Jestem istotą marną, człowieczą, nic nie znaczącą dla wszechświata. Mam jednak swój umysł i potrafię z niego korzystać. Nie staram się ogarnąć prawdy, wiem że to niemożliwe, jednak wypowiem się w kwestii wiary i jej racji. Nie staram się tym wpisem nikogo obrazić. Przemawiam do ludzkiej głupoty, nie do ludzi jako takich.
Ateiści-wierzący. Spór który toczy się od znacznie dłuższego czasu, niż się wam wydaję. Myślicie że wiara była tworem prymitywnych? Otóż nie, wiara była tworem DLA prymitywnych. Już wśród starożytnych pojawiają się pierwsze głosy ateizmu. Filozofowie jak Platon, czy Arystoteles, nie wierzyli w Olimpijskich Bogów, a przynajmniej nie tak, jak my to sobie wyobrażamy. Dla nich bóstwa były symbolem. Częścią filozofii. Przykładowa Gaja, nie była dla nich tytanką, czy boginką, realnym bytem. Była Ziemią. Bytem czysto fizycznym. Matką, Życiem. W prymitywnych pogańskich plemionach, bardziej rozgarnięci ich członkowie wymyślali bajeczki o drzewach, krokodylach i leśnych duchach, by zawładnąć nierozumnymi, uczynniając z siebie "wybrańców", arcykapłanów. Tych którzy "rządzą z woli bogów". Sami wiedzieli że to kłamstwo.
Pojawiła się jednak religia która podbiła niemal cały świat. Zaczęło się to od Judaizmu. Jahwe nie był ewenementem, ale był na pewno jednym z pierwszych bogów nie posiadających sobie podobnych (bogów wiary monoteistycznej). Judaizm jednak nie miał wielkich szans by się rozprzestrzenić. Szansa ta pojawiła się razem z Jezusem Chrystusem. Ów hipster, zamordowany przez Rzymian, szerzył wszem i wobec swoją hipisowską filozofię, która była chyba pierwszą tego rodzaju, bo ludziom bardzo podobała się wizja świata, złożonego z iście hipisowskiej uciechy, jaką jest miłość, wiara i nadzieja. Czy Jezus był dobrym mówcą? Nie wiem, ale na pewno jego słowa o miłości tu, tam, teraz, jutro, wczoraj, wywołały zaciesz na twarzach spragnionej ziół ludzkości. Doszedł do tego jeszcze Św. Paweł. Arogant i seksista. Który powiedział że każdy hipisem zostać może, wystarczy tylko polać się wodą i gotowe. Była to pierwsza z religii, tak humanitarna, tak pacyfistyczna i na koniec otwarta dla wszystkich. To jednak nie wystarczyło. Decydujący moment przyszedł, gdy upadło Imperium. Kościół, jako jedyna instytucja, utrzymała stabilizację, tak pożądaną przez pogrążonych w anarchii, europejskich barbarzyńców. Tak wiara zdominowała świat.
Jednak, jak wszystko, wiara musiała mieć swoich przeciwników. Takimi przeciwnikami ostatecznie zostali ateiści. Ateiści od niepamiętnych czasów starają się obalić wiarę w Boga, który niebywale ich denerwuję swoim "nie istnieniem". Są podzieleni, jedni są inteligentni i siedzą cicho, drudzy są mało bystrzy i rzucają wszem i wobec swoje absurdalne argumenty, starające się w niezwykle niedbały sposób obalić wiarę.
Ci drudzy ateiści znaleźli się i na tym portalu. Słysząc że powstaję film na podstawie komiksu, na podstawie księgi Genesis, opisującej życie nijakiego Noego, "Wybranego przez Boga", ateiści raz jeszcze przypełźli tutaj, chcąc obluzgać, zgnieść, zdyskredytować, no po prostu walczyć z Bogiem, w którego przecież nie wierzą! Ci ateiści popełniają jednak masę logicznych błędów, które kładą ich typowo ateistyczne, niedbałe argumenty.
Po pierwsze, zauważyłem że kilka takich ateistów piszę słowo "Bóg" z małej litery. Dlaczego, zapytacie się? Otóż dlatego, że "w niego nie wierzą" a także "nie lubią go". Rozumiem że w niego nie wierzą i że, jako postać literacką, nie przepadają za nim. Czy to znaczy, że skoro nie lubicie Józefa Stalina i nie wierzycie w jego ideologię, piszecie jego imię: "józef stalin"? Inny przykład. Czy to znaczy że jeżeli nie lubicie dajmy na to Sarumana (Władca Pierścieni) i nie wierzycie w jego istnienie, piszecie jego imię "saruman"? Tak się dzisiaj wyraża brak wiary i sympatii? To jakoś boli te postacie? Czujecie się wtedy lepsi? "Bóg" w kontekście chrześcijańskim, to nie "bóg" jako istota. To jego imię. I tak jak "Allah" i "Jahwe", tak jak "Jezus" i "Mahomet", powinno pisać się to z dużej litery. Jeżeli tego nie robicie, to gratuluję dorosłego zachowania.
Film opowiada, jak wspominałem, o wydarzeniach z księgi Genesis. Wydarzenia te były istną masakrą, przewyższające w swych skutkach nawet holocaust. Większość z nas zna historię o Noe, jedynym człowiekiem (wraz z swoimi dziećmi, żoną i żonami synów), który przetrwał sławny Potop, zesłany przez Boga na ziemię. Potop ów unicestwił wszelkie życie na Ziemi (po za rybami chyba. Autor Genesis wspomnieć o nich nie raczył). Dzisiaj, gdy coś takiego robi człowiek, spotyka się to z powszechnym oburzeniem. Prawidłowo. Zabijanie zła rzecz. Jednak myślący dzisiejszymi standardami, niedouczony ateista, stara się przy pomocy Potopu zdyskredytować miłość Boga. Chcąc zdyskredytować miłość Boga, należy przyjąć, że on istnieję. Inaczej, przyjmijmy, że ów Bóg jest postacią czysto literacką. Pismo Święte (bo trzeba myśleć o Bogu poprzez całe jego Pismo, nie jedną księgę), opisuję Boga jako absolut. Istotę najwyższą, ostateczną prawdę, Pana Panów, nieogarniętego, wszechpotężnego. A wy, marne istoty z mózgiem z którego nie korzystacie w pełni jego możliwości, chcecie mu zarzucać okrucieństwo? Ludobójstwo? Nienawiść? Załóżmy więc że Bóg jest postacią literacką. W swoim świecie literackim, nie jest on mordercą i bytem złym. O nie! On jest przecież WSZYSTKIM. On jest STWÓRCĄ. Jak wy chcecie zarzucić mu niesprawiedliwość, skoro on tę niesprawiedliwość STWORZYŁ! On decyduję co nią jest! On mówi, co jest mordem, co łaską, a co karą! On decyduję kto jest niewinny (on ową niewinność stworzył)! Nie myślcie o nim wedle ludzkich standardów, bowiem on człowiekiem nie jest. Człowieka też stworzył. Człowiek zabijający człowieka, jest mordercą. Bóg zabijający człowieka jest tym, kim chcę być, bo on tworzy to, czym chcę być i on tworzy siebie, będącego tym, czym chce być, on także tworzy czyn, dzięki któremu staję się tym, czym chcę być. Nie karzę wam uwierzyć w Boga. Jeśli nie chcecie, nie wierzcie. Ale nie wypisujcie, że mordercą jest ten, kto stworzył mord (stworzył, a nie jako pierwszy popełnił). On go ukształtował, on wyznaczył kiedy ma miejsce, on decyduje kiedy go nie ma. Jako stwórca wszelkich zasad, praw, ma prawo je zmieniać i łamać. I nie porównujcie mi go do człowieka, bo człowiek w całym swoim życiu niczego nie tworzył, a jedynie wynajdował (przykładowo: twórca aparatu, wziął jedynie kilka elementów z tego, co już było i połączył w całość. To nie "stwarzanie", leczy "wynajdowanie").
Jednak nie był bym sobą, gdybym nie poddał krytyce obu stron. Otóż obawiam się że film nie opisuję Genesis w całej jej okazałości. Nie opisuję (jak już to ktoś wspominał) istot zupełnie niewinnych, dzieci, chorych, kobiety, zwierząt. Wątpię że opisuję pewną zabawna sytuację, kiedy to Noe przeklął swojego syna za to, że sam się schlał i zasnął nago, mimo że według pierwszych rozdziałów, odczucie nagości było efektem grzechu. Film raczej tego nie pokarzę. Ciemni ludzie, co to nigdy Pisma nie czytali, wolą słuchać jak to Jezus dzielił się swoimi hipisowskimi teoriami. Nie chcą słuchać że Bóg, którego tak kochają, uśmiercił niewinne dzieci. Sam Kościół nie chcę, by ludzie tak myśleli.
Mimo to widowisko może być fajne. Nie należy też zapominać, że film jest na podstawie komiksu. Russel Crowe, Anthony Hopkins, Emma Watson? Miodzio! Na pewno obejrzę. Przynajmniej Arka ma kształt pudła, a nie łodzi, jak to zwykle bywało.