Niestety. Film byłby dość ciekawy, gdyby nie nieznośne zmanierowanie reżysera, objawiające się doprowadzonym do granic możliwości schematyzmem znanym z jego wcześniejszych produkcji. Owen Wilson niewolniczo próbuje naśladować Allena z dawnych lat, w każdym wypowiadanym słowie i wykonywanym geście, Rachel McAdams (chyba najlepsza rola w filmie) to z kolei synteza bohaterek granych przez Diane Keaton i Mię Farrow, a poruszane tematy wciąż te same - szukanie dopasowania i szczęścia w związku połączone z przemierzaniem oceanu sztuki i kultury.
Niestety tego co najlepsze u Woody'ego zabrakło lub zostało to zmarginalizowane. Allen wyłączył swój zmysł obserwatorski na rzecz poprowadzenia nietypowej (i mocno niedoskonałej) fabuły (co nie zdarzyło mu się np. przy tworzeniu "Purpurowej Róży z Kairu", gdzie fantasy łączy się z wiernym przedstawieniem ludzkich zachowań). Postaci w "O północy w Paryżu" są niestety zbyt papierowe, nie posiadają tej głębi , jak te znane z innych jego produkcji. To chyba największa wada filmu.
Na plus na pewno plastyczność obrazu i dobrze zagrana postać Rachel McAdams, która bezbłędnie odnajduje się w allenowskim aktorstwie.