Największa makabreska, jaką ostatnio widziałam, choć od pewnego momentu dotarło do mnie, że nie chodzi tu o realistyczne pokazanie wojny.
To trochę celowe żonglowanie klimatem i elementami makabrycznej gry (ani tak zabawnej, ani tak widowiskowej, jak w "Battle Royale"), no i mistrzowskie. Połączenie filmu wojennego, filmu grozy z wyrafiniwaną grą w zabijanie.
W każdym razie wojna jest tu straszna i bezsensowna, a film pozwala to poczuć dosyć mocno. Jeśli chodzi o wymowę antywojenną, to stawiam go w szeregu największych filmów tego rodzaju.
Film jest dedykowany synowi twórcy filmu, który umarł/zginął w 2000 roku - a przecież życie może być takie piękne - nie wiem jak, więc to bardzo osobisty film, może dlatego taki wyjątkowy.