Witam wszystkich fanów Obcego! Wielu z Was ma zapewne dość niejakiego
KapitanaOrzecha. Z tegoż powodu, ja i użytkownik wwl1 wpadliśmy na pomysł założenia
tematu o Orzechu. Tutaj można śmiało się na niego wyżalić, albo - tak jak ja - ująć złość
bardziej literacko. Ja zaczynam:
Pisze wiele postów
Suchych niczym 100 tostów.
Ni to mądre, ni to zabawne
Ani nawet ciupiny powabne.
Mimo to, denerwuje FilmWebu połowę
Tak, że aż ma się małą głowę.
Oto Orzech
Spamuje Obcego i Prometeusza
I biednego Avatara zbyt często rusza.
Pisze o orzechach bez przerwy
Przez co już większość woli konserwy.
Oto Orzech
Zrozumieć się nie da, ogarnąć też -
W końcu, Orzech to tylko niecywilizowany zwierz.
A może Admin, a może łoś...
Byleby w końcu się go pozbył ktoś.
Niestety - on wciąż niestrudzenie
Maltretuje jelenie
I wciąż się pogrąża
(Już nikt za nim nie nadąża).
Robi z siebie głupka
I dupka.
Oto Orzech
To dopisuję :D
Połowa FilmWebu od dawna go olewa
A druga - wciąż się z niego naśmiewa.
I wiewiórek stado już biegnie po niego
I Orzech w dzicz krzyczy "Ratuj, kolego!"
I już się szykuje do orzechów dziadek.
I apetyt ma nawet Tadek-niejadek
Ale boi się otruć Orzechem niemiłym
I zgniłym.
Oto Orzech
Ale niestety - skorupka twarda
Pomimo, że w środku tylko musztarda.
I ni dziadek, ni wiewiórka
Orzechowego nie zetrze naskórka.
Taki już ten Orzech niepocieszny
Ale w swojej głupocie śmieszny.
Choć już część FilmWebu się załamała
I facepalm wykonała.
Ale Orzech jest i będzie
I wygłosi swe durne orędzie.
Przez co wiele ludzi jakże dosadnie
W depresję wpadnie.
Oto Orzech
Orzechy -
nikt nie wie, co to jest.
Ani kot, ani pies.
Niby owoce, a jednak twarde.
A jak są już otwarte
To ból powodują głowy
Tak, że już lepiej iść na łowy.
A to przez ten ich kształt dziwny
I KapitanOrzech naiwny
Ciągle je propaguje
I stronę FilmWebu głupotą swą maltretuje.
Oto Orzech
Oto Orzech - oto głąb.
A tam w tle mamy wiele łąk
Jednak, powróćmy do Orzecha
Który jest głupi jak strzecha.
Otóż, pisze krocie
O tym, że złe są starocie.
Alien - zły, brak tematu
I dobrego klimatu.
Czy to prawda? Że jest zły?
I gorzki jak orzechy?
A może to Orzech problem ma?
Tylko go omija kara?
Cóż - problem z nim jest duży
A gorsze jest to, że już nuży.
Oto Orzech
Zapraszam do komentowania :)
Jabłko, marchewka,
Gruszka, rzodkiewka.
Owoce to są miękkie
I do zjedzenia lekkie
A orzech?
Co człowiek z nim zrobić może?
Ta twarda skorupka
Główka jak u głupka
W środku pusta.
Już lepsza jest kapusta.
A ten dziwak
Filmwebowa diwa
O orzechach ciągle truje
Przez co już nikt ich nie kupuje.
Oto Orzech
Siedzieliśmy spokojnie w naszych kwaterach, przeczuwając, że za chwilę padnie ten jakże pożądany dźwięk, informujący nas o wpłynięciu do jednostki nowego rozkazu - rozkazu do działania. Nazywaliśmy to sygnałem śmierci, bowiem niemal zawsze w takich okolicznościach ktoś musiał zginąć - my, albo wrogowie. Nasze pomieszczenia można by rzec wyglądały spartańsko, nie było w nich jakiś specjalnych wygód, ot co do przeżycia każdemu żołnierzowi niezbędne, trochę elektronik, jadła, plus całe masy sprzętu wojennego. Wszystko to wyglądało niczym jaskinia lwa. Było nas ośmiu, ośmiu zawodowców, którzy co chwila zwykli spoglądać śmierci w oczy. Byłem ja, byli Kreuzmann, Śniadowski, Henriksen, Franke, Morison, Johner, Barakus. Wszyscy byliśmy, żołnierzami jednostek specjalnych, którzy za chlebem wybrali życie najemnika. Byliśmy tymi którym się nie odmawiało, powierzało się ochronę kompleksów, likwidację niepożądanych elementów. Rzadko braliśmy jeńców, chyba że rozkaz takowe działania przewidywał. Naszymi narzędziami pracy były "zabawki" tak to nazywaliśmy, narzędzia wojenne, służące do bezpardonowej eliminacji przeciwnika. Na swoim wyposażeniu mieliśmy M41A "Pulse Rifle", M56 "Smart gun", M240, M4A3, UA-571C "Sentry Guns' i masę innego sprzętu, także broni białej takiej jak jatagany, miecze bojowe. Nie byliśmy ekipą z którą warto było zaczynać...Osobiście oprócz broni głównej posiadałem jatagan, dwie mniejsze klingi i dwa Magnum 357. Lubiłem te zabawki, podobnie jak reszta moich towarzyszy broni. Nasze kobiety, rodziny były daleko, więc musieliśmy coś lubić. Tego spokojnego ranka, czekaliśmy na nowe rozkazy, mieliśmy za zadanie ochraniać pewien kompleks generatorów zaopatrujących pobliskie kolonie w substancje niezbędne do przetrwania. Różnej maści element, od czasu do czasu, zakradał się w te okolice aby :pożyczyć" sobie kilka rdzeni zrobionych z bardzo cennego surowca. Jak się łatwo domyślić był to łatwy sposób na wzbogacenie. Niestety generatory, po takiej operacji, nie funkcjonowały prawidłowo, narażając tym samym korporację na znaczne straty. W związku z narastającym problemem korporacja zdecydowała się wynająć nas - najemników, celem ochrony generatorów i przepędzenia z tego rejonu rożnych cwaniaczków. Czasami było brutalnie, bardzo brutalnie. Wreszcie jest, sygnał z komunikatora, informujący o wpłynięciu rozkazu. Cel zadania: udać w sektor generatorów, wyeliminować przeciwnika, zabezpieczyć teren, oraz jeśli to będzie możliwe pozyskać - jeńca. Pomyśleliśmy bułka z masłem, standard, nic nie zapowiadało zbliżającej się tragedii. Szybki załadunek rynsztunku, wizyta w zbrojowni, ostatnie pożegnania z rodzinami przez elektroniczne ustrojstwo. Zawsze to robiliśmy, bowiem ciężko było się zorientować która akacją będzie tą - ostatnią. Kochaliśmy nasze kobiety. Chwilę później byliśmy już w naszym M577 A.P.C., na pełnej prędkości zmierzając w kierunku przeznaczenia. Czyściłem klingę swojego jatagana, gdy Kreuzmann,oświadczył - jesteśmy na miejscu. Jako dowódca oddziału poprowadziłem chłopaków do akcji, szyk bojowy, pełna gotowość, palce na spustach, jeśli złodzieje tam są, dziś będą mieli pecha. Wchodzimy, ciemne korytarze kompleksu generatorów nie są zbyt gościnnym miejscem dlatego to nie miejsce dla amatorów. Powoli nasze latarki, odkrywają coraz to nowsze połacie inżynieryjnych urządzeń, skomplikowanych systemów, które tak niestrudzenie służą mieszkańcom kolonii. Detektor ruchu milczał niczym zaklęty, powoli acz systematycznie "zdobywaliśmy" teren, metr za metrem. Przechodząc przez korytarz przy wejściu do niewielkiej salki, mój detektor ruchu nagle się przebudził, jednym skinieniem ręki dałem reszcie chłopaków do zrozumienia - panowie zaraz się zacznie. Spokojnie, ostrożnie, weszliśmy do salki, nasze oświetlenie nic nie wykryło, detektor również zamilkł. Nagle coś jęknęło, spazmatycznie, niczym konająca zwierzyna...Krople potu, pojawiły się na naszych czołach, czuliśmy że coś nietypowego się wydarzy. Z palcem na spuście, ostrożnie podszedłem w kierunku ciemnego kąta salki z którego padały dziwne odgłosy, ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem tam małą postać siedzącą w kucki. Po chwili postać w histerycznym spazmie oznajmiła nam - panowie ja nic nie zrobiłem, musimy uciekać, wszyscy zginiemy. Zaraz, zaraz chłopie, przestań się guzdrać, o tym co tu się stanie, kto zginie, decydujemy - my , i tylko my. Rozumiesz?! Postać skinęła głową na znak aprobaty. Dobrze! Teraz powiesz nam co tu robisz? Jak się nazywasz? A później pójdziesz z nami. Tylko nic nie kombinuj, uwierz że rozkazu o wzięciu jeńców mogę nie wykonać. W raporcie, złożę adnotację, obrona konieczna i będzie po krzyku. Rozumiesz?!
Postać cieniutko odpowiedział - tak proszę Pana. Henriksen wrzasnął, ktoś Ty?! Cieniutki głos odpowiedział, nazywam się KapitanOrzech, przyznaję się Panowie, jestem jednym z tych, który przyszedł tu w łatwy sposób wzbogacić się. Czy to wam Panowie wystarczy? Czy możemy już uciekać? Zaraz, zaraz, pomyślałem...Co mi tu nie gra. Koleś zadziwiająco gładko przyznał się do winy, aby tylko jak najszybciej zabrać stąd swoje cztery litery. O co tu chodzi? Ryknąłem, gdzie reszta twoich kmieci?! Postać nagle pobladła, drżącym głosem wypowiedziała trzy słowa...O-o-o oni ich zabrali...Co to ma być? Johner się roześmiał, jacy oni? Tu przecież nikogo nie ma? Próbujesz nam sprzedać tanią historyjkę? Johner wpadł w szał - Majorze, jak pragnę Boga, proszę o rozkaż rozprucia go jataganem. Odrzekłem - żadnego rozprucia Kapralu nie będzie. Zapytałem się KapitanaOrzecha, jacy oni? Drżącym głosem odpowiedział, potwory, bestie jakich świat jeszcze nie widział. naprawdę, zrobię wszystko dla was, tylko zabierzcie mnie stąd! Proszę. Musimy, uciekać, inaczej wszyscy zginiemy! Odrzekłem, spokojnie synu, nie bój się, jesteśmy madafakersi, którzy z niejednego g**** wychodzili w jednym kawałku, tak będzie i teraz. Panowie zabezpieczyć teren, materiał dowodowy, zjeżdżamy, jeniec pójdzie z nami wedle rozkazu. Tak jest Majorze, rozległo się ze wszystkich stron. Po chwili, nasze detektory ruchu zaczęły intrygującą grę, rozległ się jeden wielki pisk, coś się do nas zbliżało. Rozkazałem ludziom zachować pełną gotowość bojową, wszyscy stali na swoich pozycjach. z lufami wymierzonymi przed siebie, postawiliśmy też kilka UA-571C Sentry Guns, granaty w pogotowiu. Za chwilę uchwycimy kontakt, odparł jeden z moich ludzi, KapitanOrzech zaczął się trząść i płakać. Poleciłem mu zachować spokój, ponieważ swoim zachowaniem demaskuje tylko nasze pozycje. Franke cichutko odparł, za chwile tu będą, jest ich setki, pięć, cztery, trzy, dwa, jeden - kontakt. Wszystkim przebiegła przez umysł ta jakże krótka sekwencja zdarzeń...Ku naszemu zdziwieniu, przedpole było czyste, nic się nie pojawiło, punkty jakby zamarły. Poczuliśmy jak napięcie sięga zenitu, po czym delikatny podmuch ukojenia, odprężenia. Odezwałem się, no i co KapitanieOrzech? Potworki się nas wystraszyły? A nie mówiłem? W tym samym momencie, rozległ się straszliwy odgłos rozdzierającego poszycia sufitu, niezidentyfikowane obiekty zaczęły spadać na nasze hełmy. W takiej sytuacji, musieliśmy być ostrożni z prowadzeniem ognia, ze względu na ewentualne rykoszety. Krzyknąłem - zasadzka! Po krótkiej chwili rozszalała się strzelanina. Bestie, z góry skalały nam wprost do gardeł, Kreuzmann walił ze swojej pukawki jak głupi, reszta oddziału również. Potwory nie krwawiły zwyczajnie, one krwawiły żrącą substancją, uszkadzając tym samym nasze pancerze raniąc naszą skórę. Johner właśnie stracił całą amunicję, ciężko ranny próbuje rozpaczliwie wszelkich technik wojennych...Napór bestii jest straszliwy, a walka z nimi to prawdziwy koszmar. Johner, zdążył jeszcze krzyknąć Majorze! Niestety nie mogłem już mu pomóc...Niedawno dowiedział się, że jest ojcem, byliśmy kolegami...Amunicja kończył się w zastraszającym tempie, za chwilę pozostanie nam broń biała...Padł Śniadowski, Kreuzmann, za chwilę padnę i ja. Nie ważne, wszyscy kiedyś zginiemy pytanie tylko czy na kolanach? Błagając o litość? Czy z głową podniesioną do góry? Nerwowo spoglądam na wskaźniki, koniec amunicji jest bliski, za chwilę przyjdzie mi sięgnąć po jatagan, lśniącą klingą rozpruwając powietrze...
Orzech
pan orzech ten zwyczaj miał
że nieustannie aliena krytykował
dzieci z gustem zniego sie śmiały
panie orzechu czy pan jest cymbałem
wszak to rozumie się samo przez uje
że orzech dorosły aliena nie krytykuje
dziś też więc każda niania
krytykować aliena orzechowi zabrania
a pan go ciągle krytykuje jakby był pan strzechą
czy to wypada panie orzechu
laskowa pytając samochód parkuje
czemu pan ciągle aliena krytykuje
pan przeciez krytyką drapie sie w głowe
krytyką pan zwilża znaczki orzechowe
krytyką pan dłubie w uchu gdy trzeba
krytyką pan kręci kuleczki z chleba
krytyką pan w brydżu rozdaje karty
krytyką pan sprawdza czy kurz wytarty
a potem krytykę do aliena wkłada
panie orzechu czy to wypada
stał pan orzech wielcezmieszany
i twarz odwracał nawet od ściany
ach wzdychał smutnie wstyd mi szalenie
to takie głupie przyzwyczajenie
i zawstydzony taka mała trema
wiecie co robił krytykował aliena
wyznam wam szczerze jak przez pech
ja też krytykuje jak pan orzech
lecz nie klasyki i dobre filmy
tylko gnioty które zawsze są winne
więc namawiam nigdy sie nie bójcie
i gnioty ze mną wciąż krytykujcie
oto orzech
Genialne :D
Z dedykacją dla Ciebie, cezarywi :)
Wszyscy dziś wiersze piszemy
(a pisać umiemy)
O głupocie Orzecha
Co jest głupi jak strzecha.
Krytykuje Obcego
Nie pisząc "kolego".
I dlatego nasze talenty
(lepsze niż ten, co miał święty Walenty)
Dziś się tu zebrały
I Orzecha skrytykowały.
yay
dedykacja dla sandy97
życie orzecha
na brzegu gniotowskiej rzeczki mieszkaja małe smuteczki
ten pierwszy jet z tego morum
że nie wolno wchodzić na aliena forum
drugi że klasyk nie chce być gniotem
trzeci że obcy bije się z kotem
a ja\eszcze że obcy musi go drapać
że mydło nie daje się złapać
że nie można gryść w nogę aliena
że na orzecha nie spada cena
a ostatni smuteczek jest o to
że na filmwebie nazywają mnie idiotą
bo oni to klasyki oglądają a ja się oblewam potem
lecz wystarczy gniota dać Ci orzechu
i już nie ma smuteczków nad pechem
o i zamiast gniota dać ci orzechu jest lecz wystarczy gniota nazwac orzechem
i jeszcze oto życie orzecha:-)
Jak zawsze super :D
z naszych wierszy można by napisać książkę (dzieło)
"O obrotach ciał orzechowych"
Straciłem trzech ludzi: Johnera, Śniadowskiego i Kreuzmanna, byli dobrymi żołnierzami...Ciężkie walki nadal trwają, ponieśliśmy dotkliwe straty w zaledwie kilka chwil konfrontacji z...Obcymi - tak ich nazwaliśmy. Bestie reprezentują najprzedniejszy model organizmu bojowego. są wytrzymałe, szybkie, zorganizowane, zadają śmiertelne uderzenia. Żeby nie było, przeciwnik także ponosi straty. Jesteśmy w końcu zawodowcami, w boju wychowaliśmy się, w boju zginiemy. Wracając do sytuacji na polu walki, coś jakby zaczęło się dziać...Szczęście w jednej chwili zaczyna się do nas uśmiechać, bestie zaczęły się jakby wycofywać. Widocznie stwierdzili, że jesteśmy zbyt silną formacją na takie numery. Krzyknąłem, zwycięstwo! Uff, Franke i reszta chłopaków z trudem odetchnęli. I co Panowie, mało brakowało? Spojrzałem na pobojowisko, ciała naszych poległych towarzyszy gdzieś znikły...Widocznie paskudy je zabrały. Zwróciłem się do rozhisteryzowanego KapitanaOrzecha, i co? Zostawili Cię na przynętę? To była zasadzka! Lepiej żebyś w tym nie maczał palców! Inaczej poniesiesz konsekwencje za śmierć moich ludzi! Rozumiesz?! KapitanOrzech wrzasnął, ja? Niby miałbym mieć coś z tym wspólnego? Pierwszy chciałem stąd uciekać? A wam się zachciało odgrywać bohaterów...Najlepszą obroną jest skuteczna ucieczka! Wrzasnął. Nie tym tonem kolego, bo Cię tu zostawimy ,na pastwę tych bestii, a wtedy będziesz robił za Kebab. Kapejszyn?! T-t-t-tak, odpowiedział drżącym głosem. Cieszę się maestro, że się zrozumieliśmy. Szybko rozejrzawszy się, zobaczyłem dogodną pozycję celem przegrupowania, uzupełnienia amunicji, przygotowania broni białej do dalszej operacji. Panowie, musimy to zrobić bardzo szybko, potem ruszamy w drogę do M577 A.P.C. Wszelki opór, gdy zajdzie taka konieczność - likwidować. Zrozumiano. Tak jest Majorze - padło zewsząd. Doszliśmy do terenu otoczonego murkiem, który dawał nam pewną osłonę. Zaczęliśmy przygotowania do drogi powrotnej. Rzekłem do moich towarzyszy, pamiętajcie zostało nas pięciu, tych bestii jest znacznie, znacznie więcej - musimy być niezwykle ostrożni. Przygotowałem, dwie klingi w postaci mieczy bojowych, jatagana, dwa Magnum 357. KapitanOrzech odparł, czy to prawdziwe? Tak, synu, to najprawdziwsza 38-ka, strzelasz w nogę, a łeb odpada. KapitanOrzech skulił się ze strachu. Już się nie bój, będzie dobrze synu. Ruszamy, metr za metrem, w kierunku ciemnego korytarza i salki która była de facto pierwszym frontowym pomieszczeniem kompleksu generatorów. Gdy tylko dostaniemy się do M577, będziemy uratowani. Idziemy powoli, ostrożnie, każdy mięsień naszego ciała jest napięty do granic możliwość, krople potu spływają po bladych czołach. Nasze hełmy są mocno usadowione na głowach niczym korony cierniowe. Każdy nerwowo spogląda a to raz na detektor ruchu, a to przed siebie, gdzie oświetlenie mozolnie odkrywa piekielne czeluści. KapitanOrzech szedł w środku, na jego osobiste życzenie, gdy zacznie się walka miałem mu założyć worek na głowę. Skwitował tę okoliczność wymówką, iż takie sceny są zbyt brutalne dla jego wrażliwej osobowości. Dochodzimy do ostatniego pomieszczenia, wydaje się że wszystko idzie zgodnie z planem, nagle detektory ruchu przebudziły się ze snu. Setki potworów zmierzało w naszym kierunku, krzyknąłem - najwyższa gotowość bojowa! Uważać na sufit. Morison, nerwowo raportował: trzy, dwa, jeden - już są! Cisza...Zero kontaktu. Wszyscy wycelowali lufy w górę, spodziewając się głównego natarcia z tego właśnie kierunku. I nagle, w jednej chwili rozpoczął się horror, podłoże na którym stąpaliśmy zaczęło się rozrywać. Bestie z zadziwiającą skutecznością raniły nasze stopy. Podobnie jak poprzednio chaos opanował pole walki. Kolejna zasadzka!
I potem poleci na Orzechdorę, weźmie udział w programie Orzevatar, pozna Orzechtiri, zostanie Orzech Makto i zdradzi ludzkość :C A potem zacznie hodować orzechy arachaidowe :D A potem dzięki Orzewya zaatakuje Filmweb i zacznie jeździć po Obcym -_-
No gdy spotka Orzechtiri, może się rozwinąć wielka, epicka miłość, z której zrodzą się niezrównane Orzeszki, atakujące zewsząd fora, w imię dobra swojej nacji.
No i może załatwi orzechlaskę dla plantuma -.-
Orzech + Orzechtiri = masakra Filmwebu. Ale i tak by przylecieli ludzie i zrobili nalot antyorzechowy, żeby móc wydobywać orzechtanium. A orzechkownik Orzeritch mógłby pić kawę orzechową :D A na koniec, daliby Orzechmorfa, Orzechquez, Orzewt i resztę. I by było: Ludzie kontra Na'vi 2: Problemy z Orzechmorfami. I kolejny najbardziej dochodowy film świata -.-.-
Obowiązkowo, jest impra, muszą być i niunie :D Gej party zajeżdża liptonem.
Fakt Orzechmorfy byłyby zaciekłymi przeciwnikami, nie wiem czy RDA mieliby z nimi jakieś szanse. Do tego jeszcze Jezuso_drugo_morfy i byłaby jatka na Pandorze niekiepska. Jakby się zaczęli między sobą żreć to i Predatorzy mogliby zostać wymłuceni w gwizdny pył :)
Hmmm... Co to dla Korporacji? Zrzucą na Pandorę (Orzechdorę?) kilka bomb neutronowych, i pozamiatane.
BTW Jak Cameron chce pokazać, że ludzie są źli i niedobrzy, powinien pokazać takie coś.
Albo Cameron wpadnie na pomysł, że można byłoby ich pozyskać do celów wojskowych. Wyobraź sobie szarżujące hordy Orzechmorfów, Jezuso_drugo_morfów na pozycje nieprzyjacielskie. Krążą pogłoski, że Kapitan pracuje właśnie nad metodą pozyskania Jezuso_drugo_morfa...
To by było nieźle - Korporacja wraz z oddziałem marines á la Aliens, obok nich armia Orzechmorfów i Jezusdrugimorfów, dorzuć jeszcze kilka Xenomorfów i Newborna, a na drugą stronę samych Na'vi z Eywa i Żejkiemsuli na czele :P byłaby masakra niebieskich.
Albo ludzie wracają na Pandorę, żrą się z Na'vi i wtem pojawia się armia Xenomorfów. Starzy wrogowie muszą połączyć siły, aby móc pokonać armię niekontrolowalnych Bestii. Mamy nawet marines i korporacyjnego :D
Oj z tym byłym marines bez cojones na czele, to oni by sobie przeciw takim Obcym raczej nie powalczyli. Zobacz Ripley, Vasquez miały więcej "jaj" niż ten cały Jack, a jakim im wyszło...To już jego laska miała więcej cojones, zresztą gdyby nie ona Scully na Pandorze długo raczej by nie zagościł :D
Oczywiście :D Tym razem ludzie będą znacznie lepiej przygotowani, Na'vi mając tego nieudacznika za przewódce mają znacznie mniejsze szanse na sukces.
Viva Consortium! :D
A na poważnie, to o ile RDA pójdzie po rozum do głowy, to zbombarduje Pandorę z orbity. Albo spuszczą armię własnoręcznie wyhodowanych Xenomorfów, a potem stwierdzą, że "już tak było" i zbombardują pod pretekstem ratowania gatunku.
Jasne, prawda jest taka, że jak na razie Na'vi stanowią jedynie bandę dzikusów, uzbrojonych w garstkę zdobycznego sprzętu i tyle. IMO wojna totalna z tak dalece zaawansowanym technologicznie przeciwnikiem jakim jest RDA w przypadku prymitywnie wyposażonych Na'vi jest bezsensowna i skazana na niepowodzenie.
No tak, a Na'vi raczej nie będą chcieli korzystać z broni ludzi. No bo jak? Kilka karabinków do momentu aż się zapasy skończą i co dalej? Przecież śmigłowce są dla nich za małe, a oni i tak by ich nie umieli obsłużyć. I tak broń RDA była "zacofana' jak na tamte czasy, teraz się już cackać nie będą i wezmą co lepsze zabawki. Na Ziemi walczono już bronią Gaussa, więc wiesz. Korporacja opowie, jak to "źli i niedobrzy Na'vi nie chcieli przyjąć ich pomocy, jak odrzucili edukację i medycynę i jak mordowali biednych kolonistów, którzy tylko chcieli ocalić Ziemię" - bo prawdą jest, że bez unobtanium na Ziemi wybuchnie kryzys energetyczny, co oznacza dupnięcie ludzkości (źródło: Avatar Wiki i oficjalny Twitter Avatara). Rządy dadzą RDA prawo do najpotężniejszych broni, celem ratowania siebie i swoich obywateli. Quartich zostanie ogłoszony pandorańskim Leonidasem, Selfridge i ci, co przeżyli opowiedzą niekoniecznie prawdziwą historię o tym, jak z trudem uciekli i o tym, jak zostali zaatakowani przez armię dużych, czerwonych ptaków i słoni z buźką rekina młota. Oczywiście, wszyscy będą im współczuć, a także zabitym i może nawet pozwolą tym samym ludziom wrócić na Pandorę dla zemsty. Niech jeszcze Quarticha sklonują, tak na złość Salliemu. W tamtej sytuacji, nawet ONZ i Greenpeace nie zaprotestują celem ochrony "biednych Na'vi", bo będą chcieli załatwić sobie przeżycie. No i jeszcze media! Korporacja ma je po swojej stronie! Wyobraź sobie, jak będą mówić o ratowaniu rasy i te natłoki chętnych do pracy dla Korporacji. A Na'vi? Zapewne zostaną zgnieceni, i tutaj nawet armia Xenomorfów nie pomorze.
Jedynym sposobem dla Na'vi będzie próba negocjacji, albo polec z honorem, jednak - polegną wszyscy. Ale Korporacja pewnie już nie będzie chciała negocjować.
Piszę jedynie realny scenariusz. Realnie, Korporacja po powrocie na Pandorę raczej się nie będzie bawić w program Avatar i negocjację, tylko z miejsca zaatakuje. Pewnie zrzuci trochę daisy cuttersów na Drzewo Dusz i na główne zgromadzenia Na'vi, a Jake'a znajdziei skaże na długą i bolesną śmierć.
@cezarywi: nie mogę odpowiedzieć na Twój post (to chyba przez Explorera, fu) ale mam nadzieję, że nie będą łączyć tych filmów. Obcy i Avatar to zupełnie inny film. Połączenie ich będzie totalnym samobójem.
A Orzechmorfy by musiały nieźle wyglądać. Już mam ciaryyyy.