Kompletnie nie rozumię ludzi, którzy mówią, że to gniot. Widocznie nie przeczytali książki albo nie rozumieją tego, co film przekazuje. To nie jest kolejna rozróbka, film kostiumowy czy roamnsidło ale opowieść poruszająca bardzo wrażliwy temat umierania naszych bliskich...
Przed chwilą wróciłam z kina. Mokra chusteczka wrzucona do torebki świadczy o tym jaki film zrobił na mnie wrażenie.
Niesamowity.
Nie czytałam książki, a mimo to jestem zachwycona.
Książka to nie argument, film powinien się bronić sam w sobie.
A temat - no faktycznie, nietuzinkowy, głęboki, zaskakujący. Nic tylko wzdychać. A ten sposób podania - al'a fastfood. Typowy żer na emocjonalnych widzach przyprawiony odrobiną banałów. Czyli to, co tygryski lubią najbardziej! Ten film to rozpaczliwy jęk kinematografii: "Umieram, umieram!"
Btw "rozumiem" a nie "rozumię". Rozumięć to ja faktycznie nie rozumię. Samego "rozumięnia" także.
Ja też nie rozumiem. I całkowicie zgadzam się z Innoname.
Może oglądacie same płytkie filmy, a ambitniejszych nie rozumiecie i dlatego "Nostalgia anioła" jawi się wam jako arcydzieło? Tam wszystko jest podane na tacy. Mamy zaświaty, śmierć i cierpienie, więc oczywiste, że film jest głęboki, nie? Nie trzeba pomyśleć samemu i dlatego masy wychwalają ten przeciętny film.
I już ocena czyjegoś gustu filmowego. To jakie filmy wg Was zasługują na miano "głębokiego" i tak skomplikowanego, że człowiek na tydzień po seansie nadal zastanawia się "co autor, a raczej reżyser miał na myśli"?
Co uważamy za arcydzieła zdaje się widać w naszych ulubionych/ocenionych do których dostęp jest powszechny? ;) A chociaż szczególną fanką Avatara nie jestem to ocenienie go bez obejrzenia nie pachnie mi tu znającym się na rzeczy kinomanem. ;)
A film nie musi sprawiać, że "tydzień po seansie nadal zastanawiamy się co autor miał na myśli" (btw. cóż za niezgrabna ironia ...) Po prostu fajnie by było, gdyby nie wciskał nam natrętnie wszystkich wniosków. To ma być głębokie? Taką głębie wysupłałby przeciętny 15 latek w opowiadaniach do Harrego Pottera.
"Może oglądacie same płytkie filmy, a ambitniejszych nie rozumiecie i dlatego "Nostalgia anioła" jawi się wam jako arcydzieło? Tam wszystko jest podane na tacy. Mamy zaświaty, śmierć i cierpienie, więc oczywiste, że film jest głęboki, nie? Nie trzeba pomyśleć samemu i dlatego masy wychwalają ten przeciętny film."
Ty za to nie oglądasz samych płytkich filmów, w których wszystko podane jest na tacy... Oceniłeś przeciętnego Avatara 9/10 i masy też go wychwalają. Wyłazi z Ciebie lekki hipokryta...
Ja nie lubię dawać się porwać tłumowi i natłokom reklam. Dokładnie wybieram filmy które chcę obejrzeć i z radością chodzę do kina mniej więcej wiedząc czego się spodziewać.
Avatara nie widziałam i żyję. Nie mam ochoty oglądać zmutowanych smerfów nawet dla efektów 3D.
Na Nostalgię wybrałam się z nastawieniem na dobry film. Wyszłam oczarowana, zamroczona i wzruszona.
Kto uważa, że ten film jest płytki - jego prawo. Zastawiam się tylko co taki ktoś uwielbia oglądać i co uznaje za arcydzieło?
Gdzież tu hipokryzja? Gdybym uważał "Avatara" za film przeciętny i dał 9/10, to wtedy byłbym hipokrytą. Gdybym uważał "Avatara" za dzieło głębokie, przy równoczesnym krytykowaniu "Nostalgii anioła" za płytkość to także byłbym hipokrytą albo idiotą. Ale nie uważam.
"Ty za to nie oglądasz samych płytkich filmów, w których wszystko podane jest na tacy"
Jasne, że oglądam, ale oczywiście nie uważam wtedy, że film jest głęboki. Mogę jednak uznać, że jest świetny, doceniając jakość innych aspektów obrazu. Tak jak w przypadku "Avatara" właśnie. Nie każdy film musi być głęboki.
Więc Elofie, nie wyłazi ze mnie lekki hipokryta:)
Znaczy, poruszający w sensie, że bardzo na mnie wpłynął i zmusił do myślenia?
Czy wzruszający, tak że się popłakałem?
Np. "Blade Runner", "Trzy kolory: Czerwony", a ostatnio "Aż poleje się krew".
A jeżeli chodzi o takie totalne przytłoczenie, że wręcz wpadłem w doła, to np. "Droga do szczęścia" czy "Dom z piasku i mgły". Na tym ostatnim pociekły mi nawet łzy:) Na "Nostalgii anioła" zresztą też, ale to dlatego, że śmierć sama w sobie jest bardzo smutna, zwłaszcza śmierć młodej dziewczyny. Więc nie uważam, żeby wzruszenie na filmie Jacksona świadczyło o jego wielkości.
W "Nostalgii anioła" jest jedna genialna scena, która na prawdę mnie poruszyła i obyło się bez ckliwości. W samej końcówce, gdy jest pokazana np. siostra Susie w ciąży i gdy widzimy, że życie mimo tragedii toczy się dalej, mimo tego, że Susie już nie ma - świat się nie zawalił. I widzimy co Susie straciła i czego już nie zazna. To jest strasznie przejmujące i ta końcówka dała mi do myślenia więcej, niż cały film. Ale to za mało, żeby uznać go za świetny.
Dla mnie 5/10. Może trochę ostro, ale to dlatego, że bardzo się zawiodłem. Siadając do oglądania liczyłem na arcydzieło.
Ani jedno z podanych nie widziałam - przyznaję :) Nie wiem czy by mnie oczarowały.
Ja się wzruszyłam dwukrotnie. Raz gdy ojciec wystawił świeczkę do okna i wypatrywał swojej córki i drugi raz gdy młodszy brat Susi przyszedł i powiedział, że Susi była u niego i pocałowała go w policzek.
Ehh, beksialska jestem :D
Natomiast komentarz jednego kolesia, który człapał za mną jest wart zacytowania:
"Nie no niezły. Było parę fajnych scen. Noo generalnie to laska wróciła po to,żeby sobie jebnąć first kiss`a"
:D
Uwielbiam wrażliwców :D:D:D:D
No ok. nie czepiam się już. Mnie osobiście Nostalgia poruszyła i nic tego nie zmieni. Dla mnie ten film to kopalnia emocji.
Nie uważam filmu Jacksona za arcydzieło w końcu dałem 9/10. Natomiast Blade Runner to arcydzieło w 100%.
duże rozczarowanie. film płytki, banalny i przewidywalny. nie ma w nim nic. niestety.