"Chodź, zaglądnij do jajka. Fajne jest!"
Pięciu naszych ludzi zostało zabitych przez jakieś monstra ale co mi tam, idę się umyć. Dajcie mi mydło proszę.
Lecimy na misję zaplanowaną co najmniej od dekady ale zboczmy z kursu bo jednemu z naszych coś wyświetliło się na HUD-zie kombinezonu.
No i wisienka na torcie. Fassbender-Prometeusz zrobił sobie obcego bo mu się nudziło.
To nie jest dobry film. Nie jest nawet poprawny. Ma niewiele wspólnego z całym uniwersum. Myślałem że po Prometeuszu, Scott żachnie się i stwierdzi chyba coś spieprzyłem ale nie. On brnie w ten temat niczym Zalewska w reformę edukacji.
W zamyśle film ma być głęboko filozoficzny. Ma zadawać trudne pytania. Ok. Zgoda. Tyle że Scott daje prostackie odpowiedzi na te pytania i robi coś znacznie gorszego przy okazji. Poprzednie filmy o Obcym miały coś czego nie ma Przymierze. Tajemnicę. Już nawet Prometeusz w jakimś tam stopniu ją posiadał. Przymierze odziera całą serię z tajemnicy i daje nam wytłumaczenie prostackie, nieskomplikowane i śmieszne.
Waterson to nie Weaver a McBride to nie Skerrit. Jedyną wyrazistą postacią jest Fassbender-Prometeusz. Wyrazistą choć wcale nie interesującą.
Decyzje podejmowane przez bohaterów są niezrozumiałe.
Serwowanie w 2017 scen typu: "Fajne jajko, dotknę se" jest obrazą dla widza.
Patrząc na degenerację (Prometeusz był o niebo lepszy choć nie był nawet filmem poprawnym) aż boję się pomyśleć co Scott zaserwuje nam na koniec.