<"Ogród Luizy" broni się jednak aktorsko. Marcin Dorociński mimo totalnej niewiarygodności swojej postaci, wreszcie sprawia wrażenie aktora, który nie nudzi się na planie.>
Czyżby? Jak dla mnie Dorociński nie pokazał tu niczego co mogłoby zachwycić widzów. Gra wyłącznie na emocjach, a tego zabiegu nie można nazwać "dobrym aktorstwem". Całkowicie bezpłciowy i nienaturalny. Pomijając fakt, że sama rola "słodko gorzkiego" gangstera była mało przekonująca i rzeczywista.