Przyznam, że nie jestem zwolennikiem polskiego kina. Profil filmów ostatnio produkowanych w naszym kraju jest bardzo charakterystyczny, bardzo skrajny. Mamy do wyboru albo filmy dobre, głębokie, ale niestety na ogół przepełnione od pierwszej do ostatniej minuty smutkiem, rozpaczą i szarością ( "Edi", "33 sceny z życia"), lub głupawe, wzorowane na hollywodzkich komediach klasy B pseudo-produkcje.
Czasami jednak polscy producenci zaskakują mnie czymś pozytywnym czego przykładem może być "Ogród Luizy".
Główną osią filmu są dwa skrajne charaktery. Z jednej strony mamy "Fabia", gangstera który stara się symulować chorobę psychiczną aby uniknąć odsiadki w więzieniu, a z drugiej strony Luizę, niewinną i zanurzoną w świecie fantazji, której to niestety los zesłał chorobę psychiczną oraz rodzinę, która jej nie akceptuje i stara się ją ukryć przed światem. Ich losy splatają się w szpitalu psychiatrycznym...
W większości scen gra aktorska przedstawia naprawdę wysoki poziom, choć w niektórych momentach dialogi są jak dla mnie odrobinę zbyt infantylne. Dorociński zrobił naprawdę kawał dobrej roboty, Patrycja Soliman także, choć momentami można było wyczuć lekki "falset" (ale w końcu jej rola jest dość wymagająca). Spora pochwała należy się także Annie Świątek za rolę pani psycholog i dla Władysława Kowalskiego za rolę "Kaleki" - mecenasa i jednocześnie szefa mafii.
Jednak najważniejszy w "Ogrodzie Luizy" jest scenariusz, który mnie po prostu urzekł i zaczarował. Jest w nim coś magicznego i co ważniejsze nie jest to wszystko oparte na przejedzonych schematach. Owszem, czasami sprawia on wrażenie za mało rozwiniętego, zdarzają się także momenty w których ze względu na wpleciony w szarą codzienność romantyzm, wydaje się on nawet zbyt naiwny.
Ale taki właśnie ma być... ja po części ten film postrzegam w kategoriach metafory, bajki. Wydać się może to dziwne, ale "feeling" tego filmu skojarzył mi się z inną polską produkcją - "U pana Boga za piecem".
Bez wahania mogę stwierdzić, że historia opowiedziana w tym filmie retuszuje wszystkie drobne niedociągnięcia... z nawiązką.
Jedynym, aczkolwiek drobnym mankamentem tego filmu jest jego sposób wykonania. W polskich (nowszych) filmach zawsze mi czegoś brakuje. Odnoszę wrażenie, że film jest niedopracowany. Gdyby poprawić parę dialogów, tu wyciąć scenę, tam jakąś dodać, odrobinę bardziej postarać się nad scenerią i poświęcić chwilę czasu na poszukiwanie aktorów do ról drugoplanowych to mógłbym śmiało dać dziewiątkę, a tak tylko osiem, ale naprawdę bardzo solidne.
Obawiam się też, iż przez te drobne niedociągnięcia film ten przez niektórych odbiorców może zostać zdyskredytowany i zaszufladkowany jako "polska produkcja" (w złym tego słowa znaczeniu). A szkoda, bo jest to film naprawdę dobry, i z czystym sumieniem mogę go polecić każdemu, kto choć na chwilę pozwala się ponieść swej fantazji, zapominając o życiu codziennym.