Tak się składa, że była to pierwsza część "Obcego" jaką mogłem zobaczyć w kinie. Okazji oczywiście nie zmarnowałem. Oczekiwania miałem ogromne, choć wiedziałem po zwiastunach, że nie będzie to kino tak dobre jak choćby "Aliens". Czwarty raz ujrzymy w roli głównej Sigourney Weaver. Jest ona ósmym klonem, który udało się stworzyć w idealnym stanie. Okazuje się, że wiele lat po incydencie na Furii armia na statku badawczym prowadziła nielegalne badania dotyczące obcego gatunku. W końcu udało się wydobyć matkę Obcych z ciała klonu Ellen Ripley. Ją samą zachowano przy życiu, bo wyszło na jaw, że sklonowana Ripley posiadła wiele zdolności Obcego i jest w tym wypadku doskonałym obiektem badań. Gdyby ktoś dziwił się jak to możliwe, przypomnę że na planecie Furia, Ripley przeszła badania medyczne, gdzie prawdopodobnie pobrano jej krew. Jeszcze tylko brakuje ciał, aby zacząć produkcję obcego gatunku. Z tym nie ma problemu. Wojskowi płacą za "towar" kosmicznym piratom, którzy to przez przypadek wplątują się w problemy na wojskowej stacji badawczej i już część z nich stamtąd nie wróci.
Film nie jest w przeciwieństwie do poprzednich części nieprzewidywalny. Do tego najgorszą jego stroną jest wplątanie do fabuły elementów komedii (generał Perez). Dla fanów może to byc nie do zniesienia. Ale taki już jest Jean-Pierre Jeunet - dla mnie geniusz reżyserski. Dziwię się tylko, że wytwórnia odważyła się zatrudnić Francuza przy tej produkcji, znając jego poprzednie dzieła. Myślę, że "Obcy: Przebudzenie" jest najodważniejszym przedsięwzięciem francuskiego wizjonera - w końcu naraził się on bardzo fanom serii, którzy do końca życia będą oczekiwać po "Obcym" klimatów identycznych jak te z pierwszych dwóch części. Jest to kino bardziej europejskie niż hollywoodzkie. Są tu aktorzy francuscy ("Miasto Zaginionych Dzieci", "Delicatessen", Amelia"). Jest tu kilku znakomitych aktorów hollywoodzkich jak np. Winona Ryder, ale spora część aktorów ma francuskie pochodzenie (i dobrze, bo są świetni). Efekty specjalne są lepsze niż w poprzednich filmach, jednak w kilku momentach nie trzymają miejscami poziomu światowego. Kto będzie się chciał czepiać, na pewno znajdzie sporo wad, ale dla mnie czwarta część nie będzie nigdy porażką - po prostu kolejną odsłoną znakomitej serii. Dodatkowo wersja reżyserska posiada sporo nowych scen i całkowicie nowe napisy początkowe.
"w końcu naraził się on bardzo fanom serii, którzy do końca życia będą oczekiwać po "Obcym" klimatów identycznych jak te z pierwszych dwóch części"
Jak dla mnie najlepszy klimat to trzecia część :P
A co do czwartej - staram sie zapomnieć o jej istnieniu, ostatnio oglądałem chyba z 5 lat temu.
To jest tak, jak z komiksami - masz główną postać, jakieś stałe zasady i historię, coś czego nie wolno ci zmieniać. Jednak zlecasz malowanie rysowanie i teksty komuś innemu. Powstają różne historie, zupełnie różne od siebie z wyjątkiem głównego bohatera i kilku szczegółów. Tak samo jest z tą serią Aliens. Zauważ, że to nie to samo, co Terminator albo Predator, czy Robocop. Jak porównasz technicznie wszystkie części Aliens, każda jest zupełnie inna, nie można ich nawet za bardzo porównywać, ale ludzie zawsze będą to robić, bo ta seria ma jedną wspólną postać i jej historię. Dlatego uważam, że możnaby stworzyć od nowa coś zupełnie innego i poza korporacją Weyland-Yutani, nie poruszać już wątków poprzednich części, ale zostawić je w spokoju. Ci reżyserzy są tak różni od siebie, że musiało dojść do tego, że nie tylko ty ale też wiele innych osób po prostu będzie złych na wszystko, co różni się od tych pierwszych filmów. Oni są skrajnie różni i do tego zajebiście charakterystyczni. Ja ich wszystkich doceniam i podobają mi się ich wizje filmowe. Ale jeśli zaczniesz oglądać serię w kolejności powstawania, wciągać się w historię Ripley, zacznie cię powoli wkurzać wszystko, co różni się od oryginału. Ja dopiero niedawno ten dystans złapałem. Już mnie nie razi humor w czwartej części. Ale chyba dobrze, że porzucono projekt piątej.
"Dlatego uważam, że możnaby stworzyć od nowa coś zupełnie innego i poza korporacją Weyland-Yutani, nie poruszać już wątków poprzednich części, ale zostawić je w spokoju."
Otóż to. Właśnie tego oczekiwałem po czwartej części a tymczasem postanowili wykorzystać opcję najgorszą - czyli wskrzesić całkowicie już wyeksploatowaną postać Ripley.
"Już mnie nie razi humor w czwartej części."
Humor mnie tu nigdy nie raził, raził mnie przede wszystkim sposób zawiązania fabuły, powrót Ripley oraz pomysł ze zmutowaniem człowieka i obcego i wynikający z niego newborn na końcu. Gdyby nie to, powiedziałbym, że to nawet niezły film był. Na pewno zdecydowanie lepszy niż obydwie części AVP.
Tak, porównując go do obu AvP, niestety muszę się zgodzić.
Zgadzam się także niestety z pomysłem wskrzeszenia bohaterki. Co więcej, w pewnej naukowej książce (nie pamiętam tytułu) o popkulturze, jest mowa o tym, że bohaterowie popkultury nie mogą zginąć. Podano tam przykład Elen Ripley, jako że twórcy i fani zrobią wszystko, aby ich bohater nigdy nie umarł i są w stanie posunąć się tak daleko, aby nawet sklonować postać.
Sam byłem bardzo zawiedziony tym debilnym rozwiązaniem, podobnie jak tym potworem na końcu, który nijak pasuje do serii i w niczym nie przypomna Obcego.