Film jest wg mnie fenomenalny, wywarl na mnie bardzo glebokie wrazenie i jego klimat
zapewne bedzie we mnie dlugo wywolywal wspomnienia.
Z drugiej strony chce napisac o czyms co mnie zaszokowalo tutaj: sluzalczosc Stevensa,
sluzalczosc, ktora tu niektorzy ladnie nazywali lojalnoscia czy oddaniem. Ja zupelnie tego
tak nie widze. Ten czlowiek, inteligentny i wyksztalcony przeciez, wyrzekl sie calkowicie
wlasnego zycia w imie pracy, ktora polegala na uslugiwaniu innym......
To mi sie kojarzy z nawolywaniem do lojalnosci wobec firm itp, tylko czemu pracownik ma
byc lojalny wobec firmy? Wykonuje jakas prace i ptrzymuje za to wynagrodzenie. Koniec,
kropka. Nie zauwarzylem przejawow oddania wobec sluzby ze strony Lorda Darlingtona, ta
lojalnosc jest wiec jednostronna.... zupelnie jak teraz: lojalnosci sie wymaga, ale jej nie
ofiarowuje.
Niemniej Hopkins i Tomson stworzyli absolutnie wspaniale krecje i film bardzo mi sie
podobal :)
Na mnie ten film również wywarł duże wrażenie, przede wszystkim ma klimat, którego brakuje wielu filmom. Od pierwszej chwili film mnie zaciekawił.
Służalczośc wobec firm. Mnie się wydaje, że film pokazuje człowieka który poświęcił całe życie karierze, przez co był nieszczęśliwy, bo niby jeat usatysfakcjonowany swoją posadą, ale tak naprawdę nie potrafi sobie poradzić ze swoim życiem.
Ilu ludzi takich jak on jest wkoło nas?
Uzależnionych od pracy, którzy o tym, że przegrywają życie, nie chcą słyszeć.
Nikt nie chce przecież umierać w samotności.
Dla mnie film jednoznacznie przestrzega przed tym, by w imię kariery poświęcić się be reszty.