Krzyształowicz Smażowskiemu może buty czyścić. Film jest niemiłosiernie nudny,tak jak ktoś wcześniej pisał-jest o niczym. Facet mysli że jak zrobi kilka retrospekcji to wyjdzie arcydzieło i trzeba będzie sie wysilać nad interpretacją filmu a prawda jest taka ę zabieg mu sie nie udał bo film jest prosty jak konstrukcja cepa. I przestańcie podniecać sie Dorocińskim. Usiądżcie sobie wygodnie w domu i za jednym rzutem zobaczcie "rozmowy nocą,"różę" a na koniec" obławę". Ten facet ciągle gra tak samo!. Ta sama mina twardziela,te same gesty. W kazdym z tych filmów ogrywa jedną i ta samą rolę. Mam wrażenie że jesli dany film jest w Polsce bardzo wysoko oceniany przez tzw.śmietankę to zwykli odbiorcy ulegaja tej propagandzie i żeby w towarzystwie nie wyjśc na dziwaków również wychwalają pod niebiosa film który w rzeczywistości jest beznadziejny.
Zgadzam się, ten film to totalna porażka, kompletny brak tematu, na siłę napisany scenariusz, nie mówiąc o filmie. A gotowanie zupy z głowy niemca, to nie wiem co miało na celu!!! Dawno nie oglądałam tak rekomendowanego filmu, z takim rozczarowaniem. Bzdura i nic.
Zgadzam się w większości z tym co napisaliście... O ile Róża to film wybitny, o tyle Obława jest zaledwie średnia. Może nie powiedziałabym, że jest o niczym (motyw zdrady, ukazanie tego, iż w każdym z nas może być zarówno dobro, jak i zło, które ujawnia się w określonych okolicznościach), ale fabuła jest wyjątkowo nudna, a koniec to kompletne nieporozumienie. Jak widać nie zawsze należy kierować się opiniami krytyków.
Uwielbiam - za "Wesele" i "Dom zły" - Smarzowskiego, więc do polemiki wykorzystam "Różę".
Oba filmy - tak "Różę" jak i "Obławę" cenie, niemniej wyżej oceniam film Krzyształowicza. Dlaczego?
Po pierwsze nie uważam - i tyczy się to obu produkcji - by był to film o "niczym". Jak już wspomniałem w innym temacie, jest to film o szarości. O ludzkich postawach w skrajnych sytuacjach. A bardziej ekstremalnej niż wojna nie mogę sobie jakoś wyobrazić. Bo w niej jest wszystko - strach, okrucieństwo, chodzenie na skróty, relatywizowanie, nikczemność, śmierć.
To film o tym, że dokonujemy wyborów nieraz sprzecznych z samym sobą, bo stawiamy jakieś "większe" ( subiektywnie, w naszym własnym mniemaniu ) dobro ponad inne możliwe do dokonania wybory. A do tego jesteśmy "ludzcy", dalecy od doskonałości i ulegający nawet bardzo mrocznym podszeptom duszy. A na wojnie to wszystko się jeszcze hiperbolizuje.
Bo i z "Obławy" łatwo jest zrobić paralele do codziennych wyborów i ludzkich działań - nie jesteśmy ani nieskazitelni, ani idealni. Tak jak świat jest szary, tak i ludzie, którzy go tworzą. To chyba proste. Tylko tak rzadko występuje w naszym kinie.
W "Róży" mam pretensje do reżysera za nadmierne epatowanie gwałtem - nie, nie w kontekście mego obrzydzenia, ale w odniesieniu do środków filmowych, których reżyser używa "na wprost". Pamiętacie scenę z przesłuchania na końcu filmu bohatera granego przez Dorocińskiego? Nie widzimy samego katowania, tylko efekty kaźni. Resztę załatwia nasza wyobraźnia. I to jest właśnie również magia kina. Nie tylko zmysł wzroku. I po tym poznajemy świetny scenariusz i doskonałą reżyseria. Po drugiej scenie gwałtu trzecia już traci moc szokowania, a kolejna nuży czy wprost zaczyna zniesmaczać. A można to ukazać dźwiękiem, opisem bohatera, schować poza wzrokiem widza, pokazać skutki, nie dopowiedzieć. I o to mam żal do Smarzowskiego - to on odpowiada za historię i sposób jej ukazania. A tu reżysersko - imo - się, niestety, nie popisał...
Kolejna rzecz to podejście do szczegółów historycznych - no nie żartujcie, jeśli czerwoni czekają na kolesia idącego do katowni, by se spokojnie ślub wziął czy tenże wraca z mordowni wypuszczony po oskarżeniu o zabicie(!) ruskiego, to niesamowicie trudno obronić tezę o logikę takie zagrania. Wróć - nie tyle o logikę, co o prawdopodobieństwo takich zdarzeń. I nie trzeba być do tego historykiem. A ja toczę ze znajomym pisarzem dysputy odn "Obławy", czy polscy partyzanci chodzili w niemieckich mundurach. Gdzie tu skala?? No mieli wrześniowe, prywatne, ze zrzutów i zdobyczne. A jak było kuźwa zimno, nosili co było pod ręką. Ino dystynkcji i błyskawice zrywali.
Zapraszam do rozmowy - chętnie popolemizuję.
Nie widziałam jeszcze "Obławy", dlatego zaglądam na opinie innych. Zgadzam się z Tobą w zupełności, co do odbioru "Róży". Choć uwielbiam Smarzowskiego, to "Różą" mnie bardzo zawiódł, właśnie za to "łopatologiczne" i bezpośrednie pokazanie niektórych kwestii takich jak wspomniane gwałty. Pamiętam taką scenę z "Białej wstążki" Hanekego, w której ojciec wymierza karę dzieciom, ale my tego nie widzimy, bo tak jakby zostaliśmy na korytarzu, a z zza zamkniętych drzwi dobiega dźwięki uderzeń. I to działa na nasza wyobraźnię i chyba pozostaje na długo. Uważam, że Smarzowski mógł subtelniej i bardziej artystycznie pokazać przemoc, choć wiem, że może to za brzmieć głupio, bo jak pokazać subtelnie gwałt. To chyba jest takie proporcjonalne, że im więcej reżyser pokaże i poda na tacy, to tym bardziej nas poruszy. Ogólnie czekam na "Obławę". Znaczy czekam aż łaskawie zostanie w końcu wyświetlona a moim kinie, gdzie do tej pory grają "Bitwę pod Wiedniem" ;)
A gdzie to takie kino, co tylko "Wiedeń" leci? ;)
Myślę, że nie o subtelność stricte, co o inną formę tegoż chodzi - a jak wspominaliśmy, filmowe rzemiosło pełne jest rozwiązań, by pokazać nawet takie kwestie jak gwałt, brutalność czy np.tortury w sposób bardziej oddziałujący na widza niż przyglądanie im się z bliska.
Ja wspomnę jeszcze o zakończeniu filmu - nie spoilerując. Dla mnie jego otwartość jest ze wszech miar słuszna, nie trzeba tu nic dodawać, bo wszystko jesteśmy sobie sami w stanie dopowiedzieć. A przyglądając się bohaterowi, jakby klamrą spinamy spojrzenia na wszystkich uczestników zdarzeń w całej historii.
Oczywiście można by to trochę sparafrazować, ale: Jest morderstwo, jest ofiara, była zbrodnia, będzie kara.
W końcu Bitwa pod Wiedniem ustąpiła miejsca Obławie ;) Muszę przyznać, że film bije na głowę Różę. Dziwią mnie opinie, że jest nudny, a tym bardziej o niczym. Czytałam też opinie, że jest pogmatwany, no bo jak w można zaburzyć chronologię? Uważam, że właśnie zaburzenie chronologii pozwoliło cały czas "na świeżo" oceniać bohaterów, a nie od początku oceniać kogokolwiek. Bardzo podobało mi się, to, że większość postaci skonstruowana była niejednoznacznie i wzbudzały one niejednoznaczne odczucia. Może z wyjątkiem postaci granej przez Sonie Bohosiewicz. Wydaje mi się, że przez cały film nie zmieniła wyrazu twarzy a jej smutno wydęte usta raziły już ewidentnie. Ale zostawmy Sonię. To co powaliło mnie na kolana to zakończenie. W tej scenie czuć po prostu wszystko. To świeże, zimne powietrze, ten wiatr. To jak ta biała halka powiewała na sznurku. To było piękne i wydaje mi się, że wręcz metafizyczne. Choć wiadomo, że bohatera czeka śmierć, to przez chwilę, razem z nim czujemy chyba jakąś wolność. Nie wiem może przesadzam, ale to była najpiękniejsza scena.
Miło czytać...Mamy bardzo podobne odczucia, co do filmu :)
I fakt - usta Sońki...DRAMAT! Jak pięść do nosa, totalnie... :D
No to teraz musimy się wybrać i skonfrontować swe zdania, idąc na "Pokłosie" Pasikowskiego.
pozdrawiam
em
HAHAHA!
Nawet nie wiesz, jak nalewam z podkarpackiej wyrywności do filmów tego "typu".
mega mnie rozbawiłaś!!! :D:D:D
a w związku z tym...
pzdr
Dołączam się do obozu Killdup - abjja :) Mam wrażenie, że osoby które się nudziły na tym filmie mają problem z utrzymaniem koncentracji przez dłużą chwilę i nie były skupione na tyle, by wyłapać szczegóły, które moim zdaniem uczyniły ten film wyjątkowym. Film obejrzałam wczoraj ostatnim rzutem na taśmę, ponieważ schodzi już z Poznańskich kin. Jeszcze dziś stają mi przed oczyma niektóre sceny, którymi reżyser zdzielił mnie w twarz za pochopne wyciąganie winsoków.
Sonia mnie miło zaskoczyła. Prawie nie przeszkadzał mi psi kuper na twarzy :) Nie chcę spojlerować, ale muszę przyznać, że dość umiejętnie udało jej się mnie nabrać i przez pół filmu zastanawiałam się jak może opróżniać szafę męża, kiedy ten jeszcze nie opuścił podwórka. A kiedy poznałam jej mało kierowane wojną motywy każda scena z jej udziałem nabrała dla mnie kompletnie nowego znaczenia.
Zmieniając trochę temat chciałam zapytać o wasze odczucie względem samych historii. W jednym z wywiadów Kryształowicz (dodając, że nie chce nikomu narzucać wniosków) powiedział że ma nadzieje, że po obejrzeniu zakończenia widz opuści kino w przeświadczeniu, że w najbardziej czarnym charakterze jest pierwiastek dobra.
Może moja sceptyczna natura nie pozwoliła mi tego dostrzec, ale ja głównie opuściłam kino z myślą, że nie należy oceniać ludzkich działań, bo tak na prawdę nie znamy ich motywacji. Dobre czyny podszyte złymi intencjami i na odwrót :) Jedyny pierwiastek dobra jaki dostrzegłam w bohaterach, to że każdy miał swoje dobre powody by zrobić coś złego.
Odpisze Ci wieczorem, bom zalatany, ale muszę zganić stolice pyrlandii - no pierwszy raz w życiu płaciłem w zeszłym tyg za PARKING POD KINEM, a miało to miejsce w Poznańskim multikinie, gdzie poszedłem sobie na "Mój rower"
I jak o was, pyrki, nie mówić centy, hę? :P
pozdrawiam i napisze na pewno
em
Wydaję mi się, że największym atutem tego filmu, była własnie gra z widzem. Ja wyszłam z kina z refleksją, nie taką, że w każdym złym człowieku jest pierwiastek dobra, tylko na odwrót, że w każdym dobrym jest jakieś zło. Najbardziej złożoną postacią była Pestka, bo do końca nie wiem co myśleć o jej postawie. Z jednej strony jako kobieta wykazała się dużą odwaga i determinacją, ale równocześnie zdradzając innych. Trudno to ocenić. I to niebywały atut. Z kolei postać grana przez Sonię Bohosiewicz, jest dla mnie pomyłką. Mówię tu głównie o grze aktorskiej. Uważam, że zagrała jak amatorka, a uważam ja za dość dobrą aktorkę.
A ja zapomniałem dodać, że scena otwierająca film jest jedną z najlepszych, jakie widziałem w polskim filmie ever!
Wiesz, ja tak myślę, że ludziom po prostu brak wyobraźni, by sobie wykminić czym jest wojna i jakie stawia przed człowiekiem wybory. Jak ekstremalne. Nie ma innego takiego wydarzenia, które stawiało by człowieka pod taka ściana wyborów i zmuszało do tak głębokiego spojrzenia w głąb siebie.
Ja nie wiem, jak bym się zachował. Serio. Wiem jedno - zrobiłbym WSZYSTKO, by uchronić najbliższych.
Chyba nawet za cenę godności i wartości, które wyznaje.
Bo człowiek - do tego kochany - to jednak człowiek...
Wiem, brzmi strasznie. Ale staram się być szczery...
pozdrawiam
1. Prawdziwe centy wiedzą gdzie parkować, żeby nie płacić :D
2. Warto iść na mój rower? Bo emocje i element podglądactwa wydaje się być zachęcający, tylko jak TVN coś reklamuje z taką siłą to zaczynam węszyć podstęp :)
3. Postać pestki rzeczywiście fantastyczna, ale nie powiedziałabym, że najbardziej złożona postać tego filmu :) Może najłatwiej było Ci się z nią utożsamić?
4. Ja taką a nie inną grę Sonii odebrałam jako wycofaną, wypindrzoną (jak na wojenne realia) bohaterkę. Myślę, że to mógł być celowy zabieg, bo to co na początku postrzegałam jako próbę odcięcia się od występków męża i cichą obawę o niego, potem okazało się być bezwzględnością i strachem o powodzenie uknutej intrygi.
5. Pierwsza scena strzela widzowi w potylice ;) Ale film ma dla mnie mnóstwo takich małych momentów, które może nie są najlepszymi jakie w kinie widziałam, ale zdecydowanie mnie uwiodły. Scena z watą cukrową, czy scena "Gdybym wyszedł wcześniej... - Dobranoc!" Z pozoru silny a złamany mężczyzna i zatrzaskująca mu przed nosem drzwi z pozoru słaba kobieta.
6. Czyli nie pierwiastki dobra i zła. Nie czarno-białe proste decyzje tylko niecodzienne szarości.
taaa - ja se wjechałem na parking i było posprzątane, cfaniaczki! :P
mnie bardzo się "Mój rower" podobał - zdjęcia, muzyka, scenariusz, prosta historia dobrze wyreżyserowana, dobre dialogi, świetny Żmijewski ( czemu on nie gra więcej w kinie!!??), świetny naturalny Urbaniak, młody też nieźle.
dałbym tak 7,5 ( końcówka mi się bardzo nie podobała), ale jednak film odebrałem osobiście, więc i ocena wysoka ode mnie.
a ja powiem, że po "Pittbulu" pierwszy film w którym Rosatti zagrała. dobrze zagrała.
Sam nie wiem, która postać mnie najbardziej chwyciła. Pestka jednak była najbardziej przewidywalna - czułem, że ona skrewi. Wszyscy byli postaciami tragicznymi, taka jest wojna, takie jest życie.
Co do Soni - tu kamyczek do ogródka operatora i ludzi robięcych makeup - można było te silikonowe usta trochę ukryć. Ale postać dobrze napisana.
Wszystko jest szare.
Zdecydowanie się nie zgadzam, Pestka nie była przewidywalna. A nawet jeśli to jej zachowanie było chyba w pełni zrozumiałe. Przecież chciała uratować siostrę, ale to okazało się, mniej więcej w połowie filmu. Ja się tego nie spodziewałam od początku. Co do Sonii, to postać może i była dobrze napisana, ale zagrana tragicznie. Rozumiem, że można zagrać prosto i w zasadzie bez słów, ale wydaje mi się, że to trzeba osiągnąć wyższy stopień wtajemniczenia. A Sonia stała, była smuta i grzebała w szafie.
Cóż za gili-gili dla mego rozchełstanego ego i wiecznie niezaspokojonej próżności! :)
A zatem....
Postać grana przez Weronikę Rosatti jest najsłabiej napisana postacią ze wszystkich czterech głównych.
Dlaczego?
Kondolewicz mąż od początku jawi nam się jako postać z gruntu zła, wyrachowana, dostosowująca się do sytuacji i próbująca w niej ugrać jak najwięcej dla siebie. Widz obserwuje, jakie plugastwo gotów jest jeszcze popełnić. I każda forma usprawiedliwienia go, dysonans w jego zachowaniu jest bardzo ciekawy.Widz wprost szuka i czeka na coś, co wytłumaczy a nawet usprawiedliwi jego postawę.
Kondolewicz żona jest ustawiona trochę inaczej - na tajemniczości. O niej wiemy niby najmniej, jest wycofana, skryta ( na ile oczywiście pozwalają usta Sońki...), tyranizowana przez męża. Ale czuć, ze coś ukrywa - w jej postaci czuć to chyba najbardziej. Do tego dochodzi erotyzm, który został użyty przez reżysera - o czym dowiadujemy się później, poznając dokładniej historie postaci - z premedytacja. I nawet nie ceniąc gry Bohosiewicz, jednak świetnie oddaje swą postać i jej sekrety.
Wydra ma najłatwiej. Bo jest zbudowany by budzić sympatie widza w czysty sposób - porządny, ale zimny, konkretny, ale bezwzględny, odważny, ale ma słabości - taka konstrukcja postaci, jakby od razu relatywizująca jego wady, sprawia, że widz od razu ma go po "swojej stronie". Lubi go zwyczajnie. I nawet jak wyjdzie coś spod dywanu - a czekamy co i kiedy - usprawiedliwi jego samego i jego zachowanie.
No i najważniejsze - cała ta trójka jest ze sobą spleciona, co w miarę poznawania historii czyni ją jeszcze bardziej interesującą, skomplikowana i gęstą.
I tu dochodzimy do Pestki.
Ona ma jeden problem - od początku historii jest jednowymiarowa, a jej motywacje i skrywana tajemnica aż rzucają się w oczy. No bo sorry - z jakiegoż to powodu młoda, śliczna dziewczyna siedzi z tymi partyzantami w lesie? Ideały rzucone na szaniec?? No wybacz, nie wytrzymuje próby faktów.
Nic nie zmienia też to, że do połowy filmu nie wiemy," dlaczego?". Bo jak wiemy, "że", to już ma to małe znaczenie. Ale pochwalę jeszcze raz Weronikę - świetnie zagrała swą postać.
No i teraz najważniejsze, ale i najbardziej brutalne - więc dostanie się też reżyserowi, mimo mej wysokiej oceny filmu - film rządzi się swoimi prawami. Są określone zwroty akcji, pauzy, akcenty, muzyka czy zdjęcia o odpowiednich ujęciach.
No cóż, jest stara zasada - postać w czerwonym stroju zawsze ginie pierwsza. I tak nam trochę reżyser naznaczył i wystawił Pestkę - czego bym nie robił, od razu wiadomo - może nie jak, ale że - to ona zdradzi.
Taka prawda.
ps. wiem, wiem, wiem - śpię dziś na kanapie...
:P
Michał zgadzamy się w kwestii najważniejszej: ŚPISZ NA KANAPIE DO KOŃCA ŚWIATA....;)
Zacznę od Kondolewicz-Małżonki: "Erotyzm, wycofanie i tajemniczość". Ja nie widziałam ani erotyzmu, tym bardziej tajemniczości, za to chętnie zobaczyłabym wycofanie w jej wykonaniu. Nie bądź naiwny chłopaku. Sonia miała dużo łatwiej. Jej postać była skonstruowana ciekawiej, ale ona tego nie zagrała. W jej wykonaniu, to jakaś amatorszczyzna, dramat! Znaczy telenowela. Błagam was. Nie przekonujcie mnie o tajemniczości i wyobcowaniu kobiety, która przez 90 minut nawet nie mrugnęła okiem. Każdy jej gest był sztuczny albo przerysowany albo kanciasty. A postać miała potencjał. Tym bardziej razi mnie ta tandeta. Nie wiem, czy potrafię opisać, to jak ona mnie zawiodła swoją grą. Znaczy zawiodła mnie, bo to co wykonała to nie była gra.
Staje w obronie Pestki. Oboje wiemy, że postać słabsza na płaszczyźnie już pomysłu. Bo zdradziła partyzantów,a w dodatku Wydra darował jej życie,a wiem, że z zabijaniem to raczej nie miał problemu. Ale zagrała to dużo lepiej. Pamiętasz taką scena w młynie, gdzie stoi naga z Kondolewiczem? Widzimy ją od tyłu. Ale w jej postawie, jakimś nie wiem, ścierpnięciu jest cholera więcej emocji, niż pokazała Bohosiewicz przez cały film.
Zgadzam się z Twoją oceną Wydry. Oprócz kwestii, że cała trójka, Kondolewiczowie i Wydra są ze sobą spleceni, co czyni historię jeszcze ciekawszą. O ile relacja panów, rzeczywiście jest ciekawa, to już dawny romans Wydry i pani-zony wydaje mi się trochę poniżej poziomy tego filmu. Nie cierpię takich zbiegów okoliczności, bo przypomina mi się Slumdog milioner z ulicy. a to jest jeden z najgorszych filmów w mojej karierze.
Także Killdup masz jakieś - 10 milionów punktów do prestiżu ;) ale i tak zostaje Ci jakieś 10 milionów do stracenia ;)
Oj czuję, że to nie skończy się kanapą, ale Twoją rejteradą na tydzień do mamusi!(:P:P:P)
Ale co tam - jest ryzyko - jest zabawa!!!
Najpierw się muszę zgodzić - tak, zagrywka z Wydrą i Sońka była śliska i słaba - tu moje przeoczenie - skupiając się na trójkącie jako takim, wyleciało mi to, że sam chciałem to wypunktować. więc krecha dla mnie za nieuwagę, a punkt dla Ciebie - rzeczywiście poniżej poziomu filmu.
niemniej konstelacja tych postaci generuje w sposób naturalny najwięcej emocji - bo nawet jeśli sama zagrywka jest słaba, to jednak sprawia atmosferę gęstszą, mroczniejsza, bardziej nieuchronną.
Toć ja piszę że Weronika zagrała bardzo dobrze po wielokroć - pani magister, czytamy ze zrozumieniem!!! ( no dobra, wiem - obieram ziemniory za tę uwagę...:P)
Musimy jeszcze raz razem obejrzeć "Slumdoga..' mała...
A teraz Sońka - no maleńka - sposób napisania postaci, stereotypowość wyboru aktorki do roli, nawet ta nijakość gry - no pasuję do tej postaci.
No i babo - znowu!!! - gdzie ja piszę, że ONA DOBRZE GRA???!!!
[ głową w mur ]
A idę na kanapę...
ps. I tak sama do mnie przyjdziesz jak zawsze :P:P:P
Zgadzam się w 100%. Takie filmy jak Obława stawiają nam pytanie: a co ja bym zrobił? jak bym się zachował? Takie filmy uczą też: "Nie sądźcie, bo i wy będziecie osądzeni..."
raczej nie, ale żałuje że Twój seans na tym się tylko koncentrował. Straciłeś czas i pieniądze:D
Niestety wychodzi brak reżyserii bo potencjał filmu był ogromny, nieudolność rozczarowuje.... Ale i tak temat można rozwinąć i polecić książkę
EGZEKUTOR
Stefana Dąmbskiego
A z Weroniki Rosati aktorka żadna, jej sto lat w Ameryce nie pomoże. Można było zatrudnić jakąś aktorkę do tej roli.
Kto wg Ciebie mógłby ją zastąpić? Nie ma ludzi niezastąpionych, ale uważam, że Weronika nie ma czego się wstydzić. Wywiązała sie ze swojej roli znakomicie. Pomijając jej cudną urodę, zagrała znakomicie.
Byłam bardzo zawiedziona, moim zdaniem słaby film. Nie rozumiem tych wszystkich zachwytów i tak wysokiej oceny na filmwebie.
Po projekcji na festiwalu filmowym w Chicago wiekszość widzów na sali miała podobne odczucia. Mnie osobiście film bardzo się podobał. Gra aktorska pierwszorzędna. Nawet Rosati posądzana o (przez niektórych) beztalencie, wywiązała się ze swojej roli pierwszorzędnie. Grauluję Weronice za niełatwą rolę. Pozdrawiam.
Doprawdy nie wiem, skąd ten zachwyt nad filmem Krzyształowicza. Kolega Killdup zarzuca Smarzowskiemu brak realistycznej spójności, a te spacerki Dorocińskiego z lasku do miasteczka to co to niby miało być? Fakt historyczny? Kiedy oczyma wyobraźni kreowałem topografię miejsca, w którym rozgrywały się sceny z Obławy widziałem to mniej więcej tak: lasek, niezakamuflowane szałasy; 12 minut pieszo do miasteczka; nikt mnie nie rozpoznaje, nie zaczepiają hitlerowcy, w końcu jestem partyzantem i mam czapkę niewidkę. Błagam. Drętwa gra aktorska kleistego jak kisiel Dorocińskiego. Tragiczna Wera, i te jej boczki obleśne, fuj! Doszukujecie się między wierszami jakichś podtekstów, filozofii i mrocznego oblicza ludzi z tamtych czasów. No sorry, ja tego nie zauważyłem, a uwierzcie - szukałem z sił całych. Widzę, że jest tu mały akcent związany z "ja lubię Smarzowskiego, a nie lubię Krzyształowicza". W tym starciu w moim odczuciu lepszy jest Smarzowski, no ale nie jego film tu dyskutujemy.
Niemniej w moim pugilaresie po obejrzeniu Obławy odnotowuję kilka plusów: A) młody Stuhr to klasa sama w sobie; oby się tak nie rozmienił na drobne, jak Więckiewicze, Dorocińskie, Karolaki i Adamiaki; B) fajne sceny, aż dwie - obie z papierosem w roli głównej; C) yyy, to by było na tyle.
Czuję KREW!
Uwielbiam być wywoływany do tablicy! Szczególnie jak petent zrazu starając się wbić mi szpile, sam jedzie tyłkiem po nieheblowanej desce.
Wać pan ma racje - wycieczki Dorocińskiego były zastanawiające. Tylko z filmu - no chyba, że widzieliśmy dwa różne - można wysnuć wniosek, że nie był w tym miejscu osoba obcą, nieznaną, no i - na szczęście! - nie afiszował się jakoś z tym, ze jest PARTYZANTEM!!!
Mylisz mój drogi pojęcia - ja nie posądzałem Smarzowskiego - którego "Wesele" i "Dom zły" UWIELBIAM! - że jest coś nie tak z faktografia historyczną w jego filmie.
Ja go posadziłem o coś gorszego - o brak logiki i znikome PRAWDOPODOBIEŃSTWO zachodzących w jego filmie zdarzeń.
Masz prawo mieć swoją wersję topografii okolicy - i tu się z Tobą zgodzę - w takiej wersji, jak podsunęła Ci Twoja wyobraźnia, rzeczywiście Niemcy i partyzanci miast się siepać, powinni pograć w "Echo"...
Bardzo, ale to bardzo proszę na koniec - wskaz i wylicz mi te wszystkie biloniki, drobniaki i miedziaki, na które rozmienił się wspomniany przez Ciebie Więckiewicz.?
pozdrawiam
Primo - Dalej niekonsekwentnie - skoro piszesz, że był w tym mieście znany, to nie musi się afiszować, że jest partyzantem - wszyscy i tak to wiedzą, prawda? A hitlerowcy nie zaczepiają podejrzanych typów, którzy pojawiają się w danym miejscu raz na jakiś czas, co totototo nie. Nikt też nie podpieprza, nie donosi, bo my, Polacy, jesteśmy bardzo uczciwi i bohaterscy. Secundo - mówiąc o Smarzowskim bardziej miałem na myśli jego konkretny film a nie całą twórczość; chciałem w sposób zawoalowany odnieść się do Twojej poprzedniej wypowiedzi i widzę, że efekt się powiódł. Tertio - Znikome prawdopodobieństwo owszem, jest odczuwalne, jednak wydaje mi się, że to celowy zabieg, by osiągnąć określony rezultat. No i quatro - morda Więckiewicza po prostu mi się przejadła. Efekt spotęgował najnudniejszy polski film ostatnich lat pod przewrotnym tytułem "Wymyk". Ale to wybitnie subiektywna ocena.
lubię fajne posty. a jak ktoś jeszcze się wysili, by nie było obraz i równoważników i bezokoliczników - wietrze podstęp! :)
miód ma mą dusze - nie jesteśmy ani uczciwi, ani bohaterscy - zgadzam się w 100%!
niemniej - widzisz, dla mnie to pewien skrót jest - bo ( nie oszukujmy się ) no mógł reżyser pokazać, jak skrada się w nocy niezauważony i cichaczem do domu wchodzi. tylko - jak dla mnie - to wiele by nie zmieniło w odbiorze filmu. niekonsekwencja minimalna ( bo fakt - nie przeszkadzało by mi, gdyby dla większej realności tak to pokazał ) w porównaniu z wypuszczeniem byłego żołnierza z więźnia po zabiciu nkwu-dzisty...
skoro obaj cenimy Smarzowskiego, to właściwie nie ma tematu :) Co do "Wymyku" się nie mogę zgodzić. Bo mam paralele, przez co to wybitnie subiektywna ocena.
pozdro i liczę na więcej!
em
zgadzam się. co do filmu i dorocińskiego. w połowie filmu chciałem wyjść, ale obok mnie siedziała gruba pani i nie chciałem się przeciskać. nudne jak flaki z olejem. tak jak ktoś napisał - kilka retrospekcji nie zrobi z filmu arcydzieła. miny bohosiewicz też przesadzone. conajmniej, jakby grała matkę teresę.
No film jest trochę nudnawy, ale to już taka cecha polskich filmów. Albo są głupie, albo są nudne, albo jedno i drugie. No już mamy taką manię kręcenia ponurych, smutnych filmów. Samą "Obławę" obejrzałem i powiem szczerze, że jednak spodziewałem się czegoś więcej. Takie to niestety wszystko było dla mnie jakieś za małe. Mało tych partyzantów, mało Niemców, mało jakiejś akcji i fajnych dialogów. No a zakończenie w ogóle mnie rozwaliło i nie kumam za nic zachowania Dorocińskiego. Jedyne co wywarło na mnie pozytywne wrażenie to obraz polskich partyzantów, lubię taką tematykę i miło było popatrzeć jak oni wyglądali w tamtych czasach i z jakimi przyziemnymi problemami się borykali.