Pierwsza połowa nawet, nawet, w drugiej już wyłaził na wierzch fakt, że ta historyjka ma tak naprawdę dosyć nikły potencjał i trzeba ją na siłę komplikować, żeby coś z niej wyszło. W sumie z całego filmu kamienne golemy, wobec których miałem spore obawy, były najfajniejsze :) Głównemu bohaterowi w pewnym momencie życzyłem śmierci (z tym, że to akurat może być plus), a postać Raya Winstone gadała z większym sensem niż on i tylko szkoda, że w sumie niewiele wnosiła.
Takie tam, na raz.
6/10