Vincent Reanault (Aurelien Recoing) prowadzi podwójne życie. Weekendy spędza z żoną i trójką dzieci. Dla rodziców i znajomych jest świetnie zarabiającym doradcą finansowym w agencji reklamowej. Nikt nie podejrzewałby, że został zwolniony, a jego "praca" polega na bezcelowym jeżdżeniu samochodem. Okłamywanie otoczenia staje się dla niego ucieczką od świata, ale również pełnoetatowym zajęciem. Oszczędności szybko znikają, a do utrzymania fikcji potrzebuje pieniędzy. Żeby zarobić, wymyśla posadę w placówce ONZ - u w Genewie. Wszyscy są zachwyceni sukcesem Vinecenta. Wykorzystując swoją "posadę" Vincent naciąga kilku znajomych na pieniądze. Interes, który im proponuje, polega na umieszczeniu sum pieniędzy na tajnych kontach Organizacji i czerpaniu zysków z korzystnego oprocentowania. Vincent zdobywa pieniądze na utrzymanie równowagi. Świat fikcji i rzeczywistość zaczynają się przenikać. Rodzice Vincenta, którzy pożyczyli mu pieniądze na wynajęcie mieszkania w Genewie, chcą go odwiedzić. Muriel (Karin Viard), żona Vincenta zaczyna coś podejrzewać. Wspólnicy domagają się kontaktu z bankiem lub zwrotu zainwestowanych pieniędzy. Do świata Vincenta wkracza Jean Michel (Serge Livrozet). Nieznajomy, który przypadkiem jest świadkiem spotkania podczas którego Vincent przekonuje Phillipe'a do zainwestowania w interes z kontami ONZ - u. Jean Michel rozgryza Vincenta. Wyciąga do niego rękę i proponuje uczciwą współpracę. Vincent spokojnie może teraz planować kolejny ruch. Nieoczekiwanie wszystko runie, kiedy pełna podejrzeń Muriel skontaktuje się z Jeffreyem, kolegą Vincenta z agencji reklamowej. Wtedy właśnie Muriel dowie się, że kilka mięsięcy temu jej mąż został zwolniony z pracy... "Time Out" powstał na kanwie wydarzeń, jakie obiegły francuską prasę. Jean Claude Romand, zwolniony z pracy przez kilka miesięcy ukrywał ten fakt przed swoją rodziną i znajomymi. Pożyczał pieniądze, obiecując zyski. Kiedy prawda wyszła na jaw zamordował cała swoją rodzinę. Na podstawie tych wydarzeń Laurent Cantet i Robin Campillo napisali scenariusz.
O filmie
O swoim bohaterze, aktorach, filmie i świecie przedstawionym opowiada Laurent Cantet, reżyser filmu: Wraz z Robinem Campillo, współscenarzystą i montażystą, oparliśmy się jedynie na faktach, ani w głowie nam było wdawać się w szczegółowe śledztwo. Usunęliśmy wszystko co sprawiło, że ta historia trafiła na łamy prasy. Skupiliśmy się na podwójnym życiu Jeana Claude Romanda, a przede wszystkim na tych fragmentach, które pozwoliły nam nakreślić postać Vincenta. W ten sposób powstał bohater o wiele bardziej banalny i bliższy nam niż jego pierwowzór. Prawdę mówiąc, nawet nie staraliśmy się trzymać tej smutnej i mrocznej historii. Zaczerpnęliśmy z niej tylko dwoistość i niesamowitą wręcz zdolność prowadzenia podwójnego życia. Zależało nam również, żeby ominąć potworną zbrodnię i wymazać patologiczną osobowość Jeana Claude Romanda. Chcieliśmy, żeby Vincent był postacią banalną. Człowiekiem, na pierwszy rzut oka przeźroczystym. Człowiekiem, który wtapia się bez większych problemów w jakiekolwiek środowisko. Kameleonem, którego nie widać ani w barze dla kierowców ciężarówek, ani w pomieszczeniach ONZ - u. To postać, która przyciąga kłamstwo, można powiedzieć, że ma talent do tworzenia fikcji. Czerpie przyjemność z wczuwania się w rolę. Nie przestaje odpowiadać na pytania swoich bliskich. Kieruje się instynktem. Jest uwodzicielem. Dla mnie to właśnie w nim jest najbardziej pociągające! Siła Vincenta to siła inercji. Daje się unosić środowisku, a jednocześnie jest osobą, która non stop reaguje i działa. Haczyk tkwi w intelektualnej aktywności, dzięki której wydaje mu się, że przeżywa coś bardzo intensywnego. Stawką, jest więc możliwość towarzyszenia mu mimo wszystko, bycie z nim, spojrzenie na świat z jego punktu widzenia. Koloryzowanie życia, czy wręcz oszustwo jest zwyczajem dość powszechnym w naszych czasach. Z drugiej strony jednak, wcale nie jestem przekonany, czy w Vincent uchyla się od pracy. Paradoksalnie, wymyślanie idealnego życia jest dla niego zajęciem na pełny etat. Przez cały film widzimy go walczącego przeciwko wszystkim, pracującego nad swoim scenariuszem, studiującego teksty techniczne dotyczące jego fikcyjnej pracy. To potężny wysiłek. W rzeczywistości to nie pracy Vincent się wystrzega, on stara się uniknąć narzuconego obowiązku. Właściwie jest w nim ambicja i chęć walki. Vincent nie jest ofiarą, do której czujemy litość. Jest raczej bohaterem pozytywnym, osobowością wbrew sobie. Od momentu zwolnienia z pracy postanawia żyć inaczej i zrobi wszystko, żeby osiągnąć cel. Film może być postrzegany jako próba ucieczki. Chodzi o ucieczkę ambiwalentną, ponieważ Vincent nie chce zmieniać swojego życia. Pragnie tylko odciąć się od uwarunkowań ekonomicznych i socjalnych. W tym filmie zawarte jest pytanie: w jaki sposób uciec od tego wszystkiego, co się stworzyło? Udawanie jest często związane ze zdradą, jednak tutaj chodzi o to, żeby się odnaleźć, bez względu na to, czy cel osiąga się dzięki mistyfikacji. Właśnie ta strategia ucieczki napędza go do działania i sprawia, że wydaje mi się sympatyczny. Wewnątrz Vincenta drzemie również potrzeba należenia do grupy tych możnych, którzy rządzą światem, dlatego właśnie wymyśla sobie pracę w placówce ONZ - u. Chce być częścią tego świata, w którym według niego ważą się losy planety. Przechodząc korytarzami genewskiej siedziby Organizacji czuje się jak we śnie. Właściwie film opiera się na podwójnej subiektywności, która czyni z Vincenta szczerego kłamcę, aktora własnego życia. Dobitnie świadczy o tym scena, w której Vincent zmuszony jest bronić ONZ - u, przed ostracyzmem ojca. Zachowuje się jakby faktycznie tam pracował, kiedy tak naprawdę całe jego zaangażowanie to gra. Vincent musi kłamać, ale jest dogłębnie zraniony krytyką ze strony ojca. Zdaje sobie sprawę, że ten cynizm jest w efekcie odwrotnością jego własnej niemocy. Nawet dzisiaj w sytuacji, kiedy miliony ludzi pozbawionych jest pracy, nie możemy faktycznie bez niej istnieć. Czytając scenariusz wiele osób twierdziło, że film kończy się happy endem. Dla nas jest odwrotnie. Mimo tego, że Vincent znajduje w końcu pracę, to jednak trudno mu jest ją docenić jako wartość samą w sobie. Są jeszcze przeciwności emocjonalne. I tutaj należy wspomnieć Muriel. To jedyna postać w filmie, oprócz Vincenta, z punktu której śledzimy wydarzenia. Obserwuje męża i domyśla się jego potwornej samotności. Delikatnie zaczyna naciskać, sprawdzając, jak daleko w kłamstwie posunie się jej mąż. Skutek jednak jest odwrotny. Im więcej kłamstw odkrywa, tym bardziej się w tym pogrąża. Nie kłamiemy przecież sami, korzystamy ze współudziału tego, kogo właśnie oszukujemy, tego który chce zostać oszukanym. Na początku Muriel jest tylko cichym wspólnikiem, ale szybko staje się podporą dla męża. Podporą, która nie chce wiedzieć po co i dlaczego. Takie zachowanie świadczy o wielkiej miłości jakim darzy męża. To największy dowód miłości. Pisząc ten film , chciałem żeby była to historia miłosna. Chciałem, żeby miłość, jaka łączy Muriel i Vincenta była niezaprzeczalna. Dzięki temu ten film nie jest mroczny. Jest jasne, że Muriel wie, i że Vincent wie, że ona wie. Lecz to status quo im odpowiada. Jakby sekret stanowił bazę porozumienia między nimi. Oczywiście, że ona robi to wszystko z miłości, ale też powoduje nią strach, co wydaje mi się bardzo ludzkie. Muriel jest zagubiona (scena obiadu z Jean Michelem). Bliskość prawdy niemożliwej popycha ją do zaakceptowania kłamstwa. Oczywiście Muriel dociera do momentu, w którym nie może grać dalej. Mimo to Vincent do końca nie mówi prawdy, a ona nie ma już więcej odwagi. To postać z założenia silna, która w trakcie rozwoju akcji będzie się uczulać na kłamstwa męża. Nie wytrzymuje i wyjawia całą prawdę. To prawdziwa bohaterka. Jest w tym filmie postać, która nie daje się zwieść mistyfikacji,. Jean Michel, to postać, która stoi na przeciwległym biegunie niż Muriel. To jedyna osoba, z którą Vincent poczuje wspólnotę przeznaczenia. Temu staremu oszustowi wydaje się, że znalazł swoje miejsce. Darzy Vincenta uczuciem przyjaźni i pragnie pomóc mu w prowadzeniu życia jakie wybrał. W zamian za to, Vincent wyzna mu całą prawdę o sobie i swoim podwójnym życiu. Ponadto Jean Michel jest jedyną osobą, która może zrozumieć i zaakceptować Vincenta bez ocen moralnych. Powoli, dzięki Jean Michelowi, Vincent znajduje przyjemność i uwolnienie w swoim sekretnym życiu. Pomiędzy mężczyznami rodzi się przyjaźń. Powstaje para, która może zagrozić Vincentowi i Muriel. Kilka tygodni, które Vincent spędza na współpracy z Jean Michelem stanowią szczęśliwy nawias, który zamknie się pod wpływem przeciwności socjalnych i emocjonalnych. Oprócz problemów finansowych Vincent rozgrywa też partię na planie emocjonalnym. Problemy wychowawcze stanowią dla niego jeden z tych problemów, na które nie znajduje sposobu. Najstarszy syn Vincenta, Julien nie tylko odmawia ojcu prawa do zmiany pracy ale również nie rozumie jego pobudek. Muriel jest na tyle dojrzałą kobietą, że jest w stanie przyjąć kłamstwa męża. Julien niestety jest jeszcze na to za młody. Ten brak spolegliwości, ta łatwość w osądzaniu jest charakterystyczna dla młodych ludzi. Tymczasem Julien jawi się jako wcielenie ojca. Na początku Julien deklaruje swój zapał do judo, które zdaje się być jego pasją. Kiedy jednak Vincent przyłapuje syna na szlajaniu się po nocy, nie może opędzić się od wrażenia rozpoznania się w swoim synu. Szokuje go ta reprodukcja schematów. Chciałby przecież być dobrym ojcem, a jego kłamstwa służą właśnie temu. Lubię używać wyrażeń, które wypowiadamy nie słuchając ich sensu dosłownego. "Time Out" odnosi się oczywiście do tych godzin, które Vincent spędza podczas fikcyjnej pracy. Lecz również nawiązuje do tego w jaki sposób spędzamy czas. Co robimy z dniami, w których nie mamy obowiązków? Na początku Vincent spędza dni w swoim samochodzie. Tam śpi, je kanapki na poboczu autostrady, jedzie przed siebie bez specjalnego celu... Zresztą sprawia mu to przyjemność. Podoba mu się niepewność jego podróży a przede wszystkim ich pustka. Nie ważne jaki pejzaż przesuwa się za oknem samochodu on cały czas odczuwa te same emocje. Cokolwiek co może dać mu radość i szczęście istnienia. W kontekście społecznym, który traktowaliśmy wprost (chodzi o relacje rodzinne czy panujące w świecie pracy), staraliśmy się oddać subiektywne postrzeganie rzeczywistości, bardziej onirycznej niż ta która powstała w głowie Vincenta. Wrażenie latania, czarna dziura, która może wysłać na ciemną stronę, a już na pewno wysyła go na dystans i nieobecność, które charakteryzują przecież jego stosunek do świata. Jeden z wątków został tak poprowadzony, żeby podkreślić właśnie ten dystans do świata. Można na przykład mówić o wszechobecnych lustrach, które notorycznie odcinają Vincenta od jego otoczenia i sprawiają, że staje się on wiecznym widzem. Jest również podział geograficzny pomiędzy przestrzeniami Vincenta. Równina z jednej strony, a z drugiej góry, które są terenem jego przygody i schronieniem równocześnie. No i w końcu jest tam również ograniczenie czasowe. Akcja filmu toczy się w cyklu następujących po sobie weekendów z rodziną i tygodni nieobecności. Vincent pracuje, żeby obydwa te życia były równoległe. I tylko miejsce schronienia może je połączyć. Jednak próba połączenia spala na panewce. Kiedy Vincent zaprasza Muriel do domku w górach pragnie wyjawić jej prawdę. Ta scena to jeden z bardziej mistycznych czy wręcz magicznych momentów w filmie. Chcieliśmy, żeby wyglądało to zbyt pięknie żeby było prawdziwe. I tutaj właśnie znowu pojawia się lustro, które rozdziela Vincenta i Muriel. Delikatna mgiełka, która wysyła Vincenta w jego samotność i uczucie straty. Świat ułożony na kłamstwie nie może istnieć zbyt długo. Mistyfikacja wychodzi na jaw. Vincent nie rozumie dlaczego nie pozwala mu się żyć tak jakby chciał. Właśnie to próbuje wytłumaczyć Julienowi. Zrobił przecież wszystko, żeby zachować równowagę, żeby jego nowe życie nie zachwiało tym dotychczasowym. Ale odmawia mu się tej równowagi, tak pracowicie osiągniętej. Podobnie jak w Ressources Humaines, moim poprzednim filmie, to sprawa zbiegów okoliczności, które komplikują sprawy. Vincentowi nie udaje się dlatego, że kocha Muriel i swoje dzieci. Postanawia zrezygnować z fikcji i ta rezygnacja jest bardzo bolesna. "Time out" jest jakby kontynuacją mojego poprzedniego filmu. Vincent mógłby być starszym bratem Franka. Tak samo jak on, szuka przecież swojego miejsca w świecie i nie może go znaleźć. Miejsca, które nie zostało mu wyznaczone przez środowisko, czy określone jego studiami. Miejsca, w którym mógłby się odnaleźć. Jednak w odróżnieniu od Franka, Vincent zmierza do miejsca, którego nie jest w stanie utrzymać. Miejsca pomiędzy statycznym życiem klasy średniej, a życiem mrocznym i pełnym kłopotów. Pomiędzy tymi biegunami, Vincent stara się utrzymać równowagę, która jednak okazuje się niemożliwa do znalezienia, a tym bardziej do utrzymania. Buduje sobie życie, które odpowiada jego najskrytszym marzeniom i stara się robić wszystko, żeby być akceptowanym przez otoczenie.
O produkcji
Laurent Cantet: Pracowaliśmy w ciemnych i ulotnych tonacjach, niekiedy na granicy ekspozycji. Staraliśmy się wraz z operatorem Pierrem Milon uzyskać efekt delikatnych obrazów nawiązujących do ciemnej strony ludzkiej natury. Wiele scen w filmie kręconych jest w ekstremalnych warunkach pogodowych, co dodaje ujęciom mistycyzmu. Druga część obrazów jakie znajdują się w filmie to jasne i przestrzenne zdjęcie. Zestawiając ze sobą te dwa rodzaje obrazów chcieliśmy zwrócić uwagę widza na kontrast pomiędzy prawdziwym a wymyślonym życiem głównego bohatera. Dopiero podczas realizacji zdjęć przyszła mi ochota na wypełnienie obrazu muzyką. Słuchaliśmy muzyki skomponowanej przez Jocelyn Pook, między innymi tej, która powstała do filmu "Oczy szeroko zamknięte". Ta muzyka szybko nas uwiodła, przede wszystkim dlatego, że to prawdziwa muzyka filmowa, która nie boi się tego czym jest. Harmonia zbudowana z plam dźwiękowych, hipnotyczne rytmy, czasami wręcz metronomiczne i przede wszystkim groźne i liryczne melodie. Elegancki melanż powtórzeń i smaku. W muzyce Jocelyn nie ma żadnej nieśmiałości i to właśnie wypełniło zrealizowany wcześniej obraz. Muzyka skomponowana przez Jocelyn podkreśla przede wszystkim linię melodramatyczną tej historii. To, że wcześniej w moich filmach nie było muzyki, to nie kwestia stylu. Po prostu lubię, kiedy muzyka i obraz wypełniają się nawzajem. W moich poprzednich filmach nie było po prostu miejsca na muzykę. Do roli Vincenta wybrałem Aureliena, dlatego że jest mało znany w kinie. Ta jego anonimowość jako aktora świetnie pasowała do pomysłu, żeby Vincent był osobowością przejrzystą. Od razu przekonałem się do Aureliena, do jego solidnej postury, która robi wrażenie kolosa z delikatnością wypisaną na twarzy, której grymasy są czasami dziecinne. Jego rola okazała się być strasznie złożoną. Dla aktora zagrać kłamcę wydaje się prawie niemożliwe. Albo kłamie się zbyt dobrze i wtedy istnieje ryzyko zgubienia idei kłamstwa i podważenia nie tylko granej przez siebie postaci ale również całego scenariusza. Od początku było jasne, że musi wydawać się idealnie szczery, żeby scenariusz nabrał sensu. A Aurelien przyjął tę zasadę z pokorą. Z drugiej strony zależało nam żeby postać nie była monolityczna, żeby czasami była nieprzewidywalna i trudna do śledzenia. Przez sześć miesięcy Aurelien uczył się roli, żył z nią. Wykonał pracę niewiarygodną, przygotował się do tej roli jak do roli w teatrze, zresztą trudno się dziwić jest przecież aktorem scenicznym. Większe problemy miałem z obsadzeniem roli Muriel. Na początku wydawało mi się, że Karin jest zbyt młoda i zbyt pełna entuzjazmu, który wydaje się niezniszczalny. Jednak podczas pisania scenopisu, stało się jasne, że musimy uniknąć za wszelką cenę zrobienia z Muriel osoby zrezygnowanej. Nie mogła być ani ofiarą ani nauczycielką. Musieliśmy mieć aktorkę pełną życia. W końcu postanowiłem spotkać ze sobą Karin i Aureliena. To co zobaczyłem przekonało mnie natychmiast. Para istniała. Co więcej, do tej pory widziałem Karin w rolach zupełnie odmiennych od tej, którą chciałem jej zaproponować, czyli postaci lekkich i wesołych lub bardziej przebojowych niż postać Muriel. Chciałem, żeby zagrała postać wyciszoną i wstrzemięźliwą. Wydaje mi się, że oboje byliśmy w pewien sposób uwiedzieni tym przeciwieństwem. Dzisiaj mogę spokojnie powiedzieć, że ono nie istnieje. Największą niespodzianką dla mnie była współpraca z Sergem Livrozetem. Odkąd pojawił się na planie poczuliśmy, że znaleźliśmy film. Fikcja złożyła się w całość a kawałki układanki zaczęły do siebie pasować. Dzięki niemu nie planując nakręcić thrillera, zgoła dla nas nieoczekiwanie znaleźliśmy dynamikę tego gatunku. Zresztą Serge wydaje się stworzony do tej roli. Jako dowód przytoczę zdanie z powieści L'Empreinte jego autorstwa: "W Wieku 14 lat, kiedy zostałem zmuszony do opuszczenia szkoły i rozpoczęcia edukacji życia i przeżycia, od razu zrozumiałem, że nieodwołalnie zmierzam w kierunku wyroku bez możliwości apelacji. Dożywotnie ciężkie roboty." Serge odsiedział w więzieniu wyrok za włamania. Zmądrzał to pewne ale nigdy nie żałował tego co zrobił. To wieczny buntownik. Kiedy siedział, dużo czytał, myślał, w końcu zaczął pisać. Relacje z więzienia, autobiografię, w końcu powieści. Od razu poczuł film wszystkimi porami skóry. Pozostali, również nie są zawodowymi aktorami. Ojciec i matka Vincenta są rodzicami jednego z moich przyjaciół, którzy doskonale poczuli się w rolach mieszczan, jakie zagrali w filmie. Fred i Philipe to prawdziwi biznesmeni. Jeden pracuje w informatyce, a drugi w reklamie. Interesowało ich granie w filmie, więc dałem im role. Wnieśli do filmu sposób mówienia i zachowania się obowiązujące w świecie biznesu. Juliena, natomiast spotkaliśmy w klubie judo, a malcy to moje własne dzieci... Wprawdzie scenariusz był w większym stopniu napisany niż ten do "Ressources Humaines", a powtórki scenariusza były mniej systematyczne, to jednak aktorzy wypełnili postaci i do ostatniego dnia niektóre dialogi były adaptowane na bieżąco. To system pracy, który bardzo mi odpowiada i daje tyle przyjemności, że nie mogę z niego zrezygnować.