O północy w Paryżu

Midnight in Paris
2011
7,1 202 tys. ocen
7,1 10 1 202369
7,3 61 krytyków
O północy w Paryżu
powrót do forum filmu O północy w Paryżu

Chociaż jak się kardynalsko natrąbię, to chodząc koło północy alejami mojego Konstancina ---- starego Żeromskiego napotykam, w jego godnym palcie. O żeby tylko... Zawieyski, Gąsiorowski, a ostatnio nawet w strugach deszczu Białoszewski- ten to powiadał: z wielkiej chmury mały deszcz, z cienkiego picia wielkie grzmoty... "Śpiewajmy, pijmy, piejmy, lejmy". Wszystko wśród szumiących liści i leśnych zapachów nocy - wypróżniając puchary...

Film jednakże dla amerykańskich półinteligentów. W USA uczą się o francuskich hecach ich grupy (dość miernych) pisarzy, jak u nas o -powiedzmy- Skamandrze. Dlatego w Polsce film ten jest wręcz dla trzyczwart-inteligenta, bo w Polsce nie mamy bezwzględnego obowiązku znać perypetii Fitzgeraldów (choć zazwyczaj coś tam wiemy). Poza tym kilka nazwisk ogólnie rozpoznawanych dla osoby o średnim wykształceniu. To całe kulturowe osocze ma właściwości łechczące powierzchowną humanistykę przeciętnego człowieka. Innymi słowy, reżyser okrakiem stoi na barykadzie między szmirą a filmem wysokim - jak zrobić, by jak najszersze koło widzów wyszło usatysfakcjonowane z myślą: to był mądry i zabawny film, uderzył w struny kultury, poruszył moją wyobraźnię.

Cel swój spełnił, ja też z seansu wyszedłem rozentuzjazmowany. Dopiero chwilę potem stanąłem osłupiały i powiadam: Allenie, do diaska, Ty stary mały Żydzie, znowu 1:0 dla Ciebie, kolejny raz dałem się nabrać na Twoje hucpiarstwo. Jak to w biznesie, masz swoje patenty - które oceniam wysoko. Kostiumy, scenografia o naturalności tak wysokiej, że przejścia - z rzeczywisości teraźnej, do rzeczywistości tamtejszej, wymarzonej, już ubiegłej - były płynne, zwykłe i bezpretensjonalne. Podkreśla to refleksję, że teraźniejszość sprzed lat mutatis mutandis jakościowo nie różni się od teraźniejszości tutejszej. Podobnie raduje mnie wcielenie idei, że nasze modlitwy, marzenia, bajania, rojenia, poezja, że to wszystko ma wielki wpływ na rzeczywistość, o wiele większy niż głosi opinia powszechna i zdrowy rozsądek. Nie znamy innej rzeczywistości niż ta, którą przyjmujemy i odczuwamy, jedyny więc znany charakter rzeczywistości to charakter subiektywny. Nie znamy innej, obiektywna nie jest nam dana, jest obiektem wiary i hipotez. Idąc tym tropem dochodzimy do konkluzji, że prywatne marzenia są realniejsze niż „wspólna”, obiektywna rzeczywistość...Teza ta potwierdzeni zyskuje w fakcie, że napotykani paryscy genii loci, Hemingway, Dali, Picasso, Stein – w całości zachowaniem swoim potwierdzają legendę, jaką narosła wokół ich postaci, legendę, którą znał, którą żył i o której sobie roił Gil. W legendzie jest trochę prawdy zawsze, ale więcej w niej jest uproszczenia i fikcji. Osoby więc te ożyły wyłącznie legendą znaną bohaterowi filmu, wiec stały się emanacją jego obiegowego, ale subiektywnego oglądu.

Te spostrzeżenia wyrażają dodatnie odczucia. Jednak, keidy patrzę na dzieło jako całość, sposób wykorzystania tych walorów mię zawiódł boleśnie. Nie chce mi się nad tym rozwodzić głęboko. Postmodernist. żonglerka motywami kultury Paryża lat 20. i fin de sieclu to tylko poklepanie po tyłku widza („Lautrec, no tak Lautrec, przecież znam Lautreca”), skrobanie po powierzchni, żydowszczyzna jak mawiano kiedyś. Pastelowe rozwiązania fabularne, wyświechtane już 100 lat temu typy postaci (miałki twórca w kryzysie, drobnomieszczaństwo itd). Te wszystkie poszlaki wskazują na konstatację, że mamy do czynienia z niezbyt wzniosłym rzemiosłem – film musi na siebie zarabiać, a my, twórcy, musimy zapewnić ku temu warunki. Produkt wyszedł nienajlichszy, ale ja od inteligentnego artysty, jakim jest Woody Allen, już od wielu lat oczekuję czegoś więcej.

Na ostatek przyznam, że mi najlepiej w czasach, w jakich żyję, najłacniej się czuję ze swoimi dzisiejszymi problemami, z dzisiejszą biedą, którą klepię i okolicznościami, jakie dziś miejsce mają. Za nic nie chciałbym żyć w innych czasach, a już na pewno nie w tak dobrze udokumentowanych jak belle epoque czy międzywojnie.Ale jeżeli w okolicach Kruszwicy podjechałby stary wóz zaprzężony w stare kobyły, który miałby przewieźć mnie po piastowskich puszczach, to bardzo chętnie. Jakiś Rydwan też móglby mnie przywieźć na Forum Romanum czasów Katona czy Cycerona... Ale lata 20.? Szkoda czasu, nawet języki się nie różniły