Mamy tu mafię, i to jaką? Główny "zły" jest chyba pierwszy dzień w pracy i zamiast iść w kierunku - gróźb, szantaży, porwania, pobicia itp zaczyna dzień od wysłania 3 drabów do domu spokojnej starości. Wysyła ludzi, którzy nie jedno widzieli, a mimo wszystko przegrywają z ochroną placówki dla ludzi 60+.

Główny zły próbuje zabić "tych rzekomo dobrych" kilka razy:
1. pobicie,
2. upicie i puszczenie rozpędzonego samochodu do jeziora
3. wybuch gazu

Żadna z tych rzeczy nie przynosi zamierzonego efektu, nikt nie sprawdza czy to się udało czy trzeba powtórzyć. Choć według mnie, jeśli ktoś z rosyjskiej mafii nie może skutecznie zabić dwóch niewiast to co to za mafia?

A na końcu główny zły łączy siły z tymi rzekomo dobrymi - łączy siły z kobietą, która ubezwłasnowolniła jemu matkę, okradła go i omal nie zabiła (skuteczność mafii). I robi to bo jemu imponuje? Powinien chyba się spytać kilku swoich goryli, który z nich spartolił sprawę i wrzucić ogłoszenie o otwartej rekrutacji na pracuj.pl.

Film wytraca szybko swój impet, potyczka złej z jeszcze gorszym nie istnieje. Brakuje tutaj autentyczności, logiki, spójności i tempa.

Na końcu pojawiają się jakieś tam konsekwencje, ale są one tak na siłę i tak nic nie znaczą, że szkoda słów. Film nie wnosi nic do gatunku i dobrze, że wyszedł na netflixie ponieważ po seansie w kinie byłbym wysoce rozczarowany.