do czynienia z regresem. A filmy z lat 60 i 70 tych robią na mnie z reguły znacznie większe wrażenie niż dzisiejsze. No, ale oczywiście ilu ludzi, tyle opinii.

ocenił(a) film na 10
ptrsqlap

"Postęp" w kinie i na świecie nie ma tu nic do rzeczy. Gdziekolwiek nie odgrywałaby się akcja, losy bohaterów mogą nas niesamowicie zainteresować i przejąć.Film był i pozostaje świetny. Najprawdopodobniej oglądałeś film w niewłaściwym czasie, w nieodpowiednim nastroju. Zdarza się.

ocenił(a) film na 7
ptrsqlap

Przyłączę się do tej opinii (tym bardziej, że ja również przyznałem "Nocnemu kowbojowi" 6-tkę). Zgadzam się z refleksją ptrsqlap odnoszącą się do upływu czasu. Może nie chodzi nawet tyle o postęp, jakiego dokonało kino jako takie -- bo film opowiada tę historię w sposób bardzo dobry, ma klimat, wszystko tu pasuje -- co bardziej o samą historię. W roku 1969 tematy seksu, prostytucji (a już szczególnie męskiej) urazów psychicznych na skutek przemocy seksualnej i bycia wykorzystywanym w dzieciństwie, "brudu" miasta, życia tzw. "marginesu", itp., zapewne dopiero wchodziły na ekrany -- przynajmniej jeśli chodzi o mainstream. Dlatego "Nocny kowboj" musiał robić duże wrażenie -- nie tylko przez to, jak dobrze jest zrealizowany i jak świetnie zagrany, ale też przez śmiałość podjęcia takich problemów i opowiedzenia o nich w sposób dość bezpośredni -- choć artystycznie dopracowany. Późniejsze filmy podejmowały jednak również te tematy, dokonywały nowych, i często jeszcze śmielszych, obserwacji.

Dziś pozostaje więc "Nocny kowboj" jako dokumentem pewnej epoki i tego, jak wątki, o których wspomniałem, były odbierane przez współczesnych; oraz -- jako pewna konkretna fabuła. W tej pierwszej warstwie jest cenny, ale jednocześnie wydaje mi się nieco przeciążony ilością motywów, siłą rzeczy potraktowanych dość płytko. Np. wiele rzeczy odnoszących się do religii, no i tego dorastania w domu lekko szurniętej babki, jest zaznaczonych w postaci sekundowych flashbacków głowego bohatera: trochę gubimy się w tych domysłach; wątek niepewności co do swojej orientacji u głównego bohatera, też jest nam podawany w sposób zamotany chyba specjalnie dla efektu skołowania widza. Postacie głównych bohaterów, przez sposób na życie, jaki sobie wybrali, mają stać się naszymi przewodnikami po świecie Nowego Yorku poszukiwaczy wrażeń i ludzi próbujących to wykorzystać. Ale rola przewodnika jest niewdzięczna -- czasem musi stać się tragarzem. Tak właśnie się stało w wypadku "Nocnego kowboja" -- twórca scenariusza tak dużo chciał pokazać tła, że bohaterów musiał zarysować dość zamaszystą i grubą kreską.

Żeby nie było nieporozumień: dotarła do mnie i na swój sposób poruszyła historia przyjaźni Joe i Rico: przyjaźni opartej na samotności i solidarności. Rozumiem też motyw dojrzewania głównego bohatera -- z lekkoducha przekonanego, że świat leży u jego stóp, zmienia się w kogoś, kto czuje się odpowiedzialny za drugiego człowieka i czerpie szczęście z tego, że może mu być wsparciem. Wszystko to podobało mi się i zostało ładnie przedstawione, ale "magii" tego nie poczułem. Może dlatego, że scenarzysta, moim zdaniem, trochę po macoszemu potraktował postać Rico -- właściwie, oprócz tego, że przy bliższym poznaniu łatwo mógł budzić współczucie i potrzebę opiekuńczości, trudno w nim znaleźć cokolwiek interesującego.

Wahałem się między ocenami 6 i 7, ale ponieważ właśnie obejrzałem ten film po raz drugi -- po raz drugi z wielkim wyczuleniem, żeby dostrzec w nim "to coś" -- i ponieważ po raz drugi właściwie nie udało mi się tego dokonać, więc zdecyduję się na 6. Niewątpliwie jest to klasyk, który trzeba znać, a przy tym film ciekawy i świetnie zagrany. Dla mnie jednak zbyt schematyczny, niepogłębiony i epizodyczny, żeby do mnie przemówił.

ptrsqlap

A mi właśnie Dustin Hoffamn totalnie nie pasował. Postać przez niego grana strasznie mnie denerwowała. Za to Voight przykuł moją uwagę. Nie mniej jednak film o niczym.

użytkownik usunięty
Marilee_chan

'dopoki nie wszedlem do internetu nie wiedzialem, ze na swiecie jest tylu idiotow' (St. Lem).

użytkownik usunięty
ptrsqlap

'dopoki nie wszedlem do internetu nie wiedzialem, ze na swiecie jest tylu idiotow' (St. Lem).