Będę powtarzał do kroćset, film zwalił mnie z nóg. Jeszcze żaden film nie trzymał we mnie w tak przejmujący sposób emocji. Wspaniałe sceny: kiedy panna Kenton informuje Stevensa o śmierci jego ojca, lub gdy wyrywa mu (rzekomo nieprzyzwoitą) książkę... niesamowita scena ostatniego pożegnania... eh, jest co wymieniać. Ale przede wszystkim trzeba to zobaczyć.
Z nóg to może zwalić cios ,choroba,zmęczenie,ale chyba nie film.Często spotykam to wyrażenie i zaczyna mnie ono drażnić.
Film znakomicie zagrany,słowem,gestem,spojrzeniem.Rewelacja.Tak sobie pomyślałem,a gdyby Stevens uległ uczuciu,to co by się stało?Przecież panna Kenton kochała go takiego jakim był,czyli całkowicie oddanego służbie jego lordowskiej mości.A co Stevens mógł jej dać,gdyby rzucił pracę?Przecież ona(praca) była dla niego wszystkim.Czy panna Kenton kochałaby Stevensa nie-kamerdynera?Odpowiedź chyba nie jest taka oczywista.Wzruszamy się ich niespełnioną miłością.Tak sobie myślę,że gdyby Stevens przełamał swój chłód i wyznał miłość,unieszczęśliwiłby ją.On chyba chciał by była szczęśliwa z innym.Niestety,nie była.
a to dziwne bo ja również powtórzę: ten film zawala z nóg, nawet jeśli siedzisz w fotelu..:)Film swoją siłą naprawdę porusza, muzyka jest wspaniałym dopełnieniem i wzmocnieniem akcji, przepiękne zdjęcia, niezwykle wciągający scenariusz no i dwie główne role, które są najprawdopodobniej jednymi z najlepszych, jakie miałam okazję widzieć w kinie. Jestem pod ogromnym wrażeniem.
Mnie najbardziej urzeka to zderzenie mentalności amerykańskiej z brytyjską. Świetna opowieść o miłości, bo nietypowa i nie przesłodzona. I przede wszystkim Anthony Hopkins - doskonale wcielił się w postać kamerdynera. Niesłychanie klimatyczny film.
a książkę czytaliście?? Ja miałem ten fart, że czytałem ją przed filmem. Polecam jeśli film się podobał