Generalnie nie wiem w którym momencie kręcenia czy montażu zapada klapka, decyzja czy film będzie dobry i więcej czy będzie szmirą.
Jest masa filmów z niezłą obsadą i efektem końcowym chały do kwadratu, na drugim końcu kija są filmy z małym budżetem i nieznanymi twarzami a film potrafi zadziwić mile tysiące osób.
Zastanawiające jest właśnie, w którym momencie los filmu zostaje przesądzony?
Tu obsada była więcej niż niezła, kasa na efekty i scenografię też była, fabuła jak w dziesiątkach innych filmów uznawanych za klasyki gatunku akcji a coś jednak się stało, coś poszło nie tak, bardzo nie tak i zrobiła się kupa.
Przeważnie jest to kwestia płytkości scenariusza i kiepskich dialogów. W XXI wieku doszła jeszcze jakaś patologiczna skłonność filmowców do efekciarstwa w większości filmów tzw. sensacyjnych.
Do tego dochodzi jeszcze fakt, iż skręcono już praktycznie wszystkie możliwe historie do opowiedzenia i wymyślenie czegoś na miarę Matrixa albo Gwiezdnych wojen zakrawa o wynalezienie prochu,
więc praktycznie wszystkie nowe produkcje są kalkami lub wariacjami na ich temat.
Nuda, chała i rozczarowanie.
Jednak zawsze można na jakiś ciekawy pomysł wpaść i sfilmować - bez przegięcia, za to traktując swoją robotę (i widza) serio. Czego dowodem np. inny film z ogniem w tytule - Zrodzony w ogniu. Historia też w zasadzie sensacyjna, ale nie tylko.
Właśnie widziałem poleconą pozycję i to faktycznie inny świat.
Nie jest to może kino, które będzie aspirować do tytułu klasyka gatunku czy mistrzostwa kina akcji, ale jest bez porównania lepszy, choć nie jakiś porywający.
Obsada też z innej bajki: Woody, Bale, Forest . . .
Bale jak zawsze jakiś dziwny jakby drewniany, a Woody - świetny, rewelacyjny niczym kiedyś Dafoe.