Chcialam zauwazyc kilka rzeczy, moze zanim przejde do krytyki napisze troszke o sobie. Jestem mgr polonistyki, aktualnie koncze PWST...
Zastanawiam sie czy glebia przekazu i artyzm filmu musi epatowac jakims dziwnym naturalizmem i turpizmem budowanym na sile ?
Film aktorsko nieslychanie nierowny, tandetna Rosati i jeszcze bardziej tandetna Sonia. Przy calkiem niezlym Macku i Dorocinskim.
Czytalam wasze komentarze:
- film jest super bo mocny (gdzie tam moncy? Moncy bo ktos pokazuje masturbacje albo obcieta glowe ? wybaczcie - nie moge sie w tym zgodzic.
Sama historia - obdarta z aktorstwa i zdjec wydala mi sie absolutnie prosta i intuicyjnie nic nie wnoszaca i o niczym.
Piekne zdjecia i wyczucie atmosfery to odrobnie za malo, zeby ten film byl w stanie zrobic na mnie jakies wrazenie.
I uwazam, ze nowy Bond jest duzo lepszy - nawet jezeli chodzi o dialogi.
W pełni Panią popieram, byłem na tym filmie "dwa" razy tzn. pierwszy i ostatni i jak TV zdecyduję się na jego emisję to po prostu przełączę na inny kanał