Z jednej strony, ten film to prawdziwa uczta dla oczu. Swoisty hołd i próba odtworzenia klasycznego wojennego kina lat 70tych. Pełny obraz, szerokie kadry, dopracowane szczegóły i nasycone kolory. Do tego humor, który nieco przywodzi na myśl takie tytuły jak "Złoto dla zuchwałych" czy "Parszywą dwunastkę".
Z drugiej strony, uciążliwy dydaktyzm moralny przejawiający się głównie w słowach narratora, który od czasu do czasu się pojawia oraz niekiedy pompatycznych gadkach przy ognisku.
Z trzeciej strony, zbrodnie niemieckie ukazane są bez nowomodnej formy rozrzedzania winy. Spodobała mi się szczególnie scena u dentysty.
George Clooney jest świetny i uwielbiam gościa. Doskonale sobie poradził z wyreżyserowaniem tego filmu, niestety scenariusz mu nie wyszedł. Amerykanie mają jakiś problem z własnymi emocjami, nieco niedojrzałymi, bo oddawanie przez nich hołdu zamarłym, i w tym wypadku, zapomnianym bohaterom - a to był chyba główny powód nakręcenia tego filmu - zawsze wiąże się z przeginaniem i "laurkowaniem" niczym z prac uczniów podstawówki.
Ano. Jak zwykle przesłodzili , no i ten moralizatorski ton. Ech, ta amerykańska propaganda, całkiem jak za czasów II w.św. :)