Za każdym razem jak oglądam obcego zwracam uwage na cos innego, wczoraj przyjrzałam się grze Sigurney i do teraz mam w głowie sceny z Obcego przed oczami. Bardzo podobała mi sie scena kiedy Ripley popatrzyła przez szklany lufcik i zauważyła, że jest tam pomieszczenie ze szklanymi pojemnikami w których widać było jakby zmutowane istoty. Kiedy tak szła przez to pomieszczeni, to jakby czuła, że na końcu zobaczy swojego zmutowanego klona. Kiedy wczułam się w te scene to az mnie poraziło. Gra aktorska Sigurney jest jak dla mnie świtetna. To tylko jedna z wielu scen w tym filmie, które zapdły mi w pamięcie. No i tak końcówka kiedy sceny kiedy Ron podsumowuje jej zachowanie. Jestem pod wrażeniem .....
W tej czwartej części „ALIENA” pierwsze, co zauważają miłośnicy tej serii to upływ czasu widoczny na twarzy jak zawsze pięknej zresztą Sigourney Weaver. Niestety a może stety utęsknienie brakowało mi w jej profesjonalnej jak zawsze oczywiście grze aktorskiej tej jej niezapomnianej z poprzednich odcinków „OBCEGO” fantastycznej, młodzieńczej, romantycznej, niewinnej „kosmicznej” energii, jaką emanowała całym sobą począwszy od pierwszej aż do trzeciej części „ALIENA” ( „- Ok., z kim mam się pieprzyć, żeby móc opuścić tę łajbę!?”). Ale też jej zauważalnie wygasły entuzjazm, jaki oddawała z pasją i poświęceniem w poprzednich częściach tego filmu jest uzasadniony kwestią jej wieku, co jest chyba zrozumiałe. Wszystko a zwłaszcza już młodość i jej towarzysząca zawsze młodzieńcza energia przemija przecież bezpowrotnie. Zauważmy, że to właśnie jej niepowtarzalna fantastyczna młodzieńcza ikra, jaką zostawiała na szklanym ekranie w „OBCYM” zapewniła sławę i ten niepowtarzalny klimat temu filmowi. Kontempluję każdy odcinek „ALIENA” już kilkaset razy i jako niepoprawny marzyciel i fantasta jedno wiem z całą pewnością … serii tej towarzyszy niepowtarzalny klimat pasji. W dziejach światowego kina science fiction seria „ALIEN” wraz z jej sławą Sigourney Weaver przejdzie na zawsze do historii fantastyki oraz filmu i zapisze się w ludzkiej pamięci jako pomnik wzruszającej pasji kontemplacji Universum nie tylko Kosmosu, ale także całej głębi niezbadanego ludzkiego umysłu. Szkoda, że siłą natury nie powstanie już nic takiego specyficznego jak „NOSTROMO”, „ALIENS” czy „ALIEN 3” bo bez sławy młodej Ellen Ripley to nie będzie już to co nas tak zachwycało i poruszało w tych Hollywoodzkich hitach o „OBCYM” zostawiając po wyjściu z kina w sercu widza jakieś wspaniałe poruszenie. Ale może właśnie to przeminione już bezpowrotnie niepowtarzalnie indywidualne piękno, siła bystrość i entuzjastyczna energia jest odpowiedzią na pytanie prawdziwego krytyka filmowego badającego ten cykl filmów o „OBCYM”, – czym zachwyca ten film? Odpowiedź jest tylko jedna: KOSMICZNIE PIĘKNĄ Sigourney Weaver!!!
Zdgadzam sie z Toba w niektórych sprawach, jeśli chodzi o talent Sigourney. Ja natomiast odkryłam że podoba mi się dojrzałość Weaver i to jaka postać wykreowała w Obcym Przebudzenie. Kiedy tak patrzyłam na nią w tym skórzanym kombinezonie to miałam wrażenie, że dodaje jej siły i jakiegos mocnego wizerunku, nie mogłam odsunąć wzroku od jej ramion. W tej części nie była juz Ellen Ripley i tak ja widziałam, że nie mogła wyglądac jakby była ta sama kobieta, bo juz nie była.
Była za to "jedną/ym z nich" , nie pozostawiło mi to żadnych wątpliwości kiedy widziałam jej wyraz twarzy kiedy ciśnienie wysysało obcego w kosmos. Dla mnie była genialna w tej części.
Cóż … coś prawdy jest w Twoich refleksjach o tej wspaniałej i jakże niepowtarzalnej Ellen Ripley. Zresztą zauważ, że sam wizerunek potwora obcych powstał na wskutek sennych koszmarów, które dręczyły jednego z twórców filmu! Tutaj pewnie Freud by coś na ten temat powiedział, ale nie trudno zauważyć, że USA kraina marzeń to świat gdzie nawet na tak pospolitych ludzkich uczuciach, jakie są codzienną częścią każdego z nas można zrobić miliony dolarów i przeżyć przygodę życia, jaka była zapewne dla twórców tej serii i porwać za sobą cały świat przez długie dziesięciolecia. Jednakże dla mnie problem obcego w tym filmie jest najmniej wart rozpatrywania. To, co mnie wzrusza do głębi we wszystkich częściach „Aliena” to przede wszystkim wspaniała, pełna kosmicznej ikry, piękna Sigourney Weaver i oddany przez nią z jakże niepowtarzalnie żywą pasją jak zresztą wszystkich jej towarzyszących aktorów amerykański profesjonalizm aktorski wyprzedzający polską krytykę filmową o całe, dziesięciolecia. Klimat, jaki stworzyli na szklanym ekranie ci wszyscy ludzie pracujący podczas tworzenia tych 4 części „Obcego” tak fantastyczny, tak wspaniały i poruszający rekompensuje fakt sprytnego wykorzystania mrocznej natury człowieka do wizerunku obcej formy życia, która stała się podwaliną a następnie już stałym fundamentem scenariuszy „Aliena”. Nie sposób tez nie być pod wrażeniem kosmicznej oprawy scenerii i ukazanych w niej futurystycznych prognoz dotyczących miejsca i aktywności ludzkiego gatunku w jej nieskończonym, bogactwie naturalnym będącym areną ludzkiego życia. Do dziś rozmach ukazanych w „Alien” tych fantastycznych wizji robi wrażenie a pomyślmy, jaki musiał robić w naszej ubogiej szarej polskiej rzeczywistości kilkanaście lat temu, gdy na ekrany polskich kin wchodziła pierwsza część „Obcego”. Do dziś pamiętam łapczywie kontemplowane chwile, jakie towarzyszyły w kinie podczas projekcji „Ósmego pasażera Nostromo” i ten fantastyczny nastrój wśród widzów zauroczonych najnowszą science fiction, jaka przybyła do nas prosto z USA.