PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=622318}
5,6 104 tys. ocen
5,6 10 1 103918
4,8 46 krytyków
Noe: Wybrany przez Boga
powrót do forum filmu Noe: Wybrany przez Boga

Nie chcę się tutaj wypowiadać na temat zgodności filmu z Biblią i nie obchodzi mnie to, jaką
grupę religijną jak ten film obraził - każda religia wnosi coś do dorobku ludzkości, z każdą swoją
historią, mitem, przypowieścią, więc krytyka nie jest uzasadniona motywami przynależności
religijnej.

Ten film jest obiektywnie filmową katastrofą.

Aranofski został po tym filmem bez wątpienia królem egzaltowanego, rozbuchanego kiczu i
solidnych porcji popcornowej filozofii dla weekendowych tłumów kin. Już po "Źródle" można było
podejrzewać, że za olśniewającą wizualnością stoi pusta, niemal licealna egzaltacja i
pseudoartystowskie filozofowanie. "Zapaśnik", film o zwykłym człowieku, dawał nadzieję, ale
niestety Aranofski nie trzyma się zwykłych tematów, zabrał się za psychologię i blaet w "Czarnym
Łabędziu", gdzie znów okazało się, że potrafi w film wtłoczyć tony egzaltowanego kiczu, mamiąc
tylko olśniewającą stroną wizualną i odwracać dzięki niej uwagę do psychologicznych i
znaczeniowych pustek. Jeszcze co poniektórzy bronili "Łabędzia", mówiąc, że to fabułą narzuca
kiczowatą, baletową otoczkę.

Po "Noem" nie ma wątpliwości. Połączenie blockbusterowego, wybuchowego hicioru z solidną
dawką taniego dydaktyzmu i naiwnej filozofii, wszystko podszyte bardzo słabym fantasy, które
przez swoją skrótowość wcale nie sprawia, że film staje się bardziej uniwersalny. Od momentu,
kiedy w filmie pojawią się olbrzymy, cała konwencja siada,zanim wstała, bo jakby się nie
postarać i jak nie uzasadniać, sięganie do środków rodem z Władcy Pierścieni w opowieści
biblijnej nie ma racji bytu. Wiem, że zaraz się rzucą liceliści-ateiści, mówiący, że to jedno i to
samo, ale sam będąc ateistą, nie mogę tego zdzierżyć, bo to są po prostu, po ludzku, tak dwie
różne i odległę estetyki, że z ich zderzenia nic nie mogło dobrego wyjść. To tak, jakby z Jezusa
albo Buddy robić superbohaterów na modłę spidermana. W ramach komedii - świetny pomysł.
W Noem - nie.

Bo ten film nie jest komedią, ani graniem na nosie wyznawcom religii tego świata, które to granie
udowodniłoby im, jak sama biblijna historia jest głupia, gdyby ją dosłownie zekranizować. Tak
cwany Aronofski w tym filmie nie jest. Zamiast tego mamy pretensjonalną, kiczowatą,
pseudofilozoficzną bułę i wizualnego zakalca, z Noem godnym miana hipstera-weganina, kupą
taniego dydaktyzmu, który zahacza o naiwny antykorporacjonizm, z banałami lecącymi z ekranu,
godnymi mniej bystrych aktywistów Greenpeace. I to wszystko obtoczone okropną ambicją
przekazania światu uniwersalnych prawd. Uniwersalnych prawd, filozoficznych wręcz, chciałoby
się rzec, na tle wybuchających golemów i czarów marów.

Nie wiem, w którą stronę miał iść ten film, ale nie poszedł w żadną. Fani Aronofskiego będą go
oczywiście bronić, inni będą olśnieni stroną wizualną, ale znów - poza tym, ten film to
egzaltowana wydmuszka dla licealistów.