Poza smaczkami, proszę o przedstawienie TEMATÓW, które ten film poruszył. Moja 5-letnia bratanica ma głębszą ocenę rzeczywistości, dylematów "bycia tu i teraz", tęsknoty za przeszłością, niż ten film...
Poza pseudointelektualną otoczką, do której sam autor się przyznaje (wszak explicite mówi, że zaprzedał się Hollywoodowi,a jego scenariusze są niezbyt wytrawną trawestacją pomysłów) konstrukcja fabularna nie trzyma w jakimkolwiek napięciu.
Przewidywalny do granic.
NUDA.
chyba nie użyłabym aż tak mocnych słów. mam dość ambiwalentne odczucia. zastanawiam się, jakbym patrzyła na ten film, gdyby reżyserem był ktoś inny. już tak jest, że kiedy dobry reżyser robi film, większość doszukuje się w nim czegoś szczególnego, wypierając zupełnie słowo gniot.
zauważyłam też, że od kilku lat Allen rzeczywiście troszkę się rozdrabnia - nie ma już tego klimatu filmów typu Wszystko, co chcielibyście wiedzieć... czy Annie Hall, ale może to taki znak naszych czasów, które Allen skądinąd tak ukazuje w Midnight in Paris, jak ukazuje. jakie czasy...
dla mnie film był trochę płaski, ale staram się sobie wmówić, że to taka allenowska maniera. no i Wilson - do znudzenia przypominał mi samego Woodiego.
ps czy jakikolwiek film Allena trzymał kiedykolwiek w napięciu?
Niestety wydaje się być płaski (elementy satyryczne są grubymi nićmi szyte), poza odniesieniami (bardziej i mniej subtelnymi), sam rdzeń przekazu jest rozczarowujący. Więcej w odpowiedzi dla Vivasco.
Dałam w tamtym temacie odpowiedź, ale wkleję i tu:
Być może masz rację, bo jestem niepoprawnie rozkochana w tej 'pseudointelektualnej otoczce' na co dzień. Ale w moim mniemaniu Allen właśnie wyśmiewa współczesną chęć wymądrzania się i imponowania pustymi faktami, poprzez postać odgrywaną przez Sheena.
Pytasz o tematy? Tak.. Oczywiście relacje miłosne (chociaż nie są tutaj wysunięte na pierwszy plan jak często w dziełach Woody'ego) - Gil-Inez, Gil-Adriana (nieco niewykorzystany wątek, bo razem wyglądają uroczo), Adriana-artyści, bohema-... . Tutaj nie romans był najważniejszy, po prostu, a końcówka z Gabrielle była moim zdaniem miłym akcentem, nie było to naciągane, obyło się bez łzawego happy endu czy gorzkiej refleksji jak w Vicky Cristina Barcelona. Przypominało mi nieco '500 dni miłości' - pokazanie, że dla każdego może nastąpić nowy początek, nadzieja, że nigdy nie jest za późno.
Kolejne zagadnienie - pogoń za nostalgią! Czy nigdy Ci nie przyszło na myśl, podobnie jak bohaterom/samemu Allenowi - 'och, jakie cudowne byłoby życie w ... (wybierz czas i miejsce)'. Oczywiście, wiemy że to niemożliwe, ale ja też miałam chwile kiedy marzyłam o przeniesieniu sie na miejsce konkretnej postaci historycznej czy bohatera fikcyjnego. A Allen pokazuje nam, iż to wszystko jest ułudą, każde pokolenie goni za przeszłością od wieków, amen. I nic tego nie zmieni, więc starajmy się cieszyć tym, co już nam dano - w przyszłości ludzkość właśnie nam będzie zazdrościć. Powiedziałąbym, że tym filmem Allen godzi się ze światem - nie ma tu już aż tak wiele neurotyzmu, są refleksje na temat śmierci i sensu życia, ale raczej.. Pogodne. 'Co ma być co będzie, ale postaraj się wykorzystać życie w pełni'. A lekarstwem może być miłość.
Allen stara się zwrócić nam uwagę na to, że nigdy nie jest za późno na zmianę, na marzenia warto czekać, łapać szczęście za ogon trzeba kiedy życie daje nam drugą szansę.
A Paryż również może być tematem samym w sobie :)
/dodane/
Zgadzam się z powyższym postscriptum - to nie o napięcie tu chodzi. Od tego jest Hitchock. Tu refleksje, chocby przewidywalne i oklepane, królują nad zwrotami akcji. Inny typ kina, po prostu.
Łapiecie mnie za słówka z tym "napięciem konstrukcji fabularnej" i interpretujecie tak jakbym mówiła o Georgeu Lucasie a nie Allenie. Przecież oczywiste, że nie chodzi mi o niespodziewane zwroty akcji, konceptualne woltyżerki, spocone dłonie i zasłanianie oczu z ekscytacji.
Każdy niezły film ma jednak konstrukcję, i ta musi być zwarta, logiczna, frapująca (nawet wprowadzając element fantastyczny, nawet unosząc fabułę 3 centymetry nad ziemią), nawet prowadząc intelektualną rozmowę z widzem.
Jeśli zaś nie miała być tylko quasi-intelektualna, a bardziej rozrywkowa, to jako widz oczekuję wyższego poziom narracyjnego napięcia. Tyle.
Ok, opisałaś trzy tematy, z których żaden nie jest potraktowany niebanalnie. Relacje interpersonalne są rozgrywane w sposób sztapmowy (popatrzmy chociaż na sylwetki: przeintelektualizowany bubek, pragmatyczno-nieuduchowiona narzeczona, denerwujący teściowie).. Nawet ten typ humoru sytuacyjno-postaciowego jest średnich lotów.
Pogoń za nostalgią - ok, rozumiem tych, którym tak przedstawiony temat dał coś do myślenia. Mnie, konkluzje do których dochodzi bohater, natchnęły do zmian i rewolt w drugiej dekadzie życia, teraz oczekuję czegoś więcej (do licha, "przenoszenie się w wiecznie-lepszą przeszłość nie rozwiązuje żadnej z trudności naszego istnienia", czy to o czym piszesz "wykorzystywanie życia w pełni", nie posiada tego cudownego niuansu, podwójnego dna, znaku zapytania, które miewały Allenowskie, poprzednie filmy).
Paryż byłby bodaj najlepiej rozgryzionym tematem (ten satyryczno-sentymentalnie wypunktowany brak różnic między pocztówką a rzeczywistością, miedzy paryską cudownością dawniej i dziś, między miastem poddanym niemal stygmatyzacji przez dekadencje,artyzm, sztukę, a takim surowym pięknem miasta (miasto w strugach deszczu), plus wszystkie amerykańsko-francuskie humorystyczne akcenty, które faktycznie były udane)...
Ale Paryż rozgryźli już w tylu filmach, że ani on, ani te literacko-anegdotyczne smaczki nie zrobiły na mnie wrażenia.
3/10.
:)
A ja się ubawiłam, uśmiałam, lekko rozmarzyłam, i jest mi z tym dobrze. Tobie z Twoim jadem, jak widać, chyba nie do końca, skoro próbujesz nas tu prowokować i uciekać się do oklepanego, skądinąd, zabiegu porównywania rozwoju dorosłego człowieka i kilkuletniego dziecka. Ach, iluż krytyków wcześniej wychwalało swoje genialne rodzeństwo, kuzynostwo i potomstwo:) Nic nowego, doprawdy:) Ale z oceną kuzynki wstrzymam się do momentu, kiedy sama nakręci film;)
Przyszło Ci kiedyś na myśl, że artyści mogą tworzyć niekoniecznie dla Ciebie? Że niekoniecznie mówią prawdę w wywiadach, a często wręcz ściemniają z premedytacją by potem naigrawać się z tak przejętych, jak Ty? Że niekoniecznie mają aspiracje, żeby robić film, na którym (i po którym) się główkuje jak podczas czytania rozważań Immanuela Kanta? Że niekoniecznie chcą OCENIAĆ rzeczywistość, a jedynie pokazywać jedną jego część i to w wymyślony przez siebie sposób? Że niekoniecznie chcą kręcić w wiosce w Mozambiku tylko dlatego, żeby nie było ZNÓW tego Paryża? :)
"Przyszło Ci kiedyś na myśl, że artyści mogą tworzyć niekoniecznie dla Ciebie?"
wiem, że to bezpośrednio nie do mnie, ale pozwolę sobie wtrącić trzy gorsze: przyszło Ci kiedyś na myśl, że każdy ma prawo wyrażać swoją opinię zgodnie z tym, jak odebrał film? i pisać o tym otwarcie, nie narażając się na pytania: "CZY PRZYSZŁO CI NA MYŚL, ŻE AUTOR MIAŁ COŚ INNEGO NA MYŚLI, NIŻ ZROZUMIAŁAŚ?" wybacz, ale jakby tak funkcjonował świat, wszystkie książki, filmy i ogólnie Tworzywo Wszelakie byłoby genialne, a rola krytyków zbędna.
Twoje posty dyskwalifikuje fakt, że bawisz się w Panią Wyrocznię. Co to znaczy: "film gniot"? Co to znaczy: "konstrukcja fabularna nie trzyma w jakimkolwiek napięciu"? Napisz do cholery, że Tobie się nie podobało i że Ciebie nie trzymało to w napięciu, a nie rzucasz sloganami, jakby były niepodważalnymi aksjomatami.
No i mój ulubiony tekst: "film przewidywalny do granic". :)
[SPOJLER]
Rozumiem, że już na napisach wiedziałaś, że główny bohater będzie się przemieszczał w czasie, a potem stamtąd zrobi kolejny skok? Gratuluję. Mnie z kolei reżyser wyprowadził w pole, bo byłem pewien, że do roku 2010 przyleci ktoś z następnej epoki, ale się pomyliłem.
A ja do końca mialem nadzieje, ze Adrianna nie jest fikcyjna:D Lubie takie dyskusje:) Tzn "Moje lepsze od Twojego, bo Twoje BE!! Dlaczego? Bo moje lepsze a Twoje BE":D Mnie ujął ten film totalną naiwnością, która na początku byłem po prostu zszokowany i przez pierwsze 30 minut nie za bardzo się odnajdywalem, a potem Allen połączył tą naiwność z romantyzmem i bujaniem w oblokach:) Jak dla mnie bomba, pewnie dlatego, ze sam taki jestem:D Ale powyjściu z kina miałem ochotę się zakochać:D
Dlatego ja nie lubię dyskusji, w których jeden pisze, że coś jest arcydziełem, a drugi, że to jedno wielkie gó*no. Wolę po prostu napisać, że film mi się podobał i w tym momencie tylko idiota będzie mi wmawiał, że się mylę :))
A poza tym, zauważyliście, że Allen tak wyreżyserował Wilsona, że jak go słuchałem i na niego patrzyłem, to miałem wrażenie, że słyszę i widzę samego Woody'ego Allena. Nawet głos i to charakterystyczne "jąkanie" były niemal identyczne :)
Woody już jest za stary, więc kreuje aktorów na odpowiednich rolach na jego styl gry:D
Może juz szkoli kogoś po prostu na swojego "następce"? Albo pasowała mu tam postać podobna do jego stylu gry? Tylko on to wie:D
'Następcę';)? We wcześniejszych jego filmach aktorzy również grali neurotyków 'stylizowanych' na Allena. To nic nowego.
bardzo podoba mi sie twoja wypowiedz i zgadzam sie z nia, to samo tyczy sie zreszta komentarza uzytkownika venez, pozdrawiam.
Sformułowanie "film gniot" można potraktować jako odpowiedź na szereg innych komentarzy pokroju "rewelacja", "arcydzieło", "genialny". Zgadzam się, że jest plebejskie, ale w zamierzeniu miało zwrócić uwagę i uprzedzić tych, którzy mogą wyjść z filmu rozczarowaniu (zaufaj mi, są tacy). Kwestie "trzymania w napięciu" omówiłam w poście dla Vivasco. Co do przewidywalności konstrukcji fabularnej, jeden zabieg konceptualny (możliwość przenoszenia się w czasie głównego bohatera i spotykania sławnych person) nie czyni filmu frapującym (wtedy większość filmów s-f byłoby wspaniałe,bo tam jeszcze potwory dodają, gadające roboty i czego tam nie ma :)). Konstrukcja fabularna to szereg elementów (nie tylko bieg fabuły) ale także postacie, związki między nimi, miejsce akcji, poziom refleksyjny filmu. Zwłaszcza co do tych ostatnich punktów, Allenowski film wypada - W MOIM ODCZUCIU- blado, część z nich argumentowałam w poprzednich postach. (Na przykład, mało typowo dla siebie, Allen wprowadził tzw. "płaski" typ bohaterów, co oznacza, że ich osobowość sprowadza się do kilku dość wyraźnie sportretowanych cech). Miało być satyrycznie - rozumiem, ale w tej ilości tego nie kupuję (Allen słynie z subtelnej satyry, a nie grubej kreski), i tak, na przykład, stanowiąca osnowę do "osobistych poszukiwań" relacja głównego bohatera z narzeczoną - przez powyższe uproszczenia - robi się bezbarwna. Oczywiście mogę poprzedzać każde zdanie słowem "WEDŁUG MNIE/WYDAJE MI SIĘ" ale to są bazowe założenia przy prowadzeniu jakiejkolwiek dyskusji.
Uważam, że szkoda słów na takie wyjaśnienia, każdy ma prawo mówić to co chce,i jak chce, tak samo pisać w sposób w jaki chce i mu się podoba. I nikt nie ma prawa tego zabronić ani ograniczać, a oceniać można jedynie filmy, a nie sposób czyjejś oceny, bo każdy ma własną. Czy komuś się to podoba, czy nie...
Naprawdę to chciałeś powiedzieć? Jak w twojej głowie mógł się w ogóle pojawić pomysł, że taka odpowiedź ma jakąkolwiek wartość? Czy po prostu uważasz że każdy, kto ma inne zdanie niż ty, powinien "pójść sobie i nigdy nie wracać"?
Nagłówek "Uwaga! Film gniot" automatycznie dyskwalifikuje wypowiedź tamtej użytkowniczki. Jeśli chce wyrazić ona SWOJE zdanie, na czym Tobie tak zależy, nie powinna w ten sposób zaczynać dyskusji. Tak się zwyczajnie nie robi.
Dziwi mnie, że nie napisałeś swojego komentarza również pod postem użytkownika MaX_20, wszak wnosi on tyle samo, co mój - czyli nic :) Po prostu wyładowałem tamtą wypowiedzią moją frustrację spowodowaną tak krzykliwym i niewłaściwym tematem.
Pozdrawiam.
Tak się nie robi? Czy nagłówki "Film arcydzieło!" albo "Super film!" też automatycznie dyskwalifikują? Co w tym złego? Przecież na tym właśnie polega dyskusja o filmie. Jeśli nie zgadzasz się z taką oceną, to możesz z nią dyskutować. Ale swoją krytykę ogranicz do wyrażonej opinii, a nie do jej autora. Na tym polegają dyskusje między dojrzałymi ludźmi. A nie na "wyładowywaniu frustracji" i sugerowaniu komuś, żeby wynosił się z forum.
Jejku dlaczego tak na siebie wrzucacie o Północy w Paryżu , to tylko i wyłącznie film i nie trzeba tak siebie traktować więc połączmy się z //...\\
1. nikt nie mówił, że film będzie trzymał w napięciu
2. co mają scenariusze bohatera do filmu?
3.zapytaj bratanicy kto to de Toulouse-Lautrec
4. MaX_20 - świetny komentarz :]
Ad1. Jak to? film ma nie trzymać w napięciu? Wyjaśniałam to w poprzednich postach ale może są dla Ciebie zbyt długie. Nie chodzi o "trzymanie w napięciu" jak przy filmach akcji, chodzi o to, że -niezależnie od obranej konwencji- każdy film jest snuciem pewnej historii, która, choćby implicite, posiada pewien poziom napięcia narracyjnego (w zależności od konwencji, inna jest sinusoida tego napięcia).
Ad.2. Que?
Ad3.Kulturowo-anegdotyczne smaczki pochwaliłam. Co ma do nich moja bratanica?
Ad.4. Załóżcie grupę wsparcia.