Ile można ani jeden film od tego miernego reżysera nie był wart oceny powyżej 5. Panie odejdź i nie kręć tych swoich idiotycznych komedyjek.
Mnie też jego filmy się nie podobają, ale ten był dla mnie wyjątkowy. W filmie chodzi o to, aby przenieść widza w inny świat, by mógł wczuć się w sytuację i oderwać od szarej rzeczywistości, a to mu się wspaniale udało. Montaż, muzyka, obraz oraz obsada - wszystko bez zarzutu, co prawda dialogi momentami dość nudnawe, ale i tak ten film zasługuje na dobrą ocenę bez względu na cały dorobek reżysera.
To wyjaśnij mi łaskawie dlaczego ma taką sławę i większości uznaje , że jego filmy , to arcydzieła
Woody ma specyficzne poczucie humoru, jego bohaterowie zwykle się wymądrzają etc etc. Jednym słowem - filmy nie dla każdego, ale nie można powiedzieć, że jest marnym reżyserem.
Film jest świetny. Najlepszy jaki teraz grają w kinach. Nie ma co porównywać do takiego chłamu jak Conan... Tematyka i realizacja to mistrzostwo. Do tego bardzo fajny humor.
Lepszy od Vicky Christina... ale nie zwala z nóg. Mnie ten film też, nie przekonał do Woodyego.
"Lepszy od Vicky Cristina"... - pisze to człowiek, który ocenił 10/10 "The Ring" - gratuluję! Dzieci Neostrady. Pokolenie X. Fani chłamu. Świat schodzi na psy. Kilka lat temu ludzie w wieku 13-26 polubili Allena, bo nakręcił "Vicky Cristina Barcelona". Później pytani o ulubionego reżysera odpowiadali - WOODY ALLEN! Ten film nie jest ani w jednym procencie allenowski! Także - drogi użytkowniku jasniak_filmweb, drodzy wymądrzalcy typu pan Shoother... czy ktoś z Was widział "Zagraj to jeszcze raz, Sam", "Annie Hall", czy choćby z nowszych "Wszyscy mówią: kocham cię" albo "Klątwę skorpiona", "Drobne cwaniaczki"...? Czy Allen, tworzący od dziesiątek lat, robi je dlatego, bo nikt go nie chce oglądać, bo jest słaby...? O CZYM WY MÓWICIE, JAK TO "MIERNY REŻYSER", jak to "idiotyczne komedyjki", jeśli jego filmy są w większości DRAMATAMI??? (to samo pokolenie "Dzień Świra" nazywa komedią.........)
"Świat schodzi na psy" tak jak myśleli artyści z Belle Epoque, nie? A co do "Dnia Świra"... to jest komediodramat. Ja przerabiałam scenariusz filmu na przedmiocie o komediach, więc widocznie pani doktor głupia była;) Nie wszystko da się zamknąć w szufladce, słyszałeś kiedyś o synkretyzmie gatunkowym?
Przypuszczam, że słyszał, natomiast sam pisze o tym, że dzień świra nie jest komedią a nie komedio-dramatem. To tyle na linii nie-swojej-obrony. Argument, że film jest dobry, bo wszyscy uwielbiają Woodiego jest wyjątkowo zabawny :) Co do reżysera - widziałam jedynie 3 Jego dzieła, w tym "VCB" i stwierdzam, jako filolog, że nie podobają mi się scenariusze, nie trafiają do mnie dialogi, są wg mnie po prostu słabe = powierzchowne, prozaiczne i banalne. Co do "O północy..." pomysł na film dobry, aktorstwo beznadziejne, postacie zbanalizowane, jednowymiarowe, przewidywalne, dialogi błagają o litość. Co może być fajne - stale towarzysząca nutka ekscytacji wprowadzenia kolejnej postaci historycznej. Ale i od tego robi się po pewnym czasie niedobrze. Co za dużo to niezdrowo Allen.
A taki "Angielski pacjent", oceniony przez ciebie na 8/10, to film bez śladu banału, pełen zaskoczeń, postaci niebanalne, wielowymiarowe, dialogi doskonałe? Po prostu 160 minut ekscytacji... ?
Nie no, skąd, jakby to było 160 minut, które zapierają dech, to byłoby 10/10.
W obronie Angielskiego pacjenta wypowiem się świeżo po seansie, przyznam, że widziałam ten film kilka lat temu i wtedy zrobił na mnie na tyle duże wrażenie, żeby dziś tak go ocenić.
Pierwszy argument, który mogę wytoczyć nawet teraz, to taki, że bohaterowie byli dojrzali, pełnowymiarowi, czyli nie mieli przyprawionej "gęby" po gombrowiczowsku. U Woodiego jest inaczej, zauważ, że prawie każdy ruch postaci można przewidzieć tak prosto są zakreślone, a u człowieka nieraz licho w głowie siedzi i płata figle. Są białe albo czarne, i tyle.
Białe albo czarne, uproszczone - tak, jak najbardziej, jak to w komedii, i to od czasów Greków i Rzymian. Pamiętajmy, że filmy Allena to wprawdzie sensu largo, ale jednak komedie, a nie dramaty Bergmana czy Antonioniego. Natomiast na tle współczesnych produkcji komediowych sensu stricto filmy Allena to po prostu szczyt filozoficznej głębi, prawdy o życiu i wyrafinowanego humoru.
Nie każdy, oczywiście, "załapuje się" na filmy Allena, ale - dziwna rzecz- ci, co się nie załapali szukają winy wyłącznie po stronie Allena. Kromkarro, nie idź tą drogą!
Staram się, może nawet w najbliższej przyszłości spróbuję raz jeszcze zwrócić się w jego stronę. A co tam, lubię się zachwycić.
Ale powiedzmy sobie szczerze, jest kiepsko. Komedia ma bawić, rozśmieszać, zaskakiwać również - ukazywać w krzywym zwierciadle, poddawać hiperbolizacji, musi mieć pazur, który zahaczy tak, aby rozbawić, deszyfrować charakter bohatera po to, by ukazać stojące za wydarzeniami często błahe, śmieszne, ale tak dobrze nam znane, motywy. W komedii liczy się celność spostrzeżeń, znajomość ludzkiej psychiki.
Jeju, ja nic nie ma mam do Allena, ale nie znajduję w Jego komediach nic... komicznego.
Pewnie to ze mną coś jest nie tak, Wy się śmiejcie :) Ja poszukam gdzie indziej ;)
Komedia ma rozśmieszać. Nie musi mieć nić więcej. Może być głupawa albo odwrotnie - to bez znaczenia o ile bawi publiczność. To trudny gatunek - dobrą, ponadczasową, śmieszącą przy każdym kolejnym oglądaniu szerokie grono odbiorców komedię zrobić niełatwo. Allenowi parę razy się udało.
A "O północy w Paryżu"? Takie sobie - przyjemnie się ogląda ale nie jest to Allen w najwyższej formie.
Ja nie napisałam, ze film dobry, bo film Allena. A co do Dnia Świra - obruszał się, ze to nie komedia, więc podejrzewam, że o synkretyzmie gatunkowym nie słyszał.
Wszystko to prawda, choć gorzka..
Wracając do aktualnego podmiotu - brakuje mi "starego" Allena w tym, ale prawdą że nie można oceniać go tylko z perspektywy zdecydowanie już minionych osiągnięć. Dla mnie "O północy..." to kolejne z rzędu rozczarowanie, które podpowiada- Nie oglądaj, nie psuj sobie Allena Allenem!
Rozmumiem klimat, dobre puentowanie - film jest niezły.
Brakuje sentencjonalności, przegadywania.
a do mnie trafia ten film. jestem świeżo po seansie i czułem się jakbym był tam, z postaciami. jakbym stał obok nich i przysłuchiwał się ich dyskusjom, kłótniom etc. w filmach Allena właśnie o to chodzi, że możesz poczuć się jakbyś był w tym świecie stworzonym przez niego, czy to Nowy York, Londyn, Barcelona, czy właśnie Paryż. i oczywiście ta muzyka...są filmy i filmiki, jestem przekonany, że Allen kręci te pierwsze.