Wiedziałem, że ten film będzie baaaaaardzo luźno oparty na micie o Arce Noego i dlatego byłem go tak ciekaw. I muszę przyznać, że jak na produkcję posiadającą skalne olbrzymy, złego króla, który chce przejąć arkę i wątek Noego, który chce ukatrupić swoje wnuki to film... mnie po prostu w dużej mierze nudził. Filmowi można wybaczyć przynudzanie jeśli niesie ze sobą jakieś inne wartości, tu jednak niczego takiego nie odnalazłem. Można wprawdzie doszukać się metafor o sensie istnienia ludzkości, o dylematach bogobojnego człowieka, który stoi pomiędzy miłością do rodziny a posłuszeństwem wobec Stwórcy itd., ale nie zostało to podane w sposób jaki by mnie zainteresował. Od biedy ujdzie ten film, ale spodziewałem się czegoś innego.
I jeszcze co do głównego protagonisty i antagonisty: Russel Crowe wyglądał jakby grał tam za karę, na szczęście Ray Wisntone się sprawdził w roli czarnego charakteru ;)