Nie ogladalam tego filmu zbyt uwaznie, ale tylko dlatego, ze jakos nie potrafil mnie
wciagnac. O co w nim w ogole chodzilo? To jakis absurd:-/ To w ogole miala byc komedia?
Jakos nie zauwazylam w nim nic zabawnego... Beznadzieja! I taki kicz byl nominowany do
Oscara phi... Chyba tylko dlatego, ze wyrezyserowal go Allen...
Beznadziejne to jest Twoje ocenianie filmu poprzez niepełny odbiór. Nie oglądałaś uważnie, to się nie wypowiadaj. Książki też czytasz "nieuważnie" i omijasz kilka stron po to by na kolejnych "zacząć uważać" i stwierdzić, że książka jest bez sensu, tak? Ta mcdonaldyzacja społeczeństwa nie pozwala się co poniektórym skupić na półtoragodzinnym filmie. I to Twoje "phi" - jakbyś zjadła wszystkie rozumy - bez dalszego komentarza.
Żeby ten film był ciekawy to na pewno zainteresowałabym się nim choćby od połowy oglądania albo od początku by mnie czymś wciągnął. A przy nim po prostu się... nudziłam. Nie lubię filmów, do których muszę się zmuszać. A książki... Jeżeli mnie nie interesują, to po prostu ich nie czytam i tyle.
Skoro nie wiesz o co w filmie chodziło tylko dlatego, że go nieuważnie oglądałaś, to go po prostu nie oceniaj.
Wiem o co chodziło. O północy gość sie przenosi w dawne czasy Salvadora Dali, Hamingway'a itp., że niby magia Paryża ble ble. Sorry, ale dla mnie to jest świrnięta historia.
...połączona z humorem Allena, wydana w magicznej oprawie montażowo-operatorskiej
Nie wiesz o co chodzi, masz protekcjonalne podejscie, niczym glowna bohaterka hehehe:D. To, że bohater sieprzenosi, to kazdy zrozumie przeciez, ale dlaczego to robi, to juz pewnie nie zdolasz na to odpowiedziec, czy potrafisz?? Staraj sie normalnie odpowiedziec, nie tak jak bys miala jakis problem ze sobą.
Hehe, ciagle tylko o sobie mowisz, zamiast o filmie, czy masz w życiu jakis problem, i chcesz by Cie uslyszano???
Przede wszystkim trzeba przeczytac ksiazki tych pisarzy, o ktorych jest mowa w filmie, zrozumiec przekaz, no ale nie wszyscy to potrafia, nie dla wszystkich pewne rzeczy od razu sa zrozumiałe, czasem potrzeba czasu, lat...
Po prostu odpowiadam na pytania, a nie tylko ciągle mówię o sobie, więc czemu wnioskujesz, że mam problem? Poza tym jeśli widzę, że film jest w gatunku komedii to spodziewam się czegoś zabawnego, przy czym mogłabym się odprężyć i pośmiać.
Jest taki film francuskiej produkcji pt. "Goście, goście". Kiedyś nawet nie miałam ochoty obejrzeć tego filmu, ale któregoś wieczoru nie było nic ciekawego w tv, więc już leciała ta komedia. Już po kilkunastu minutach mnie zaciekawiła i wciągnęła, rozbawiając przy tym świetnymi tekstami typowymi dla komedii. Teraz bardzo miło ją wspominam i chętnie do niej wracam. Tego oczekuję od komedii. Ma być zabawna i odprężająca. Teraz mi pewnie odpiszesz, że to co napisałam nie ma związku z "O północy...", albo że znowu piszę o sobie. A ja tylko porównałam oba filmy, żebyś chociaż odrobinę zrozumiał dlaczego mam takie złe zdanie o tym filmie.
Wiec gdybyś nie miała oczekiwań, że to komedia zupełnie inne miałabyś nastawienie... a tak to się zawiodłaś. Gdy sie na coś nastawiamy, a coś okazuje się zupełnie inne, lub nie idzie tak jak na to sie nastawiliśmy, to przychodzi zawód i wsciekłoś, tak jak w twoim przypadku, dlatego twój watek nie jest opinio twórczy, tylko mówi o tym jak się zawiodłaś, ale źle ocenić film tylko dlatego? Tak więc jesteś nie opiniotwórcza a rozgoryczona jak dziecko, może w sumie jesteś młoda, nie wiem, ale wątek jak dla mnie zamknięty. Poczytaj inne tematy pozytywne, konstruktywne na temat tego filmu, to może coś z niego wyniesiesz;).
To opiszę Ci teraz jak są określane oceny na filmwebie: 10-arcydzieło, 9-rewelacyjny, 8-bardzo dobry, 7-dobry, 6-niezły, 5-średni, 4-ujdzie, 3-słaby. 2- bardzo zły, 1-nieporozumienie. Masz rację, ten folm mnie zawiódł i był dla mnie NIEPOROZUMIENIEM.
w ocenianiu filmów trzeba uwzględnić kilka czynników- scenariusz, muzykę, grę aktorską, prace reżysera (nowatorski pomysł, to jak film prezentuje się w zestawieniu z innymi filmami danego twórcy) gatunek itd...
Fajnie wyglądałaby praca krytyków, recenzentów, historyków kina gdyby oceniali filmy na zasadzie - " a nie spodobał mi się, bo się nie skupiłem, ocenie negatywnie, co mi tam" chociaz i tacy się już zdarzali :)
wszyscy aktorzy zagrali beznadziejnie? muzyka była zupełnie nie dopasowana? komedia zamiast śmieszyć wywołała uczucie strachu?
aaa i niech mi ktoś w końcu wytłumaczy na czym polega ten fenomen, że osoby które wstawiają ocenę 1 (i inne negatywne)wypowiadają się w taki dziwny sposób. z tymi "bla bla bla" "phi" i różne tego typu wstawki? dlaczego osoby, które krytykują filmy nie potrafią lub nie chcą zbudować dłuższej wypowiedzi, opisać dokładnie swoich odczuć...itp, itd
ja jak jestem znużona, zmęczona to wyłączam film, i albo daje sobie z nim spokój albo wracam do niego kiedy czuje się lepiej. a tych filmów, które oglądałam pobieżnie, które przewijałam, na których wychodziłam na dłuższy czas - nie oceniam.
Nie jestem krytykiem filmowym tylko zwykłym widzem i albo film wywoła na mnie jakieś emocje albo nie. Na filmwebie też chyba mogą oceniać wszyscy? I żeby było jasne to nie wychodziłam w trakcie filmu, ani nie przewijałam go, więc gdyby był ciekawy to nic innego nie rozproszyło mojej uwagi.
oczywiscie, ze masz prawo oceniac ale skoro widzę, ze umiesz pisac jak normalna osoba, to po co zanizasz poziom swoich wypowiedzi? tego nie mogę pojąć
Po prostu nie rozumiem tego zachwytu nad Allenem. Jest masa filmów, które o wiele bardziej zasługują na oscara...
Komedie to nie tylko przygłupawe STRASZNE FILMY itp :) Jeśli oglądanie tego filmu zmuszało Cie do wysiłku to proponuję jednak filmy, przy których myśleć nie trzeba, a nawet nie jest to wskazane :)
Stworzył swoje, co raz nowsze pomysły - moim zdaniem - czynią go jeszcze lepszym artystą. Więc nie nazwał bym tego zanikaniem, a ewoluowaniem.
To nie jest nowy pomysł, raczej luźna wariacja na bazie "Purpurowej róży z Kairu". Paryż jak z folderu, dialogi niczym wycięte z wcześniejszych filmów, żadnych zaskoczeń, zauroczeń, świeżości. I jeszcze ci papierowi artyści findesieklu... dobre dla edukacji szkolnej, ale niewiele więcej. Tylko ci, którzy nie znają Allena z dawnych lat mogą mieć wrażenie, że stworzył coś nowego.
Obejrzałem chyba wszystkie filmy Allena i nie wiem, ale mi się podobała wizja Paryża wg. Allena.
Ale wizja? Niby Allenowska? Dla mnie to sztampa. Ładna, kolorowa, uwodząca mitem miasta miłości i kochanków... I niemiłosiernie wtórna. A po Allenie oczekiwałbym więcej niż Andersenowską opowiastkę o kaloszach szczęścia.
Różnie już mnie nazywano podczas dyskusji na fw. Ale "normalny" jeszcze nie byłem.
A co do waszej dwójki, to pokuszę się o komentarz.
Proszę natychmiast stąd wyjść.
Z KOSMOSU.
Problem nie polega na samym fakcie, że film wam się nie podobał, ale na tym, że wasza argumentacja nie trzyma się kupy. Twoja to jeszcze jak cię mogę, ale claudii totalnie nie ma sensu. Żaden dialog, żadne ujęcie Paryża, pomysł na podróż bohatera, nie ma żadnego związku z poprzednimi filmami Allena, opórcz jazzu, jego humoru, i napisów początkowych. Ten film jest od początku do końca wymyślony od podstaw, bez wzornictwa. Allen kochając Paryż równie bardzo co NY, oddał cześć pięknu i poetyce każdej uliczki, miejsca czy widoku, który tam jest. A bohaterowie? Każda postać ma jakieś znaczenie i wpływ na boehatera, zmienia go, kształtuje jego charakter na nowo i zmienia jego sposób patrzenia, na nieco bardziej obiektywny. Oglądałem ten film wczoraj już 7 raz, bo uznaję go za absolutne arcydzieło, genialny film od względem każdym. Niczego bym nie dodał ani niczego bym nie ujął.
Nie pisałem o zwiazku między Allenowskim ukazaniem Paryża a innymi jego filmami. Pisalem natomiast o landrynkowo-turystycznej wizji miasta, która spotykiamy w licznych filmach, a ktora jest odtwórczo skopiowana przez Allena. Niestety. Kiedy patrzę na miasto w obiektywie Allena ciagle mam wrażenie deja vu - ten widoczek znajomy, tamten też i każdy nastepny również. Czyli: kopia i repeta, raz za razem, bez jednej choćby swieżej propozycji.
Co do dialogow: jeden wrecz jest kopia (doslowna) z innego filmu (podaj "Annie Hall", ale musiałbym jeszcze sprawdzic). Inne równiez nie sa nowe: sama koncepcja zbudowania osi fabularnej na wątku niedobranych narzeczonych jest banalna i ograna w wielu komediach romantycznych.
Pisanie, ze ten film jest "arcydziełem" przypomina sytuację, w której przeciętnej jałówce ktos usiłuje założyć siodło dla rasowego wierzchowca.
Ta landrynkowa wizja Paryża jako świat marzeń i pragnień głównego bohatera mnie nie raziła. Takie często są nasze marzenia. I podobała mi się koncepcja niejakiego "raju", który pozwala na osobisty kontakt z uwielbianymi artystami. To też niejaki hołd Allena dla tych twórców ( moim zdaniemk piękny). Doceniam też ten film za kilka scen komediowych, które mnie bardzo rozbawiły.Np. niezwykle intelektualna analiza dzieła Picassa i konfrontacja wizji malarza z obiektem rzeczywistym. I potem scena , gdy główny bohater przekazuje tą analizę współczesnym. Uwielbiam to żartowanie Allena z intelektualnych rozważań i sprowadzanie je do jakiegoś absurdu a jednocześnie w ostateczności wcale nie pozbawianie sensu i nie przeszkadza mi, że robi to od lat - zawsze potrafi mnie tym rozbawić. Dla mnie to były przezabawne sceny i nie jedyne w tym filmie.
"Ta landrynkowa wizja Paryża jako świat marzeń i pragnień głównego bohatera...."
Ale ten "realny Paryż był równie landrynkowy i sztampowy.
Popieram, historia tak banalna, że aż nudna (nie widzę nic odkrywczego w tym, że niektórzy chcą żyć w innej epoce - jak bohater w latach 20., a ta babka co żyła wtedy w jeszcze wcześniejszej, itd....). To ma być wniosek z całej tej magicznej wyprawy w przeszłość? Taki prosty - doceń, to co masz? Czasy, w których żyjesz?
No chyba, że tu nie chodziło o nakręcenie czegoś odkrywczego, tylko o ładne widoczki Paryża.
Pozwolę podzielić się z Państwem swoimi spostrzeżeniami, wydaje się, że Allen ten film odwołał do swojej osoby, który jako artysta boryka się z niezrozumieniem wśród społeczeństwa w obecnych czasach teraźniejszych. Każdy z artystów prezentowany w filmie cierpiał z powodu braku zrozumienia, tego co chciał przekazać odbiorcom w swojej epoce. Dopiero po wielu a nawet kilkunastu latach ich prace są doceniane i okazują się dziełami i odkryciami stulecia, którymi zachwyca się wielu z nas, a wielu nadal nie pojmuje.
Fakt, gdy oglądałem film wielu przedstawionych artystów nie znałem, ale niewiedza nie jest wstydem. Gdy spojrzeć na Hemingway'a, Dali'ego, Picasso i innych, to czy czuli w tym swoim czasie jak genialne będą ich dzieła, chyba nie zdawali sobie z tego sprawy. Wydaje mi się, że Allen także się tak czuje... Głębia filmu nie opiera się na tym: "Paryż był równie landrynkowy i sztampowy", bo tak go widzą artyści. spójrzcie państwo oczami tego artysty który film ten wyreżyserował, bo jak powiedział Hemingway w filmie: "Nawet najbanalniejsza powieść musi nieć coś z życia, coś prawdziwego", jakoś tak....
zgadzam się z Tobą, że film bardzo dziwny i niewnoszący niczego ciekawego w moje życie...