Bałem się jednego, że to będzie kolejny taki sam film Allena. Cóż, to NIE JEST kolejny taki sam film Allena. Oczywiście jest sporo wspólnych mianowników jak choćby uwielbienie dla miasta, w którym odbywa się akcja... Ale odnoszę wrażenie, że pokochał Paryż jeszcze bardziej niż Barcelonę ukazaną w 'Vicky Christina'. Cały film jest jednym wielkim nostalgicznym westchnięciem za przeszłością, za tą piękną epoką, która była wcześniej, niezależnie od tego, które wcześniej mamy na myśli, oraz wielkim peanem na cześć Paryża. I te elementy wypadają naprawdę cudownie, aż chciałoby się samemu wyjść i napić wina z Dali lub Picasso. Zabawne, że najsłabiej wypada to, za co film został nagrodzony Oscarem, scenariusz, nie jest on nadzwyczajnie oryginalny i nowatorski, zwłaszcza, jak na Woody'ego, już wcześniej tworzył on ciekawsze fabuły. To chyba świadczy tylko o coraz niższym poziomie kinematografii. Jednak nie czyni to filmu złym, w sam raz nadaje się na nostalgiczny wieczór z lampką wina w ręce.