Cóż za dziwaczny sposób prowadzenia fabuły! Przez 95% borykamy się niedorozwiniętą załogą, wziętą chyba z łapanki i pozbawioną jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego, tylko po to, by na sam koniec, ku naszej uciesze, wszystkich ich pozabijać i pozwolić tryumfować jedynej ciekawej i dobrze zagranej postaci - Davidowi. Jeśli to było zamierzone, to prawdziwie jest to jakaś forma fetyszu.