Obraz Schlesingera wpisuje się w nurt kina drogi, które osobiście darzę szczególnym uczuciem. Podróż jest doskonałym wymiarem poznawania świata jak również możliwością bezpośredniej konfrontacji bohatera reprezentującego określone postawy z aktualną rzeczywistością. Przemieszczanie się pozwala na ukazanie różnych warstw społecznych i powiedzenie czegoś bardziej ogólnego dotyczącego zarówno człowieka jako jednostki jak i człowieka jako części grupy społecznej. "Nocny kowboj" fantastycznie wykorzystał potencjał tego nurtu. Przez pryzmat naiwnego, niezbyt bystrego teksańskiego młodzieńca przybywającego do Nowego Jorku twórcy sportretowali zobojętniałą dżunglę. Nowy Jork objawia się jako misz masz ludzi wszelkiego rodzaju, ze szczególnym zwróceniem uwagi na włóczegów nie potrafiących znaleźć swojego miejsca, marzących o wyrwaniu się z nędzy i życiowej stagnacji. Z kimś takim właśnie los splata owego przybysza. Dla obydwu bohaterów okazuje się to być szansa na znalezienie czegoś ludzkiego w otaczającym brudzie z którego nie potrafią się wydostać. Film Schlesingera, zestawił ludzkie wspomnienia, wyobrażenia, emocje, z tym co bohaterowie spotykają na swojej drodze. Bajeczny, dynamiczny montaż jaki wykorzystano kreuje świat migających neonów będących medialnym płaszczem dla beznadziei jaka się za nim kryje. Warto zaznaczyć, że niezapomniane kreacje stworzyli w tym filmie John Voight i Dustin Hoffman. Podobnej klasy duetów było tylko kilka w kinie.