Zawsze mam problem z produkcjami netflixowymi. Z jednej strony bardzo dobre zdjęcia, jakość, plenery, aktorzy, niezły pomysł na fabułę, klimat, muzyka, tajemniczość, ale jest też druga strona medalu, zupełnie jakby zapisali sobie w kanonie filmowym, że jeśli są elementy świetne w ich filmach to dla równowagi muszą być co najwyżej przeciętne i tak wyszła kolejna bardzo nierówna produkcja. Początek świetny, trzymający w napięciu, aktorka idealnie wcielająca się w wredność swojej postaci (chociaż miałem deja vu z Gone Girl)...jeśli tylko ułamek przedstawionego świata to prawda, ma się ochotę wejść do filmu i nastukać głównej bohaterce oraz sędziemu, który pomylił profesje. I tu zaczynają się schody... Nie pozycjonuje się jako znawca gangsterskiego świata, ale do cholery jasnej, czy naprawdę kilka diamencików jest kluczowe w przypadku posiadania imperium? oraz zatrudnia się partaczy, którzy nie potrafią dobrze wykonać swojej "mokrej" roboty? - absurd... To mógłby być naprawdę niezły hicior gdyby tylko utrzymali klimat i spójność do końca i zupełnie nie przeszkadzałoby mi, że chuderlawa blondynka wykończyła od tak całą ochronę, a brunetka ma dostęp do wszystkich danych tego świata...