Film niezwykły sam w sobie, ale jest także chyba najlepszym filmem o czasach komunistycznych jakie kiedykolwiek zostały nakręcone. A dlaczego? Ponieważ te czasy są w nich tylko tłem, a nie pierwszym planem do ukazania życia prostych ludzi i rożnych ich postaw wobec życiowych sytuacji. Owszem komunizm jest tu wszechobecny i dotyka każdego, ale gdyby ten film został osadzony w innych czasach, teraźniejszych na przykład, bohaterowie robiliby dokładnie to samo. Tytułowy "ojciec" Mesa w filmie amerykańskim na przykład zostałby bohaterem, bo niesłusznie uwięziony, represjonowany, itp. W filmie Kusturicy się nie zmienia, jest tym samym człowiekiem przed uwięzieniem i po nim i taki właśnie obojętny stosunek do tej postaci, a wręcz czasami odpychający udziela się widzowi przez cały film. I w tym tkwi wielkość tego filmu. Bez patosu, męczeństwa, zbędnego politykowania, osądzania co jest dobre a co złe, po prostu i zwyczajnie poprzez proste sceny "Ojciec w podróży służbowej" ukazuje życie takie jakie ono jest...