Tak o Paryżu mówi Gil w rozmowie z Adrianą. Nie można o nim napisac książki, wiersza, namalowac go, bo samo w sobie, ze swoim wielowarstwowym nagromadzeniem legend, historii, ludzi, klimatu, jest właściwie dziełem skończonym. Dla mnie to tutaj właśnie zawiera się puenta (i przemawia dużo lepiej niż nieco banalne przesłanie filmu, aby nie patrzeć za siebie, ale zwróic sie ku temu co teraz)
Sam film zapewne nie spodoba się tym, którzy oczekiwali na Holiłudzka komedię romantyczną, nie spodoba się pewnie też typowym "wyjadaczom" Allena. Urzeknie natomiast wszystkich tych, którzy nieco paranoidalnie wielbia przeszłość (choć wszyscy mamy tendencję do mitlogizowania tejże), a szczególnie uwielbiają zaprezentowanych tam (a raczej ich wyobrażenie) wielkich ludzi z kart historii. Z tej przyczyny, że wiele tu puszczania oka do widza (Nie tylko przytoczona w recenzji scena dotycząca "Anioła Zagłady", mnie np. mocno ubawił wątek kiedy, Gil próbuje wytłumaczyc swoją sytuacje człowieka przeniseionego w czasie... surrealistom). Nie dziwi również zachwyt Amerykanów nad tym filmem, każdy z nas wie jak Paryż uwielbiają.
Odnosząc się jeszcze do filmwebowskiej recenzji- nie zgodze się, że mamy do czynienia stricte z Paryżem z pocztówki- jesli już to z pocztówki bardziej z lat 70 ubiegłego wieku niż obrazkiem w HDR umieszczonym na portalu społecznościowym. Podobnie nie wydaje mi się, abyśmy oceniali ten film ze względu na snujący sie nad nim cień dorobku reżysera, jako, że do fanów jego kina nie należę, a przynajmniej nie na tyle, bym estetyke tych filmów była w stanie łapać w lot, lub tym bardziej usprawiedliwiac wórcze podknięcia.
Ciekawy jest motyw, że zamiast "rozliczać się z dawnymi mitami" (ah, jak my to w Polsce uwielbiamy), Allen właściwie je potwierdza i to paradoksalnie prowadzi bohatera do tego by przejrzał na oczy. To tak pod rozwagę.
Ogólnie miły film, do refleksji (szczególnie artystycznej)