Nie wiem po co ja to piszę i tak tego nikt nie przeczyta,albo nie zrozumie.Nie żebym uważał ,że moja przemyślenia są jakieś szczególnie genialne,czy ważne dla ludzkości,ale są chyba warte uwagi.
Stevens uważał swego pracodawce za kogoś lepszego od siebie.Jakby istotę wyższą.Nigdy niczego nie oceniał,nie kwestionował,nie myślał.Zawsze zgadzał się z panem.Uważał go za kogoś ,kogo los słusznie postawił nad nim.Tymczasem okazuje się,że jego pan jest człowiekiem jak inni,jest omylny,chwiejny,na pewno nie jest moralnie lepszy od innych ludzi.Widzimy,że ludzie,od których zależą losy milionów,też mają swoje słabości i na pewno nie są lepsi od nas.Nikt z racji urodzenie,czy przynależności do jakiejś grupy ,automatycznie nie staje się moralnie lepszym.
I jeszcze dwa słowa o zasadach Stevensa.Doskonały przykład,gdy zasady zaczynają rządzić człowiekiem.Gdy on staje się ich niewolnikiem.