UWAGA. nie chciałbym żeby ten temat stał się offtopem ani żeby pisały tu dzieci neo. Przynajmniej na poczatku. Myślę że Ci którzy nie uważają Godfathera za arcydzieło napisali tu dlaczego tak sądzą, bo moim skromnym zdaniem jest to film genialny i bezbłędny.
Zapraszam do komentowania
Myślę że to film dobry,ale ma on coś takiego w sobie że czyni go najlepszym filmem w historii kinematografii,muzyka genialna po prostu piękna,gra aktorska Marlona Brando i Ala Pacino a co do fabuły to dużo go filmów przebija choć nie uważam że jest słaby bo jest jeden z lepszych.
Można czepiać się pominięcia niektórych wątków przez Coppole i Puzo. Dla mnie bohaterowie dobrani są wręcz idealnie, a tak poza tym jak można krytykować takie arcydzieło?
Mimo że już widzę te obelgi rzucane w moim kierunku, masę wyzwisk pod moim adresem oraz to jak moje imię jest deptane i mieszane z błotem, podniosę rękawicę rzuconą w moją stronę i przyjmę stanowisko zacnej mniejszości u której seans tego oto dzieła nie wzbudził żądnych pozytywnych emocji.
Główną wadą filmu jest jego wyimaginowana głębia, sposób przedstawięnia równie płytkiego tematu jakim jest wojna mafi wskazuje jakoby ojciec chrzestny miał traktować o czymś ważnym i głębokim, tymczasem na koniec dostajemy morał godny bajki dla 10-cio latków - "szanój rodzinę". Aktorstwo mnie nie przekonuje - mimo że aktorzy dają z siebie wszystko nie potrafie zaakceptować wizerunków które kreują. Muzyka sięga dna - to czym torturuje się uszy widza jest po prostu niebywałe. Na szczęście nie jest ona zbyt inwazyjna toteż można z odrobiną wysiłku ją sukcesywnie ignorować. Najważniesza rzecz, szkielet całego filmu, fabuła jest tak zadziwiająco rozwlekła, nieciekawa i przewidywalna że aż zwala z nóg (Hm cóż oparta na podstaiwe słabej książki, raczej miernego autora).
Na razie tyle, dopieszę coś więcej jeśli wasze odpowiedzi będą wskazywały chęć do dyskusji a nie będą jedynie głosami wściekłych fanów.
Przepraszam za błędy, spieszę się.
Pozdrawiam.
Jak dla mnie muzyka jest naprawdę piękna nie wiem może jestem głuchy. Powiedz mi co nie jest płytkim tematem? Właśnie ukazanie tego ze mafia uważa sie za tak szlachetnych ludzi i kłamstwa na każdym kroku, miłość do rodziny ale tak naprawdę do której? Mafia jest bardzo ważnym temat bo może poruszyć wiele ważnych wartości.
A ja ów rękawicę podniosę, wszak mieliśmy już okazje dyskutować i mam Cię za światłego, acz nieznającego się na filmach człowieka...
Wyimaginowana głębia, powiadasz? Powiem Ci tak, nie potrzebnie klasyfikujesz Ojca Chrzestnego do kina ambitnego. To komercja, tyle że wzorowy przykład komercji.
Temat chwytliwy, bo w dosyć frywolny sposób opisujący (nie)realia mafii. Istotą tego filmu jest jednak potraktowanie go w taki, dosyć głęboki sposób. A przyznasz sam, że nie sztuką jest potraktować "głęboki" temat w taki sam sposób, niż z tego płytkiego uczynić głęboki.
Co do aktorstwa - tu niestety nie mogę postawić żadnych kontrargumentów, albowiem sam wystosowując swój, nie uzasadniłeś go w należyty sposób (rozwiń ten wątek).
To samo dotyczy Twojej wypowiedzi na temat ścieżki dźwiękowej. Nie wystarczy napisać, że była beznadziejna - to nie jest żaden argument, nijak nie da się go odeprzeć, dopóty, dopóki nie dowiem się, dlaczego konkretnie Ci się nie podobała (i napisz jeszcze przy okazji, dla porównania, soundtrack z którego filmu Ci się podoba).
Książkę czytałeś? Chyba nie, bowiem w książce akcja jest znacznie szybsza niż w filmie.
Spowolnienie akcji było celowym zabiegiem Coppoli, który miał na celu nadanie filmowi odpowiedniego, niepowtarzalnego klimatu (który doskonale kooperował z muzyką, to fakt). I to mu się w pełnie udało.
Przewidywalność też rozwiń.
Pozdrawiam.
Nie miałem ochoty pisać dysertacji gdzyż uważam że przedmiot dywagacji nie jest warty, aczkolwiek istotnie zgadzam się że moja poprzednia wypowieź była zbyt lakoniczna i lapidalna.
"nie potrzebnie klasyfikujesz Ojca Chrzestnego do kina ambitnego" - ależ to nie ja, go tak klasyfikuję, ten film po prostu ma taką opinię toteż podeszłem do niego z określonym nasawieniem. Co więcej sam dystyngowany sposób realizacji sprawia wrażenie jakby pretendował do właśnie grupy filmów ambitnych. Powstaje tu taki nieznośny dysonans między właśnie lekkim tematem a sposobem jego przedstawienia, podobny do rozdarcia które doświadczam podczas oglądania np Transformerów (bajka o robotach i wszechobecny patos).
Aktorstwo - Nie napisałem że jest słabe ani nic podobnego, jedynie że postacie które są przedstawione nie budzą mojej sympatii - nie wiem dlaczego, nie potrafię tego wytlumaczyć, zdaję sobie sprawę że jest to zupełnie irracjonalne. Przyczynia się to do tego iż nie bardzo wciąga mnie ta cała ich historia.
"Książkę czytałeś?" - próbowałem, z miernym rezultatem.
muzyka - hmm, za czerpanie przyjemności z słuchania jej i pojmowania jest odpowiedzialna tylko i wyłącznie prawa pułkula mózgowa (artystyczna, nie obowiązują żadne reguły, ciężko cokolwiek sprecyzować i czegokolwiek być pewnym), której odczuć nie można wyrazić za pomocą słów. Na temat muzyki powiezieć można jedynie puste, akademickie i zupełnie bezbarwne fakty (pojmowalne przez lewą pułkulę) pokroju genezy, tępa i z rzadka emocji króre utwór wywołuje, ale na tym koniec. Wszelkie próby opisania muzyki w ten sposób spełzną na niczym ponieważ słowa są tu marnością. To jakbyś próbował opisać ślepemu świat barw (i powiedział mu że czeriweń to wiązka światła o długości fali 700nm). Jedyna rzecz jaką można tu stwierdzić to albo podoba mi sie, albo nie podoba. Nie sądzę aby jaka kolwiek dyskusja w tym konkretnym kierunku miała sens dlatego też nie będę jej kontynuował.
Ech juz 15. Tymczasem.
Primo, zejdź - proszę Cię - z tego pompatycznego stylu wysławiania się. Uwierz mi, że można napisać coś mądrego prościej; takie beznamiętne i siłowe używanie wyrafinowanego słownictwa daje - jak sądzę - odwrotny efekt, niż zamierzyłeś (czyt. wywołuje złośliwy uśmiech - choć bynajmniej go nie chcę, wszak szanuje Cię, jak już wielokrotnie wspominałem - na mojej twarzy).
Nie odbieraj tego jako złośliwość. Ot, taka uwaga na przyszłość.
Ten film uchodzi za ambitny w szanownym gronie 15-latków, którzy gówno widzieli i każdy film, który nie jest komedią romantyczną, uznają za ambitny. Ogólnie jednak, film ten uważa się za komercje, a najlepszym tego dowodem, niech będą dwa sequele i sam temat, jak sam przyznajesz - niezbyt górnolotny.
Nie do końca masz też racje ze zbyt wyniosłym sposobem realizacji filmu. Po patosie ani śladu. Zauważ, że każda scena wyreżyserowana jest na sucho. Gdy np. ktoś ginie, to po prostu ... ginie, w taki zwykły, powszedni sposób, jakby to była najnormalniejsza w świecie rzecz.
Wydaje mi się, że nie do końca oddzielasz kino ambitne, od artystycznego. Kino artystyczne jest bardziej uniwersalne, artyzm może przejawiać się zarówno w filmach o wzniosłych wartościach, jak i tych komercyjnych.
Nie dziwie się, że nie darzysz sympatią mafii. Ale - przyznaj sam - Brando był genialny.
Rzeczywiście, muzyki czepiałem się niepotrzebnie. Znów jednak przyznaj sam - w samą konwencje i klimat filmu wpisuje się fantastycznie. Najlepszym na to dowodem fakt, że uważasz, że nie było jej za dużo (a w istocie rzeczy, ścieżka dźwiękowa była dosyć obszerna).
Pozdrawiam.
drogi Ja - zainteresowala mnie pewna rzecz jaka napisales - chodzi o komercyjnosc filmu - w 1972 roku Coppola nie mial jeszcze problemow finansowych (sam Pacino dostal za role 35 tys $) - mysle ze Francis nie krecil tego filmu pod kase (a moze w pewnym stopniu) no bo gdyby film byl pod kase to na pewno nie wzialby (ani nie stawal tak przy swoim) Ala Pacino (tak dla przykladu), co prawda temat nie jest jakims wcale wielkim dzielem - taki o film o mafii, ale (ta czesc jest kierowana do p. RFabianski) jest pokazana z perspektwy dramatow ludzkich a nie jako tako od strony ze gangster nic sobie nie robi z kolejnych morderstw - a obie jakie nasuwaja sie przemyslenia po filmie? bo mi jakos takie 10 letnie "szanUj rodzine" - aha jeszcze do Ja - komercyjnym uznalbym Ojca Chrzestnego III ktory robiony byl juz na sile 16 lat po sequelu ale to juz glowna role graly pieniadze ktore byly potrzebne Coppoli a ze marka "Ojciec Chrzestny" byla wyrobiona to wystarczylo pojsc w tym kierunku, aha jeszcze muzyka - dziwne dla mnie byla swietna choc wzial sie za nia malo znany kompozytor oraz ojciec(?) Francisa. (jeszcze slowko do Ja) - wiesz dla mnie ten film jest arcydzielem i nie jest glupia komedia romantyczna ale chyba mnie zrozumiesz bo nie obejrzalem jeszcze tyle filmow co ty - w koncu mam 14 lat i jestem w "szanowanym gronie" czyz nie? ;) pozdrawiam
Coppola może finansowych problemów nie miał, ale kasę chciał zbić mimo wszystko. Poza tym, to nie reżyserzy decydują o identyfikacji konsumenta, tylko producenci, a tym z pewnością zależało na kasie (dlatego upierali się, by Pacino w filmie nie zagrał; podobnie z Brando, który miał wówczas niezbyt dobrą opinie w holizłudzie).
OC III to już totalkomercha, w dodatku gniot.
Wiem, wiem - generalizuje, co do wieku. Następnym razem pamiętaj, że kiedy piszę o "szanownym gronie 15 latków", to wyłączam Ciebie i paru innych gości w Twoim wieku, z których będą ludzie.
Nawiasem - ortografie masz opanowaną nadspodziewanie dobrze, ale ćwicz styl. Czytaj, pisz, twórz, a coś z Ciebie wyrośnie...;-)
Pozdro
tak - to producenci wybieraja aktorow ale wlasnie to mnie przekonuje ze Francis nie myslal za bardzo o kasie - bo tylko on stawal za Alfredem
a dziekuje za slowa uznania, taa z ortografia idzie mi calkiem niezle (no dobra jestem swietny ;)), jak juz mamy za przeproszeniem "lizac sie po f******" to fajnie jest pogadac z kims kto sie zna na filmie jak ty ;) aha Kain co do tematu - nie mam konstruktywnych argumentow przeciw ;) - pozdrawiam
A ja się dziwie, ze nie darzysz takiej mafii z jedynki sympatią bo ja darze i to dużą sympatią ( mówię o rodzinie Corleone). Mafii z dwójki i trójki można nie darzyć sympatią bo nie za bardzo obowiązuje w nich etos gangstera. Nie wiem dlaczego ale po obejrzeniu jedynki zaraz po przeczytaniu książki miałem wrażenie że jest to film bardzo krótki. Wątki zostały bardzo skrócone lub całkowicie pominięte, książka była po prostu za
bardzo rozwlekła. Co do komercji, kiedy hollywood robiło filmy nie komercyjne? Nie mam może takiej wiedzy filmowej jak Wy nie mam 15stu lat tylko niestety więcej ;] ale uważam Ojca Chrzestnego za film ambitny oczywiście wszystko wychodzi od ambitnej książki. Zrobić ze zwykłych bandziorów takie postacie to coś no i takiego tematu.
Powstała kiedyś konstruktywna krytyka "Godfathera" ? Osobiście nie doszukałem się, a chętnie zobaczę sensowne argumenty, które obalą mit bezbłędnego "Ojca Chrzestnego" ? Umówmy się - beznadziejna muzyka, rozwlekła i nieciekawa fabuła czy nieciekawa gra aktorska to tylko subiektywna opinia "anty fanów" Godfathera. Nic więcej.
Zbyt wiele oczekujecie od tego filmu i stąd te kłótnie. Jeśli szukacie kina ambitnego to włączcie sobie np. Bergmana.
"Zbyt wiele oczekujecie od tego filmu"
Od tego właśnie są arcydzieła. Żeby wymagać od nich wiele, więcej niż od innych filmów. I oczywiście żeby te wymagania spełniały.
Ojciec Chrzestny nie spełnia oczekiwań = nie jest arcydziełem. Dla mnie proste i logiczne. A zacytowanym zdaniem, chcąc nie chcąc, przyznałeś mi rację.
"Ojciec Chrzestny nie spełnia oczekiwań = nie jest arcydziełem. Dla mnie proste i logiczne."
Uzasadnij, bo ciekaw jestem twojego zdania, dlaczego nie jest arcydziełem?
Nie pisałem o sobie, ale o użytkownikach którzy nie uważają Godfathera za arcydzieło, bo ich w jakiś sposób zawiódł. Dla mnie taka argumentacja ma prawo bytu, bo jeśli ktoś przed obejrzeniem, na przykład pod wpływem tej sztucznie wyśrubowanej pozycji #1, nastawił się na jakieś cuda, to ma prawo do bycia rozczarowanym. A w związku z tym może nie uważać OC za arcydzieło.
Dlaczego ja go za takowe nie uważam? Głównie z dwóch powodów, choć znalazłbym ich więcej (jednocześnie zaznaczam - ma u mnie 9/10, czyli bardzo wysoką notę).
Po pierwsze - cała ta historyka jest prosta jak konstrukcja cepa. Momentami wręcz prostacka, a także naiwna i naciągana. A te "wzruszające momenty", o których tu tak wszyscy trąbią, wzbudziły we mnie tyle emocji, co konkurs skoków na igielicie.
Po drugie - arcydzieło to dla mnie film albo ogólnie najlepszy, albo przynajmniej najlepszy w swojej kategorii. Lepsze filmy gangsterskie? Znam kilka, a najbliższym przykładem jest przewyższający "jedynkę" o kilka klas Ojciec Chrzestny II, którego to za arcydzieło uważam.
Wystarczy?
Mam też pytanie, tak przy okazji. Dlaczego np. "Tajemnice L.A." nie są powszechnie uznawane za arcydzieło, skoro Ojciec Chrzestny jest? Pod względem napopularniejszych atutów, wymienianych w nieustannych peanach na cześć OC: dorównują mu reżyserią i muzyką, aktorstwem również - a może i go przewyższają. O scenariuszu nawet nie wspominam. Może mi ktoś to wyjaśnić? Jeśli ktoś woli, niech w miejsce "Tajemnic" wstawi sobie "American Beauty". Albo "Heat". Albo "Kasyno". Albo ... tak mógłbym pół godziny.
PS
Niech mnie nikt nie nazywa "anty-fanem". To wyrażenie jest żenujące, poza tym OC lubię - co będę pewnie musiał jeszcze kilka razy podkreślić.
Dla mnie też taka argumentacja ma prawo bytu - nie każdemu film musi się podobać. Temat dotyczy jednak konstruktywnych argumentów przeciw "Ojcowi Chrzestnemu". Powtarzam - konstruktywnych.
Niech nikt nie pisze, że nazwałem go "anty-fanem", gdy tak nie było. ;)
To było na przyszłość. ;)
Poza tym, powtarzasz - a źle używasz, jak zresztą mnóstwo ludzi na tej stronie. Nie da sie podjąć konstruktywnej krytyki czegoś, co już powstało, bowiem ma ona przynieść skutek w postaci zmian, a w przypadku gotowego produktu jest to niemożliwe. Byłby nią np. list do producentów Maxa Payne'a o treści: "zatrudniliście Wahlberga, a ten drewniak wszystko spieprzy". Albo: "kręcicie na podstawie gównianej gry, więc wyjdzie wam gówniany film". To byłaby konstruktywna krytyka. Wymienianie wad Ojca Chrzestnego nią nie jest i nie będzie, o ile Coppola nie zdecyduje się na nakręcenie go drugi raz.
Odwracasz kota ogonem. Przecież to jest forum filmowe, nie językowe. Konstruktywny argument to taki, którego nie można obalić. Na razie sensownej krytyki nie znalazłem, więc nadal uważam "Ojca Chrzestnego" za arcydzieło. EOT, bo widzę, że i tak zgadzamy się w 85% ;)
Nie odwracam kota ogonem, zwracam Ci uwagę na językowy błąd, regularnie popełniany na tej stronie. Forum jest filmowe, ale także tu obowiązują zasady poprawnej polszczyzny.
Konstruktywny argument to taki, którego konsekwencją ma być poprawienie wskazanego błędu. Argumentem nie do obalenia nazywa sie argument niepodważalny. To samo tyczy się krytyki.
"EOT"?
Pewnie, że nie wszyscy uważają "Ojca Chrzestnego" za arcydzieło. Kwestia subiektywna - nigdy nie twierdziłem, że jest inaczej, wszak każdy ma swój rozum i gust. Dla mnie arcydziełem jest film, który w 100% spełnił moje oczekiwania i nie ma błędów.
Faktem jest jednak, że "Godfather" należy do grona dzieł, które nie doczekały się konstruktywnej krytyki. To bezbłędne kino, wymienianie tutaj atutów filmu w tym momencie byłoby nie na miejscu.
A muzyka do "Godfathera" to jeden z lepszych soundtracków w historii ;)
PS. Do wielu osób/instytucji nie odczuwam sympatii, jednak staram się zawsze patrzeć głębiej na dany film. Nie należy doszukiwać się w "Ojcu Chrzestnym" tylko i wyłącznie historii o mafii.
Cris mówił o "Gorączce" i powiem wam, ze się w pewnym sensie z Crisem zgadzam. Bo "Heat" to film doskonały, wzorowe, bezbłędne kino sensacyjne. Ale Ojciec chrzestny to film o głębszej tematyce i dlatego stawiam go wyżej niż Gorączkę.
Gorączka to naprawdę świetny film. W dodatku moja ulubiona rola Ala. Bezbłędny. Dlaczego stawiam Ojca wyżej? - niesamowity klimat.