Wszystko jest super, świetna gra głównych bohaterów, szczególnie Brando, Pacino nieco gorszy choć to co zrobił w częśći drugiej moim zdaniem to już mistrzostwo. Genialna muzyka Nino Roty, ale mimo wszystko wydaje mi się,że film nie wykorzystał wszystkiego co oferował mu Mario Puzo i jego, bez wątpliwości, dzieło. Oczywiście rozumiem, że bez obróbki książki nie dało by się "ojca chrzestnego" nakręcić, cięcia musiały być i były, zabrakło mi jednak czegoś co Puzo zawarł w książce, a z czego Coppola zrezygnował.
Długo sie zastanawiałem czy warto napisać tego posta, "ojciec..." to przecież film kultowy, dla większości kinomaniaków jest jak filmowa biblia, większość portali stawia go jeśli nie na pierwszym, to w czołówce najlepszych filmów wszechczasów, ja jednak mysle ze to wszystko troche przesada i sam do końca siebie nie rozumiem.
Fabuła pozostała praktycznie nie zmieniona- dobrze.
Najbardziej wkurza mnie to, że Coppola postawił przedewszystkim na całość, historie, a nie na pojedynczych bohaterów na których, dla mnie, opierała się książka i jej wielkość. Gdyby reżyser zdecydował się rozwinąć ich bardziej wewnętrzenie z tak genialnymi aktorami i tym co mogli zaoferować widzowi, film nabrał by zupełnie innego blasku, takiego który odpowiadł by mi zdecydowanie bardziej. Między innymi zbyt powierzchownie potraktowano konflikt pomiędzy Michaelem a ojcem, nie zostały właściwie pokazane uczucia które go spowodowały, te które kierowały bohaterami i te które pomiędzy nimi się znajdowały.
Drażni mnie też użycie postaci Johnego Fontaine'a, jednego z moich ulubionych, jedynie w celu wprowadzenia widza w mafijny "klimat" rodziny Corleone i odśpiewanie ballady w celu wproadzenia w "klimat" rodziny włoskiej.
Pominięcie tak rozbudowanej przez Puzo postaci we wszystkich częciach było wielkim błędem, który gdyby nie został popełniony mógłby być kolejnym plusem filmu.
Długo moge pisac o tym co w trylogi mi sie nie podobało, czego mi brakowało, choć sam nie wiem co tak naprawde przesądziło o tym, iż odczuwam po "ojcu chrzestnym" niedosty. Być może nie potrafie tego ubrać w odpowiednie słowa, czuje jednak,że film nie jest do końca tym czym mógłby być a jedyną osobą która w tej chwili przychodzi mi na myśl jako ta, która odpowiado za to, że Godfather nie podobał mi się dokońca jak na kultowy film przystało jest Francis Ford Coppola.
Jeśli ktokolwiek z Was potrafi mi wyjaśnić moje wątpliwości na temat filmu, uswiadomić mi, że sie myle lub poprostu nie rozumiem tego co reżyser chciał Nam przekazać prosze o pomoc, bo od dłuższego czasu to "coś" co mi nie odpowiadało ewidentnie mnie gryzie i drażni.
Pomocy i pozdrawiam tych którzy zakochani są w kazdej scenie filmu i uważają mnie za kompletnego durnia i ignoranta.
Bo to tak zawsze już jest, że jak czytasz książkę.. i później oglądasz film.. to wydaje się, że film jest gorszy.. Ale to nieprawda.. film jest poprostu INNY - myślę, że to właściwe słowo.. Nie można porównywać literatury, ze sztuką filmową..
A pozatym, ja gówno wiem o tym, bo nie czytam książek ;) Pozdro..
Ja nie staram sie porównywać ksiązki i filmu, wiem, że to zupełnie inne sfery i że nie można zrobić filmu który byłby dokładnym odwzorowaniem książki, bo byłby nic nie wart. Martwi mnie jednak to, że "ojciec chrzestny" jako film został potrwktowany z mniejszym uczuciem niż książka i to co w niej było istotne, martwi mnie to, że Coppola robił poprostu film, nie starał się zmierzyć z powieścią Puzo, chciał wyłacznie nakęcić coś film o mafii pokazując ją inaczej niż była wówczas postrzegana. ja tam przynajmniej myśle
A jeśli chodzi o to, że książka jest lepsza od filmu zawsze to chyba błąd. Weźmy np. świetnego Foresta Gumpa który dopiero w filmie pokazał kim naprawde jest i jak wielkim jest idiotą:)
'Ja nie staram sie porównywać ksiązki i filmu'
Starasz się, starasz ;)
'A jeśli chodzi o to, że książka jest lepsza od filmu zawsze to chyba błąd.'
Chodzi o to, że jak najpierw przeczytasz książkę.. to film wyda Ci się gorszy.. a nie o to, że (cytuję) 'książka jest lepsza od filmu zawsze'.. Jak najpierw obejrzysz film, a potem przeczytasz książkę, będzie zupełnie na odwrót.. Ale idzie to w bardzo prosty sposób wytłumaczyć..
W każdym razie nie porównujmy książki z filmem..
PS. W filmie wg mnie już i tak jest natłok nazwisk i postaci.. ja nie czytałem książki, ale film oglądałem 2 razy.. i.. i tak połowy kolesi nie pamiętam.. Ale tak właśnie się dzieje, jak reżyser zbyt kurczowo trzymie się powieści.. Film musi orzyć własnym życiem dla każdego - a zwłaszcza dla tych co nie czytali książki..
racja, zastanowiłem sie chwile i tak, porównywałem, troszkę, książke i film. Wiem, że tak nie można, ale nie to stanowi dla mnie główny problem..
Nie pasuje mi, mimo swietnej gry aktorów nie wykozystanie ich w calosci przez rezysera, grają niezwykle, maja niezwykle zyciorysy jako bohaterowie, historia tez jest niesamowita, a jednak sa zwykli. Brakuje mi wyeksponowania ich od środka, nie wiem czy wiesz o co mi chodzi. Np jasne jest ze don budzi szacunek i groze, ale juz na drugi plan schodzi jakim byl wspanialym człowiekiem poza tym, że sprawdzał się jako mafioso. Nie jest ukazane jak w rzeczywistosci Kay musiała byc naiwna bedąc z Michaelem i nie orientując się w tym co naprawde się dzieje, a moze bylo to spowodowane jej miłością do niego, nie wieadomo. Wg. Coppoli oni byli poprostu razem, fajnie sie czuli, a po poprocie Michaela do kraju ot tak się zeszli.
Drażni mnie, że ta hostoria poprostu się dzieje, a nie "płynie" jakbym tego oczekiwał od filmu kultowego.
...moze troche przesadziłem ;)
Wiem o co Ci chodzi.. ale wg mnie jeśliby reżyser miał pokazywać dokładnie relacje pomiędzy wszystkimi bohaterami (kto? z kim? dlaczego?) to film, który już jest długi, trwałby dwa razy dłużej.. Trzeba w takich sytuacjach wybrać tylko te sceny, które są konieczne.. raczej nie wyobrażam sobie oglądać Ojca ponad 6 godzin.. Poza tym, Ojciec Chrzestny to film z natury gangsterski.. a nie melodramat.. Myślę, że gdyby reżyser bardziej skupił się na osobowości i relacjach pomiędzy bohaterami - przedobrzyłby sprawę.. wtedy to niebyłby najlepszy film w historii, a średni melodramat..
Drażni mnie, że ta hostoria poprostu się dzieje, a nie "płynie" jakbym tego oczekiwał od filmu kultowego.
Masz całkowitą rację.. tylko, że mnie to wogóle nie drażni..;) Ty chyba za bardzo nastawiłeś się na melodramat..
wujo mam takie same odczucia. czegoś było po prostu za mało. może ukazania władzy rodziny. bo tak jak w filmie to sie ma wrażenie że to zwykłe łajzy(żarcik- nie rzucać sie). w 2 czesci jest juz lepiej ale tam rządzi michael wiec wiadomo o co chodzi.
smieszne dla mnie jest jak w kazdym poscie sie bronisz przed tym by cie nie wyzwali bo nie podobal ci sie film wszechczasow(jak ja wyzej np.). i tak piszac dlugiego posta zniecheciles wiekszosc uzytkownikow ;)
tak bronie sie, bronie sie przed uzytkownikami bo zdaje sobie sprawe ze krytyka "ojca chrzestnego" której sam do końca nie rozumiem, na tym forum nie jest najmądrzejszą rzeczą...
obejrzałem sobie znowu część tzrecią i smiało moge stwierdzić, że Andy Garcia gra tam to coś czego brakowało mi w poprzednich częsciach i dziwie się, że wszędzi mówi się o wielkiej trójce trylogi(brando, pacino, de niro) a omija się świetnego Garcie.
pzdr.
Kazdy aktor zagral specyficzną rolę. Andy Garcia także stworzył wspaniałą postać. Tak jak i pozostali aktorzy drugoplanowi.
Pytasz o 'wielką trójkę'. To właśnie Brando, Pacino oraz De Niro odtwarzali role główne. Więc nie dziw się, że to o nich najczęściej się mówi.
Czasem wspomina się o aktorze, który zagrał rolę drugoplanową, ale najbardziej 'na świeczniku' są aktorzy, grający role główne.
I masz odpowiedz :)
Pozdrawiam.
Nie chce się licytować ale nie odbieram Vincenta jako postaci drugoplanowej. Najważniejszy oczywiście jest Michael, nie tylko w 3 części ale całej trylogi "Ojca..." to przez niego widz zagłębia się w rodzine i wszystkie te sprawy. Dopełnieniem wizerunku trylogi są dopiero brando, de niro i według mnie niesłusznie pomijany garcia, ja przynajmniej tak to odbieram
Jego rola jest tak samo istotna w trzeciej części jak brando w 1, a de niro w 2... zagrali tam zblizone co do ilosci odegranych scen postacie, dlatego nie rozumiem czemóż to ów aktor jest konsekwentnie pomijany.
Poza tym aktora należy oceniać nie za ilość a jakość która w tym zawodzie powinna być priorytetem.