Dzięki niemu człowiek nabiera drugi oddech w tworzeniu, nabiera sił, porządkuje myśli, uspokaja się. W jakiś sposób tak się dzieje, że gdy bohater się uspokaja bo znajduje się pośród „swoich“, to i ja się uśmiechnąłem do siebie. To było takie miłe.
Ale... cóż - scenariusz jest słaby, aktorzy grają słabo, bohaterowie są ledwo zarysowani, nie ma tu linii fabularnej, zamiast niej są właśnie te dziwne i nieokreślone opary „nabierania oddechu, sił, uspokajania się“. Z dupy wzięto niczym nie wyjaśnione podróże w czasie tylko po to, by główny bohater wyleczył się z kompleksu życia w nieodpowiednich czasach. Cóż, magia kina w całej swojej irracjonalności.
Jest tu humor (dialog z Bunuelem niszczy wszech świat - damn, muszę obniżyć ocenę „Anioła zagłady“ na 1), bardzo przyjemnie się to ogląda, zdjęcia są w porządku (praca kamery właściwie ta sama co w kilku ostatnich filmach Allena) a Paryż pokazano z uczuciem. Dobrze będę wspominał ten film.
7/10