Osoby chore psychicznie często są postrzegane jako niebezpieczne, zagrażające innym lub sobie, jako osoby, których miejsce jest w zakładzie zamkniętym, wśród innych im podobnych. Często w filmach zaburzenia psychiczne są domeną zwyrodnialców, niejako uosobieniem wszelkiego zła tkwiącego w ludzkiej duszy. Jednakże prawda wygląda często zupełnie inaczej. Chorzy to ludzie potrzebujący pomocy i wsparcia, przerażeni i zagubieni w świecie własnych iluzji i urojeń. W filmie Macieja Wojtyszki Ogród Luizy tytułowa bohaterka jest nam ukazana właśnie w ten sposób – jako zagubiona i niezrozumiana przez innych, wrażliwa dziewczyna.
Luiza (Patrycja Soliman) trafia po raz kolejny do szpitala psychiatrycznego. Jej ojciec (Krzysztof Stroiński) uważa, że choroba córki szkodzi jego wizerunkowi politycznemu. Na rękę jest mu jej izolacja. W okrutnej szpitalnej rzeczywistości jedyną osobą, która rozumie dziewczynę i nie osądza pod kątem choroby, jest drobny przestępca Fabio (Marcin Dorociński), który stara się o uznanie go za niepoczytalnego.
Ogród Luizy dołącza do filmów, które w niekorzystnym świetle stawiają zakłady psychiatryczne (jak wcześniej Lot nad kukułczym gniazdem czy Nell). I to jest z mojej strony jedyny zarzut, który zresztą nie wpływa znacząco na ogólną ocenę filmu. Reszta nie odbiega tu zasadniczo od rzeczywistości. Co szczególnie istotne - film podkreśla jak ubogie jest pojmowanie przez społeczeństwo osób chorych psychicznie. Nie zdajemy sobie sprawy, że jednym z ważniejszych aspektów terapii jest możliwość integracji z otoczeniem, powrót do normalnego funkcjonowania. Odrzucając tych ludzi być może skazujemy na niebyt jednostki bardzo wartościowe. Często nawet rodziny chorych nie potrafią wykrzesać z siebie nawet cienia empatii w stosunku do bliskich dotkniętych takim schorzeniem. W filmie Wojtyszki możemy dojrzeć wszystkie te aspekty, a także zastanowić się nad własnym stosunkiem i ewentualnie go zweryfikować.
Pomysł na film został zaczerpnięty ze sztuki Witolda Horwatha. Przeniesienie na ekran udało się znakomicie - powstał film o zbliżeniu dwóch zupełnie różnych osób i ich światów. Kolejny paradoks, że osobą najbardziej współczującą i wyrozumiałą jest małomiasteczkowy przestępca, człowiek - wydawałoby się - za nic mający innych ludzi.
Aktorzy znakomicie wpasowują się w przejmującą, miejscami niepozbawioną humoru historię. Przede wszystkim Marcin Dorociński (ceniony i niejednokrotnie nagradzany aktor) w Ogrodzie Luizy zagrał jedną z pierwszych dużych ról i widać, że czuje się w niej znakomicie. Jako Fabio, twardziel o miękkim sercu, całkowicie mnie przekonał. Młodziutka Patrycja Soliman ma w sobie coś hipnotyzującego, co czyni ją naprawdę wiarygodną. Oprócz nich Władysław Kowalski, Krzysztof Stroiński czy Kinga Preis być może skuszą do obejrzenia swoich wiernych fanów.
Ogród Luizy utwierdza mnie w przekonaniu, że są w polskim kinie twórcy, którzy wykazują subtelność i zrozumienie dla spraw ważnych. Nie liczy się dla nich tylko zysk czy popularność, ale przede wszystkim - proste ukazanie problemów tych, którzy sami nie potrafią głośno o nich mówić. Oby częściej dane nam było oglądać takie filmy.