Czy aby zacząć być sobą, realizować się, spełniać, nie bać doświadczać szczęścia - musi wydarzyć się tragedia w postaci nieuleczalnej choroby? Czy naprawdę dopiero starość uświadamia nam, że nie trzeba (było) bać tworzyć codzienność na swoich zasadach?
Film jest piękną opowieścią o kobiecie, która wyzwala się z konwenansów na wieść o tym, że ma raka i zostało jej kilka tygodni życia. Dopiero wtedy przestaje bać się miłości, własne dobro stawia ponad oczekiwania rodziny i przyjaciół (którzy zresztą po początkowym oporze- w pełni zaakceptują jej wybór). Wszystko w malowniczym klimacie greckich miast, wysp i zabytków.
Nawet śmierć można przyjąć z uśmiechem na twarzy...
Spojlerujesz :-)))
Też się uśmiechnęłam,przeczytawszy"na starość" hehe. No,ale..jak się ma 20 lat,to pięćdziesięciolatek jest stary ;-))
Film bardzo ciepły ,mimo wszystko. Ładnie rozegrany psychologicznie. Straumatyzowany Grek odzyskuje wreszcie swoje życie w dużym uproszczeniu(choć z innym synem i bez żony).
po 50tce to się dopiero życie zaczyna ;) czasami bywa tak, że codzienne zycie nie powoduje / wywołuje / wymusza czy zachęca do zrobienia czegoś nowego, innego. Dopiero jak coś się zmienia, coś lub ktoś wywołuje jakiś impuls i wtedy zaczynamy robić coś nowego, innego. Ale wiek tu nie ma zadnego znaczenia :) A sam film w klimacie Almodovara. Podoba mi się