Południowoafrykański sędzia Richard Goldstone, Żyd i syjonista mianowany na czele oenzetowskiej komisji do zbadania przebiegu izraelskiej operacji „Płynny ołów” w Strefie Gazy (co miało zapewnić obiektywizm jego badań), 1 kwietnia opublikował w Washington Post tekst, który dezawuuje konstatacje ogłoszonego we wrześniu 2009 raporu: izraelskie zbrodnie wojenne nie były zbrodniami, gdyż „nie były intencjonalne”. Masakra kobiet i dzieci, zniszczenia, używanie cywilów jako żywych tarcz do ochrony czołgów, były po prostu serią pomyłek i przypadków, zrozumiałych podczas tego typu ekspedycji. Po przemyśleniu sprawy sędzia zrozumiał, że to, co się wydarzyło, było normalne.
Raportów ONZ nie należy czytać ani im ufać, dlatego prasa cytuje je tylko w wyjątkowych wypadkach. Np. z ostatniego komunikatu ONZ (UNRWA) wynika, że w marcu władze izraelskie rozjechały buldożerami bądź wysadziły w powietrze 76 palestyńskich domów na okupowanym Zachodnim Brzegu Jordanu. W lutym tylko 70. Ot, codzienność okupacji. Kto by o tym pisał? To wszystko jest przecież normalne.
Protestować przeciwko temu? Izrael bardzo szybko doprowadził do zamknięcia na Facebooku strony o „Trzeciej Intifadzie”. Arabskie powstania i bunty są przecież nienormalne. Amerykańskie środowiska żydowskie domagają się teraz od Facebooka miliarda dolarów odszkodowania. Taki Facebook sobie poradzi, ale inni niech się boją. Samokrytyka nie zawsze wystarczy.