Dobry wieczór.
Chciałabym podzielić się z Państwem pewnymi spostrzeżeniami, w kwestii podobieństwa dwóch filmów, których tytuły widnieją w nazwie owego tematu, mianowicie: "Leila i Nick" (w reżyserii Tila Schweigera) oraz "Ogród Luizy" (w reżyserii Elżbiety Sikorskiej).
Jakiś czas temu udało mi się natknąć na obie produkcje (oczywiście nie równocześnie) i muszę przyznać, iż zauroczyły mnie ogromnie, dlatego też zapamiętam je na długo.
Leila, podobnie jak Luiza jest pacjentką szpitala psychiatrycznego, poznaje w nim miłość swojego życia, która niczym cudowne lekarstwo pozwala jej na odrobinę poczucia normalności i co najważniejsze - szczęścia.
Uczucie to rośnie wraz ze wzrostem zainteresowania Nickiem (pracownikiem psychiatryka) - Leili (która po nieudanej próbie samobójstwa, uciekając ze szpitala, nieoczekiwanie pojawia się w jego domu, chcąc zostać z nim na zawsze) i Luizą - z kolei Fabiana (byłego pacjenta, który dowiedziawszy się o złym traktowaniu Luizy przez jednego z sanitariuszy, zabiera dziewczynę do domu, nie chcąc dopuścić do tego, aby kiedykolwiek tam wróciła).
Wspólne życie bohaterów, zarówno jednego, jak i drugiego filmu, przepełnione jest wieloma wyrzeczeniami, ofiarnością, przejęciem na siebie ogromnej odpowiedzialności. To właśnie sprawia, iż nie chcę porównywać tych dwóch historii, rozprawiać nad tym, która z nich jest lepsza, bądź też posądzić polskich filmowców o jej "przepisanie", lecz jedynie wskazać na owe podobieństwa, piękno wewnętrzne bohaterów oraz gorąco zachęcić do oglądnięcia.
Polecam oba filmy z całego serca i oczywiście pozdrawiam!
lditka.