Kiepścizna... Przede wszystkim ten film nie można nazwać komedią mimo, że gra tam Owen Wilson;)), a raczej może obyczajowym..? Na seansie była pełna sala widzów i cisza, nikt się nie śmiał (no może oprócz scenki z nosorożcem;)). Na koniec widzów bardziej niż film interesowały ich komórki pisanie smsów i sprawdzanie ile do końca seansu. Zniechęciłam się już do Woody'iego totalnie.
..ponieważ :
1. łatwiej jest skrytykować i nie narazić się krytykowaniem krytyka, a być jego klakierem
2. nie rozumieją, że sztukę należy odbierać otwarcie, zauważać i doceniać subtelności, intencje autora z szacunkiem,
3. porównują film do najpopularrniejszych przedstawicieli gatunku - tu oczekiwano po komedii pewnie "Kac Paryż" /choć bardzo lubię Hangover, żeby oddać sprawiedliwość.../
A przede wszystkim rozpoznawaj Kileeerze opinie dzieciaków i je odpuszczaj, oszczędzi Ci to nerwów. Lepiej dać sobie spokój i nie wdawać się w takie dyskusje. Pozdro :-)
hmmmm co Wy ciągle o tej sztuce??????? - dobra główny bohater był zakochany w artystach z lat 20... ale nie o sztukę w tym filmie chodzi..... równie dobrze zamiast artystów mogliby byc średniowieczni rycerze............. ;)
ja mówię o sztuce, bo ten film urzekł mnie właśnie dzięki niej i po prostu nie dziwię się, że 'O północy w Paryżu' totalnie nie leży ludziom, których takie tematy nudzą czy nie mają o nich pojęcia :) bo komedii tam rzeczywiście mało. Dla mnie to jedna z najlepszych produkcji Allena, ale to chyba dlatego, że mam podobne upodobania co główny bohater.
Mam pojęcie o sztuce i co z tego? Film mnie nie porwał. A zresztą takie wyobrażenie o sztuce, jakie zostało zaprezentowane w tym filmie można wyrobić sobie na podstawie szkolnych podręczników
bez napinki, to subiektywna opinia. Nie musi Ci się podobać to samo co mnie. Jeśli nie podoba się Tobie 'mającemu pojęcie o sztuce', to tym bardziej nie dziwne, że nie podoba się ludziom bez tego pojęcia :)
Na moim też. Zwłaszcza kiedy po kolei ukazywali się kolejni artyści, znając ich życiorys, można się pośmiać ;) Do tego magia Allena na tym polega. Ale te filmy by śmieszyły i coś dawały trzeba je zrozumieć, choć nie każdy lubi taki rodzaj humoru czy po prostu filmy Allena i rozumiem to ;)
Oj bo to Allen jest. Specyficzne kino, specyficzne poczucie humoru - on stworzył zupełnie inny gatunek, słodko-gorzki. Też nie nazwę tego ani komedią, ani dramatem. A że nudny - oczywiście, dużo jego filmów jest "nudnych" :D Najpierw należy go zrozumieć (a to proste - bo jego produkcje mają z reguły łatwą, oczywistą wręcz myśl przewodnią), a potem albo dać się porwać, albo dać sobie spokój.
Co do tego konkretnego filmu - jak zauważyła gr_louiee, trzeba niestety znać tych artystów. Ja byłam w kinie wieczorową porą z widzami starszej daty (tak jak Allen), którzy dobrze ich znali i dlatego bardzo ich to śmieszyło, na tym polegała ironia.
I proszę komentarza malaM nie rozumieć jako złośliwość, nawet jeśli taki był cel - bo ma rację.Jak już mówiłam warto mieć pojęcie o kim jest film, co to były za czasy i jakie były życiorysy tejże paryskiej bohemy.
To nie jest film dla mas i małolatów z komórkami,colą i popcornem!!! Ludzie rzucili się do kin bo usłyszeli, że to najzabawniejsza i najbardziej kasowa komedia Woody Allena. Tylko, że Allen to nie Benny Hill czy Jaś Fasola, to specyficzny, wyszukany a często wręcz wyrafinowany humor, tutaj dodatkowo umiejscowiony w historii i sztuce. A to niestety dzisiaj dla większości, przeciętnie wyedukowanych widzów, często spragnionych wulgaryzmów, sexu i krwi jest abstrakcją nie do ogarnięcia
zgadzam się z Twoją wypowiedzią :-) mnie film bardzo zafascynował... muzyka........krajobrazy....klimat....dla mnie bomba ! oglądałam go wczoraj wieczorem i i po postu czuję niedosyt, z chęcia obejrzałam bym go dzisiaj jeszcze raz !!!
Ale jaja! Kingucha 89 już zniechęciła się do Woody'ego. Prawdziwy "woody" jeszcze przed Tobą :-)))))))))))))))))))))))))))))))))
A ten seans, którego nikt nie oglądał - może zapomnieli włączyć napisy i nic nie rozumieliście?
Kurcze, wczoraj tu wysmarowałam długą odpowiedź na Wasze komentarze ale może ktoś zgłosił nadużycie ;D to tak w skrócie - "89" z mojego nicka to nie mój rocznik urodzenia, więc dzieciakiem nie jestem (choć Ci z 89' to też dla mnie nie dzieciaki;)). Nie jestem wybitnym zanawcą sztuki i życiorysów pisarzy, malarzy , reżyserów (nie to co większość społeczeństwa..;)), ale jakieśtam pojęcie o tym i owym posiadam. Nie wiem jednak jakie fakty z życia, np. Elliota musiałabym znać, żeby jego kilkusekundowe pojawienie się w filmie wywołała u mnie atak śmiechu, albo chociaż "wielkie łał";) Moim zdaniem to działka reżysera sprawić, że postać, którą widzimy w filmie nas urzeknie, zainteresuje, nawet jeśli jej nie lubimy lub niewiele o niej wiemy. Tu tak się nie stało:) Jak dla mnie tych osób było tam za dużo, większość nie wnosiła nic ciekawego do tematu. Zresztą nie mogę za bardzo z Wami dyskutować, bo za uczuciem nudy zwykle nie stoi wielka argumentacja (w przeciwienstwie do uczucia gniewu, smutku etc. ktore mozna uzasadnić), poza taką, że w filmie nie znalazłam nic szczególnego. No może poza Carlą Bruni i pokazaniem Paryża (stąd 2 punkty:D). pozdrawiam!:)
A kto to w ogóle jest Carla Bruni?
Film zabawny, nierewelacyjny, ale pozwalający miło spędzić czas w kinie. Jego największą zaletą jest własnie żonglowanie przez Allena największymi postaciami sztuki początku XX wieku, których nazwiska obiły się o uszy nawet niewydeukowanym artystycznie osobom. Niestety zupełnie nie rozumiem co skłania Allena do korzystania z usług takich aktorów jak Wilson czy Sandler, którzy są w stanie tylko odtworzyć zasugerowane przez reżysera wizje bohaterów filmu. Nadal czekam na kreację w rodzaju tej stworzonej przez Penna w Słodkim Draniu.
Dla Brody'ego 100 punktów za postać Dalego :)))
pozdrowionka